Chapter 24 - Fragility

489 56 22
                                    

Od autora: zostałam źle poinformowana przez pewną osobę i jak się okazało, na zwykłych oddziałach nie ma czegoś takiego jak wyjście ze szpitala w trakcie świąt bez wypisu. psuje mi to rozdział XDD bo jest trochę rozstrzał czasowy, dlatego zostawię tak, jak jest. nawet jakbym chciała zmienić i uznać, że harry okłamał louisa, żeby szybciej wyjść, to wciąż jest zbyt dużo zmieniania :/ przepraszam za ten błąd

Chapter 24 — Fragility

Miał nadzieję, że uda mu się obudzić przed Harrym. Poprzedniego wieczoru zanim zasnął, nie miał okazji się w niego wpatrywać, z uwagi na pozycję, w jakiej się znajdowali. Dzięki przytuleniu się do bruneta w ten sposób, Louis czuł się spełniony, jednak wciąż brakowało mu spoglądania na jego spokojną, wypoczętą twarz. Jedynie udało mu się co jakiś czas pocałować jego kark i zbliżyć się do niego tak, że nie mógł oddychać, ponieważ noc miał wciśnięty w burzę loków.

Wiedział, że nie będzie jeszcze tak, jak chciał. Droga, przez którą przechodził z Harrym pod żadnym względem nie była łatwa, więc wchodzenie w bliższą relację z nim również nie będzie należało do najprostszych. Brunet często się denerwował, nie chciał być przez nikogo dotykany — w szczególności przez Louisa — i nie był osobą, która od pierwszego pocałunku wejdzie w rolę najcudowniejszego kochanka.

Ale on to przyjął, ponieważ chciał Harry'ego w całości. Pragnął się do niego zbliżyć, chciał o niego walczyć i chciał być przy nim w każdym momencie jego życia. Kochał go miłością najszczerszą, więc jeśli miał poczekać kolejne kilka miesięcy lub lata, by móc go całować i przytulać kiedy tylko chciał, to poczeka.

Gdy się obudził, druga strona łóżka była już zimna. Louis uchylił jedną powiekę i zauważył, że na miejscu, w którym spał Harry, chłopak położył kilka kocy. Szatyn westchnął cicho, zmęczony i pragnący jedynie wrócić do snu, po czym powoli zaczął się podnosić do siadu.

Widok, jaki zastał, bardzo go poruszył. Harry siedział przy jego biurku i z pełną koncentracją układał klocki. Stworzył małą wieżę, przy której stali strażnicy (Harry namalował na niektórych klockach twarze i garnitury), a tuż obok zrobił przyczepę. W środku znajdowały się kartki z postaciami i rysunkami zwierząt.

— Podobają ci się?

Harry zastygł z jednym klockiem w dłoni. Niepewnie spojrzał na Louisa, a na jego policzkach pojawiły się jasne rumieńce.

— Bardzo — odpowiedział cicho. — Jeszcze takich nie miałem.

— I co? Będziesz mnie dzisiaj ignorował cały dzień, bo będziesz je układał? — zaśmiał się cicho, a Harry wzruszył ramionami. — Hej, miałeś powiedzieć oczywiście, że nie skarbie, w drugi dzień świąt jesteś dla mnie najważniejszy.

Odpowiedział mu śmiech ze strony Harry'ego. Im dłużej Louis mu się przyglądał, tym bardziej widział w nim to małe, bezbronne dziecko, które umarło dziesięć lat temu — po udanym świątecznym dniu, obudził się wcześnie rano i zaczął rozpakowywać swoje prezenty. Louisowi zachciało się płakać.

— Przyjedziesz do mnie jeszcze na chwilę, czy dziś cały dzień będziesz bawił? — zapytał z łagodnym uśmiechem. — Bo wiesz... U mnie jest ciepło i miękko, a tam przy stole zimno i twardo.

Harry przewrócił rozbawiony oczami na te słowa. Odłożył klocki, które trzymał w ręce i położył się na łóżku, pozwalając Louisowi owinąć swoje ramiona wokół jego talii i pocałować w szyję. Po tym obrócił się na lewy bok, by leżeć z szatynem twarzą w twarz.

— O szesnastej mam wrócić do szpitala — powiedział ze smutkiem. — Nie chcę tam wracać, mam już dość leżenia w tamtym łóżku. Chciałbym wrócić do pracy i na lodowisko.

The Blackest Swan | Larry Stylinson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz