4. Depozyt dzieci

1.8K 102 45
                                    

pilar



– To dziecko?! - pisnął wchodzący za Gavim Ansu.

Wymieniliśmy z Gonzalezem zażenowane spojrzenia. Oparłam głowę o futrynę drzwi, nie reagując nawet na trzymanego w ręku smarkacza, który postanowił boleśnie pobawić się moimi włosami.

– Nie, cholera, tresowana małpka - parsknął Pedri.

Już miał zamykać drzwi za swoimi przyjaciółmi, gdy w progu pojawił się Ferran z Playstation trzymanym pod pachą.

– Boże, to dziecko!

– Ku... - zmroziłam spojrzeniem Gonzaleza, który właśnie kolejny raz próbował złamać zasadę numer trzy. – Cholera, jesteś idiotą, Torres.

Fati, który wychowywał się w naprawdę dużej rodzinie i mimo swojego młodego wieku był tą jedną ciotką każdego dzieciaka na świecie, aż pisnął z podniecenia, przebierając nogami w powietrzu.

– Mogę go potrzymać? Tylko na moment! Błagam, Pilar, pozwól mi! - jęczał.

Gdyby nie fakt, że Alba pewnie zamordowałaby mnie, jeśli młodemu by się coś stało, sprzedałabym go nawet za pięć wielbłądów jakimś arabom na targu. Co ja gadam! Gdyby znaczyło to, że przestanie wreszcie ciągnąć mnie za włosy, oddałabym go za darmo i nawet dopłaciłabym do interesu.

Pamiętacie, czym straszyli nas rodzice w dzieciństwie? Mi, gdy byłam niegrzeczna, mama zawsze powtarzała, że przyjdzie diabeł i zabierze mnie do mieszania smoły albo weźmie mnie w worek i zrobi ze mnie mydło. Oczywiście był też szeroko pojęty Pan, który przychodził po każde dziecko na świecie i zabierał je, kiedy nie chciało wyjść z placu zabaw.

Słyszałam, że teraz podobno odchodzi się od tych praktyk, bo specjaliści twierdzą, że negatywnie wpływa to na psychologię i funkcje poznawcze dzieci. Cholera, gdzie oni byli, kiedy to ja dostawałam suchą wierzbą po dupie, bo wuj Carlos stwierdził, że świetnym pomysłem będzie wpuszczenie w Boże Narodzenie do domu przebranych za antychrysty kolędników? Problem w tym, że Santiago był dzieciakiem, który nie bał się niczego i nic nie robił sobie z moich prób postraszenia go duchami czy innymi nocnymi marami, jakie przychodziły do smrodów, które biły swoje ciotki. Oczywiście byłam przeciwna wszelkiej agresji w stosunku do dzieci i nie zamierzałam praktykować takich działań. Nie byłam jednak też zwolennikiem bezstresowego wychowania, które w większości przypadków sprowadzało się do tego, że taki bękart przejmował kontrolę nad własnymi rodzicami i wszystko było mu wolno.

Nie mogłam dać wejść sobie na głowę i właśnie dlatego wepchnęłam Santiago w ramiona Gonzaleza, który z kolei podał go totalnie zaachwyconemu Ansu.

– Kto jest dzidziusiem wujka? No kto? - piszczał, gilgocząc go po brzuchu.

Miałam ochotę płakać z bezsilności. Było przed dwudziestą drugą, a ja czułam się co najmniej tak, jakbym chlała do białego rana trzy dni z rzędu. Musiałam wyglądać równie tragicznie, bo gdy Torres spytał o moje cienie pod oczyma, miałam ochotę udusić go kablem od tego pieprzonego Playstation.

– Ani słowa - mruknęłam, celując w niego palcem wskazującym.

Jak można się domyślać, moje stosunki z kumplami Pedro bywały dość napięte. Po tym, jak rozeszliśmy się po raz drugi, ale jeszcze przed tym, jak zeszliśmy po raz trzeci, Gavi jasno dał mu do zrozumienia, że mnie nie lubi. Teraz, choć starał się robić dobrą minę do złej gry, spoglądał na mnie jak na zło konieczne, podłączając kilka kabelków do mojego telewizora. Z kolei ten idiota Ferran był jak flaga na wietrze - gdy między mną a Pedrim był względny spokój, zamieniał się w ckliwą psiapsiółkę. Z kolei kiedy darliśmy ze sobą koty, spamował mi emotikonką kupy na instagramie i powtarzał, że na miejscu Gonzaleza nie dałby sobą pomiatać, choć sam schodził się z Sirą po sto tysięcy razy. Ansu był neutralny - zawsze twierdził, tu cytat, że to, czy skaczę jego kumplowi na kutasie, czy nie, jest tylko i wyłącznie sprawą między nami. Choć niezbyt odpowiadał mi przekaz jego słów, byłam mu za to niezwykle wdzięczna, bo on jako jedyny zachowywał się wobec mnie w porządku.

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz