8. Kowalski, analiza!

2K 114 65
                                    

pilar






– Kurwa, Gonzalez, wiedziałem, że masz ptasią mordę, ale teraz przebiłeś nawet samego siebie - stojący obok mnie Gavira kwiczał ze śmiechu, kiedy Pedro pojawił się na szpitalnym korytarzu z gipsem na pół twarzy. – Wyglądasz jak pingwin z Madagaskaru! Kowalski, analiza! - zgiął się w pół, łapiąc się za brzuch. – Chyba się zesram!

– No, boki zrywać - mruknął niepocieszony Gonzalez, przyglądając się swemu odbiciu w metalowej blaszce na drzwiach. – Ja pierdolę, matka mnie w domu nie pozna. Gavi, idioto, ty to chyba miałeś spięcie w inkubatorze. Weź znajdź Boga w swoim życiu.

Bilans był dla nas bardziej niż niekorzystny. Po tym, jak przetransportowano Pedro do szpitala, od razu wzięto go do gabinetu chirurgicznego jeszcze zanim dojechałam na miejsce. Wobec tego musiałam wykłócać się z pielęgniarką siedzącą na dyżurce, że jestem jego narzeczoną a trzymane w ręku dziecko to nasz syn, bo w innym wypadku nie byłabym nawet upoważniona do informacji o jego stanie zdrowia. Później dojechał do nas Gavi z Ferranem i Sirą, a tuż za nim trener. Gloria, matka Pedro, została niezwłocznie poinformowana i była już w drodze, więc panikowałam na samą myśl o spotkaniu z nią.

Złamany nos eliminował Gonzaleza na co najmniej kilka meczów i treningów, w tym kilka ostatnich spotkań, które ze względu na przesunięcie La Ligi rozciągnęły się w czasie - zamiast zakończyć się z początkiem czerwca, będą trwały aż do pierwszego tygodnia lipca. Bark Gaviego jednak skutecznie pozbawił go reszki sezonu, co potwierdził nawet patrzący na to krytycznym wzrokiem Xavi.

– Rzeczywiście wygląda jak pingwin - szepnęła mi do ucha Sira, powstrzymując cisnący się na usta śmiech. – Znaczy się tak, tak, bardzo szkoda - odchrząknęła, czując na sobie wzrok Gonzaleza. – Ka boom?

Zachichotałam, próbując ukryć uśmiech za trzymanym na rękach Santiago. Pedri spojrzał na mnie zażenowanym wzrokiem, pokręcił głową i westchnął ciężko. Już miał coś powiedzieć, gdy drzwi prowadzące na oddział zamknęły się z głośnym hukiem:

Mamma mia! Synu, jak ty wyglądasz?!

Gloria, która miała korzenie i hiszpańskie, i włoskie, była prawdziwym terrorem w najprostszym tego słowa znaczeniu. Jeśli tylko wyobrażacie sobie głośną, zdenerwowaną włoską kobietę po pięćdziesiątce, to taka właśnie była mama Pedro. Nie lubiła mnie odkąd pamiętam (z wzajemnością, oczywiście), choć poza tym, że z jej synem schodziliśmy się i rozstawaliśmy, co znacznie odbijało się na jego samopoczuciu, nie zrobiłam nic złego. Była zupełnym przeciwieństwem Fernando, starszego brata Pedro oraz ich ojca, Alejandro, którzy byli naprawdę w porządku. Osobiście sądziłam, że za wytrzymanie z tą jędzą prawie trzydzieści lat pan Gonzalez powinien wnioskować o order, bo sama w życiu z własnej woli nie spędziłabym z nią więcej niż dnia. Czasami dziwiłam się, jak ta kobieta mogła wychować Pedro, który był chyba najbardziej empatyczną osobą jaką znałam.

– Mamo...

– No, i jeszcze ta dziewucha - prychnęła spoglądając na mnie chłodno. – Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie będzie. Ubieraj się, wracamy do domu.

Gavi omal nie zakrzusił się własną śliną. Obaj z Ferranem również nie przepadali za Glorią, dlatego tylko skrzyżowali spojrzenia, zaciskając usta w wąską linię.

– Mamo, nie wracam z tobą do domu. Jestem potrzebny...

– Nie widzisz, że ta dziewczyna przynosi ci same kłopoty?!

– No, ostatnimi czasy kłopoty przynosi mi raczej Gavi - odburknął jej Pedri. – Pilar nie ma z tym nic wspólnego. Jedź do domu, mamo. Wszystko gra, naprawdę.

Houston, we have a problem | pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz