Część 14. Luke

504 28 14
                                    

Hejt w internecie to plaga dwudziestego pierwszego wieku. Wszystkim zdaje się, że są tacy anonimowi i to daje im prawo do wyzwisk, obrażania i krytykowania bez żadnego uzasadnienia. A to gówno prawda. Nikt nie myśli o tym ile szkód mogą wyrządzić słowa. 

Jak zaczynaliśmy z Saint Devils publikować na Youtubie to pod każdym filmikiem czy zdjęciem, były wypowiedzi, jacy jesteśmy beznadziejni, że przysłużymy się światu, jak przestaniemy grać. Czasem pojawiało się też coś na temat tego, jak wyglądamy. Ja miałem depresje, gorsze problemy niż opinia jakichś popaprańców i po mnie to spływało. Najbardziej dotknęło to Ashton'a.

Nie mogłem pozwolić, by Liv straciła pewność siebie, przez jakieś pieprzone anonimy, które chowają się za fasadą internetu. Zwykli tchórze. Nakręcałem się coraz bardziej. Redakcja gazetki szkolnej znajdowała się na pierwszym piętrze. Było to małe pomieszczenie, stały tu dwa połączone dłuższymi bokami biurka, na nich leżały różne bibeloty jak kolorowe karteczki, zakreślacze, kolorowe długopisy. Ben stał obrócony do mnie plecami, kartkując jakąś książkę.

– Słyszałem, że mieliście włam na insta. – Na dźwięk mojego głosu podskoczył i obrócił się, chowając książkę za plecy.

Jakby mnie obchodziło, co czyta. Chłopak był średniego wzrostu i dość wątłej budowy. Nosił sweterki w serek, a włosy zawsze miał ulizane na lewą stronę. Nie wiem, czym je traktował, ale nawet podczas WF-u nigdy nie omsknął mu się na twarz żaden kosmyk.

Wydawał się nieszkodliwy, jednak ja wiedziałem, że śliski z niego typ. Rozsiadłem się na obrotowym krześle, obserwując jak na jego twarzy, pojawia się niekontrolowany grymas.

Nie lubiłem go, a wszystko przez to, jak obiecał w drugiej klasie, że zamieści informację o naszym zespole w gazetce i napisze relacje z koncertu. Twierdził, że jest naszym fanem, a nas obsmarował. Od zarzucania nam braku słuchu muzycznego, po denne teksty piosenek – gramy przecież cover popularnych piosenek i tylko on mógł napisać, że Tylor Swift ma denne piosenki – i brak umiejętności tanecznych, jakbyśmy tam odstawiali choreografię niczym Beyonce. Pamiętam to zdanie do dziś „wokalista wije się po scenie niczym paralita". Ben Walker zdecydowanie był na mojej – jak i całego zespołu – czarnej liście.

– Tak – odparł, unosząc wysoko podbródek.

– No więc może wyjaśnisz mi teraz, jak znalazło się tam moje zdjęcie z Liv. – Złączyłem dłonie i położyłem na brzuchu, fałszywie uprzejmy uśmiech zagościł na mojej twarzy.

– Nie wiem, jak wcześniej powiedziałeś, ktoś musiał się włamać.

– Oboje wiemy, że to nie prawda Ben. Przez pięć lat, odkąd istnieje ten profil, nikt nigdy się na niego nie włamał, a nie uwierzę, że żaden ostatni rocznik nie próbował. Więc albo powiesz mi, komu podałeś hasło i login, albo ze screenami zdjęcia i komentarzy pójdę do pani dyrektor i powiem, że to ty to opublikowałeś. Liv jest nieletnia, a widać jej kawałek pośladków, jak myślisz, pod jaki artykuł prawny to podciągnąć? – Zacząłem gładzić palcami brodę – W dodatku nie wyraziliśmy zgody na publikację zdjęcia, no i te komentarze... Nie wygląda to dobrze. – Z tymi screenami blefowałem, ale nie musiał o tym wiedzieć.

Modliłem się w duchu, by złapał haczyk. Patrzył na mnie hardo, próbując mnie przejrzeć, a ja dalej z tym samym – nieustępliwym – wyrazem twarzy spoglądałem na niego.

– Nic nie masz. – Przez jego twarz przemknął cień niepewności.

– Mam. – Wstałem i ruszyłem do drzwi. – Możesz mi nie wierzyć. Całe szczęście dyrektorka mi uwierzy. Na razie Ben. – Otwierałem drzwi, gdy ten jednak kazał mi zaczekać.

HAPPILY NEVER EVEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz