Światło

65 4 6
                                    


Obolała, po niepamiętanych wydarzeniach, nie ruchomo leżałam na łóżku. Słyszałam czyjeś, wydające się być znajomymi głosy, a do moich niemalże ślepych oczu, powoli dochodziło światło.

- spójrzcie, budzi się – krzyknął ktoś radosnym głosem, prowadząc mnie w jeszcze większy zamęt.

Nie miałam zielonego pojęcia gdzie obecnie się znajduję i co się ze mną dzieje. Szczerze mówiąc, nie umiałam nawet poukładać tych wszystkich rozgonionych myśli, i skupić się na jakiejkolwiek analizie sytuacji, przez co pamięć o moich tamteiszych przemyśleniach, niemal całkowicie przepadła.

Z trudem, rozsunęłam sklejone powieki. Wszystko, widziałam jak przez mgłę. Świecącą kulkę, najpewniej będącą lampą oraz kilka rozmazanych twarzy, pochylających się nade mną.

- wszystko dobrze – zapytał jakiś chłopak, gładząc moje policzki – nieźle oberwałaś mała

Mimo iż nie znałam dokładnego pochodzenia dotyku, kontakt ten jakby mnie uspokajał a nawet i przyjemnie koił.

Czułam, jak stado rozgonionych myśli układa się w całość, powoli porządkując coś w rodzaju wspomnień. To wszystko, co jeszcze niedawno było mi całkowicie obce i jakby nie przeżyte na nowo kształtowało się w mojej głowie. Wiedziałam jak to wszystko się zaczęło, ale za Chiny nie umiałam przypomnieć sobie momentu wypadku. Chwili, której o mało nie przypłaciłam życiem.

Wszystko, początek swój miało parę długich miesięcy temu, kiedy to pierwszy raz usłyszałam o tak zwanym wirusie TGRI - the global rabies infection. Choroba, bliźniaczo podobna do popularnej wścieklizny, (po angielsku rabies) powodowała agresję, nadpobudliwość, a także krwotoki z ust, nosa oraz oczu. Jak twierdzili ,,eksperci", rozprzestrzeniała się głównie przez kontakt z zarażonymi, w przypadku którego doszło do zranienia i wypływu krwi. Mimo iż służby, wprowadziły kwarantannę, na praktycznie cały świat, zakazy wszelakich transportów między granicznych (co rzecz jasna było praktycznie niewykonalne, i mało kto tego przestrzegał) oraz ciągłe patrole służb mundurowych, zaraza w szybkim tempie rozprzestrzeniała się po planecie, wyniszczając miliony, a po czasie i nawet miliardy istnień. Mocniejsi, stawiający opór, w parę godzin kończyli jako bezwładni zarażeni, słabsi natomiast, już po krótkim kontakcie z chorym, kończyli na ziemi, zamordowani w okropnie brutalny i niemalże nieludzki sposób. Nie była to, znana z wielu popularnych filmów apocalipsa zombie, (mimo iż w skutkach była do niej bardzo podobna) lecz coś znacznie gorszego, gdyż nie chodziło tu o ledwo ruszających się umarlaków, a opentańców, z bronią w ręku .

Po niecałych dziesięciu miesiącach walki, większość krajów upadła. Władze, zostały wymordowane, bądź też pouciekali do bezpiecznych rezydencji, gdzieś na malowniczych wyspach z dala od zdanej tylko i wyłącznie na siebie cywilizacji. Ja również, wraz z moją matką próbowałyśmy opuścić zinfekowane miasto. Z powodu końca zapasów, uciekłyśmy z domu, w poszukiwaniu jakiejś większej, bezpiecznej osady, w której to mogliśmy przetrwać apocalipsę. Na próżno.

Podczas przemierzania jednej ze ślepych uliczek - miejsca, które według naszych rozważań, miało być puste, i wolne od zainfekowanych okazało się śmiertelną pułapką.

Gdy zauważyliśmy chorego, mama obiecała odwrócić jego uwagę, i zaatakować go nożem kuchennym – jedyną bronią którą obecnie posiadaliśmy. Odczuwany przeze mnie stres, praktycznie mnie unieruchomił, a jedyne co byłam w stanie zrobić, to patrzeć jak jeden z potworów, wbija nóż, w gardło mojej matki.

Natychmiast, krzyknęłam z obrzydzeniem, czego chwilę po tym pożałowałam.

Zwróciłam na siebie uwagę zarażonego, narażając się na okropne niebezpieczeństwo. W normalnej chwili, płakałabym za matką, teraz jednak przerażenie faktu goniącego mnie mordercy, i dopingująca adrenalina nie pozwalała normalnie zebrać myśli. Zaczęłam uciekać.

Zapamiętaj mnie, gdy stanę się potworem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz