Żałoba

23 2 1
                                    

Już po paru dniach, ból głowy jakby magicznie zmalał, a po dużej ranie, pozostała jedynie nie wielka blizna, i fioletowy siniak nad prawym okiem. Dylan mówi, że mi z nim do twarzy. Po prostu nie umiem, dłużej się na niego gniewać.

Wstałam trochę po ósmej, wybudzona przez głośnie śmiechy dochodzące najpewniej z kuchni. Mocniej, naciągnęłam na siebie praktycznie całkowicie zsuniętą kołdrę i zamknęłam oczy, z nadzieją że moje ciało pozwoli sobie na jeszcze chwilę spokojnej drzemki.

Nic z tego.

Nie potrafiłam zasnąć, ani nawet leżeć w bez ruchu, mimo iż wychodzić również mi się nie chciało. Nie miałam zamiaru odpowiadać na liczne pytania, dotyczące mojej piątej już nocy i dość kiepskiego stanu zdrowia.

Po prostu nie miałam już siły.

Może i wychodzę w tym momencie, na zadufaną w sobie lalę lubiącą towarzystwo jedynie samej siebie, lecz wierzcie mi że sam fakt tak szybkiego obrotu akcji, oraz nagła śmierć mojej matki nie pozwalały mi normalnie funkcjonować przynajmniej przez ostatni czas. Czułam się tym wszystkim po prostu przytłoczona, i okropnie zmęczona. Zbyt, zmęczona.

Koniec końców, musiałam jednak wyjść do ludzi i pokazać im że w ogóle żyję, zanim oni zdecydowali by się podjąć ten krok jako pierwsi. Nie chciałam, by zauważyli mnie jako skulonego przegrywa, beczącego w poduszkę już po raz trzeci albo i nawet czwarty.

Z trudem i wyraźną nie chęcią do praktycznie wszystkiego, ociężale wygramoliłam się ze sporych rozmiarów łóżka Tomoko, jeszcze bardziej poniewierając i tak wykrochmaloną już pościel w koty.

Ubierając swoje czerwone konwersy, po raz kolejny przypomniał mi się smutny obraz matki, która to dała mi je na ostatnie, dziewiętnaste urodziny.

Nie mogłam wręcz uwierzyć, że ledwo co wstałam z łóżka, musiałam hamować to okropne uczucie napływających do moich jeszcze zaspanych oczów łez.

Mówiąc szczerze, by całkowicie się takich sytuacji pozbyć musiałabym wyrzucić większość posiadanych przeze mnie rzeczy, gdyż wywołują one te wstrętne, przypominające mi o niej wspomnienia. Z drugiej jednak strony, nie mogłam się ich pozbyć, ponieważ znaczyło by to całkowite rozstanie nie tylko z nią, ale i wszystkim z czym mi się kojarzyła.

- witaj Ewangelinka

Ledwo co zdążyłam w toczyć się do kuchni, moim oczom ukazały się uśmiechnięte twarze znajomych, idealnie kontrastujące z bliską płaczu moją.

Nie odpowiedziawszy, klapnęłam na jednym z drewnianych stołków kuchennych tuż obok radosnego Dylana.

- co ty jakaś taka skwaszona.

Jako iż odpowiedź na tego typu pytanie miałam wyryte w przygotowanym jeszcze przed przybyciem scenariuszu, bez zastanowienia i z delikatnym rzecz jasna wymuszonym uśmiechem odrzekłam pośpiesznie.

- jestem zmęczona.

- co dziennie jesteś zmęczona – zawzięcie ciągną chłopak

- no to widzisz – tym razem, improwizowałam.

Przyjaciel zapewne pragnął coś dorzucić, lecz rozmowę prędko przerwała nam krzątająca się po kuchni Tomoko.

- zostaw ją Dylan. Dobrze wiesz, w jakiej jest sytuacji i kogo straciła.

Dziewczyna delikatnie zmarszczyła brwi.

Mimo iż nie był to wzrok wykazujący jakieś negatywne (a przynajmniej bardzo) emocję, gdyby był on skierowany na mnie, najpewniej od razu zalałabym się łzami.

- po prostu się o nią martwię. Czy to źle ?

Na to pytanie, już nie odpowiedziała, lecz jedynie ostrzegawczo się na niego spojrzała.

Chwilę potem, jej sympatyczny już wzrok skierowała na mnie i z śmiechem na ustach, podała mi wesołe kanapki z szynką i pomidorem na tak zwany dobry początek dnia.

- dziękuję – bąknęłam po raz kolejny zmuszając się do uśmiechu swoją sztucznością, bijącą na co najmniej kilometr.

- nie ma za co. Smacznego.

Powoli jadłam całkiem smaczne kromki, skrycie przysłuchując się na pozór zwyczajnej rozmowie Lary i Tomoko o ich dawnych historiach miłosnych i powodach ich końca. Chłopak natomiast, nie co obrażony z faktu że wszyscy ze mną na czele mają go gdzieś, lekko obrażony wymknął się do garażu tłumacząc się przy tym koniecznością naprawienia zepsutego auta.

- jak nie chcesz, nie musisz się z tym męczyć.

Chwilę zajęło mi zrozumienie, że słowa te skierowane były ku mojemu zdziwieniu do mnie. Nie wiedziałam czy chodziło jej o jedzenie, czy też moją ogólną sytuację na temat której wolałam się nie wypowiadać, więc po prostu siedziałam tępo gapiąc się w blat oczekując na dokładniejsze sprecyzowanie pytania.

- nie musisz tego jeść

Znacząco pokiwałam głową.

Nie miałam siły użerać się ani z buzującymi we mnie emocjami, ani niby przyjaznymi, ale wciąż skanującymi mnie spojrzeniami dziewczyn, więc po prostu grzecznie przeprosiłam i z lekkimi wyrzutami towarzyszącymi mnie już w trakcie odstawiania jedzenia skierowałam się w stronę bezpiecznego i na pozór zacisznego pokoju w celu finalnego wyładowania wszystkich dręczących mnie emocji na świetnie nadającego się do tego jaśka.

Zapamiętaj mnie, gdy stanę się potworem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz