Mijały godziny, odkąd oddelegowani przez Dumbledore'a członkowie Zakonu opuścili Grimmauld Place. Pozostali, zmuszeni przez tracącego czasem zmysły dyrektora do pozostania w niezbyt przytulnym salonie, usilnie próbowali znieść oczekiwanie. Były walentynki, a oni nie mogli spędzić ich ani w zamku, ani na misjach, jak pozostali członkowie Zakonu i Gwardii Dumbledore'a.
Harry leżał znudzony na długim, drewnianym parapecie. Długie, chude ramię opadało luźno wzdłuż ściany, a Ron podśmiewał się, że gdyby nabrał w końcu ciała i przestał mieścić się w takich miejscach, jak wąski parapet, to może wujostwo przestałoby wpadać na serwowanie mu tak absurdalnych warunków mieszkaniowych, jakie zapewniają mu podczas wakacji. Ron i Ginny szybko podłapali od niego radosny nastrój i – mimo powagi sytuacji – dowcipkowali na prawo i lewo, próbując rozweselić nawet Snape'a.
Syriusz, zmęczony napięciem, które wyczuwalne było w całym powietrzu, wyjął z barku butelkę Ognistej, potrzącając nią pytająco. Po chwili wszyscy, włączając w to Snape'a, popijali już swój trunek. Kiedy pierwsza butelka została opróżniona, a na stół trafiła kolejna, Harry wpadł na najgłupszy pomysł, na jaki mógł wpaść tuż przed wojną.
- Nigdy nie grałem w butelkę. – Westchnął, kręcąc nią po drewnianym blacie.
- Nigdy... - zaczęła Ginny.
- Nie jest... - kontynuowała Luna.
- Za późno! – krzyknęły wesoło niczym bliźniacy, gotowe do rzucenia czaru na butelkę.
Snape parsknął, dolewając sobie więcej alkoholu, Syriusz spojrzał znacząco na Remusa.
- Wiesz, Harry, Twój ojciec chciałby, żebyś korzystał z młodości. – powiedział łagodnie, kładąc mu dłoń na ramieniu, co spotkało się z kolejnym parsknięciem Snape'a.
- No, dalej, zaczynamy! – Ron, nieco już podpity, zdawał się być bardziej niż chętny do zabawy.
- Zaraz! Nie wolno nam! Każdy z nas jest związany Wieczystą Przysięgą, musimy mieć swoje sekrety! Poza tym, przecież... przecież są tu NAUCZYCIELE! - Odezwała się Hermiona, przyjmując swój oskarżycielski ton.
- Daj spokój, Mionka! Wszyscy jesteśmy pełnoletni, a w szkole czekają nas już tylko egzaminy! Nie psuj zabawy, no już! Poza tym, czarodzieje mają swoją wersję tej gry. Zaczarowuje się butelkę i nikt nie może zadać pytań, na które druga strona nie może odpowiedzieć w związku z jakąś przysięgą. No, i nie można też skłamać albo nie wykonać zadania, chyba że chce się dostać karę! Super, co? – rudzielec poprawiał już swoje krzesło, by wygodniej mu się grało.
Hermiona rozejrzała się przerażona, szukając kogoś, kto wesprze ją w absurdalności tego pomysłu.
- Profesorze Snape! Proszę przemówić im do rozsądku!
- Nie tchórz, Snape. Może nawet wyciągniesz z tej zabawy coś dla siebie. – Podpuszczał go Syriusz i to przeważyło.
- Ja nie tchórzę. Po prostu nie lubię zniżać się do waszego poziomu. – powiedział, po czym dodał niechętnie. – Zgodzę się, jeśli dostanę jeszcze jedną butelkę tylko dla siebie.
Po chwili wszyscy – Harry, Ron, przerażona Hermiona, Luna, Ginny, Neville, Cho, Draco, Lavender, Remus, Syriusz i Snape – siedzieli już wygodnie na swoich miejscach, przypominając sobie zasady gry.
- Jeśli ktoś nie będzie chciał odpowiedzieć na pytanie albo wykonać swojego zadania, to w butelce pojawi się kartka z magicznie ułożonym wyzwaniem. Taka osoba musi wtedy albo wykonać własne, albo to z butelki. – Wyjaśniała Ginny.
- A jeśli tego nie zrobię? – Dopytywała Hermiona.
- Czeka cię kara. – wzruszył ramionami Ron. – Przez miesiąc będziesz opowiadać wszystkim spotkanym osobom o swoich sekretach.
Hermiona nie chciała wiedzieć więcej. Miała w końcu tajemnice, o których nie chciała nikomu powiedzieć. Pociągnęła solidny łyk rozgrzewającego alkoholu i czekała na dalszy bieg wydarzeń.
CZYTASZ
Gra w butelkę na Grimmauld Place
FanfictionKrótkie, mocno absurdalne opowiadanie inspirowane Pokojem Życzeń Mrocznej. Napisane po ciężkim dniu w pracy. Może zawierać błędy fabularne. Dla dorosłych czytelników. Wolno pisane, równocześnie z pozostałymi moimi niedokończonymi jeszcze opowiadan...