Prolog

141 15 1
                                    


Co się dzieje z nami w chwili zagrożenia życia? Ludzki mózg to skomplikowana maszyna, starająca się przewidzieć wszelkie niebezpieczeństwo i je unikać. Pompuje adrenalinę wprost do naszych żył, nie dając nam psychicznie odczuć zmęczenia, choć fizycznie nie potrafimy powstrzymać drżenia rąk od zbyt mocno ściskanej różdżki, a pot powoli spływa z naszych czół, niekiedy wpadając do oczu. 

Ledwo czuję swój oddech, lecz to nie przeszkadza mi w unikaniu zaklęć lecących wprost w moją stronę. Nie czuję, gdy po przeskoczeniu przez martwe już ciało goblina stanę źle na nogę, a kostka wykręci się w dziwną stronę. W końcu największym zagrożeniem w tej chwili jest nasz własny strach, obrzydliwa słabość, która jedynie napędza naszych przeciwników. 

A później czas jakby się zatrzymuje. Słyszałam tylko swój własny oddech, a obraz rozmazał mi się z każdej strony. Wpadłam w swoją wewnętrzną histerię, mogąc jedynie obserwować, jak cały mój świat znika pod lawiną kamieni. Jego krzyk rozdziera się po mojej czaszce, echem odbijając się od ścian jaskini. 

Nie krzyczę, nie błagam o pomoc, nie płaczę. Po prostu w jednej chwili coś pękło w moim wnętrzu, a nogi przyrosły do ziemi, uniemożliwiając zrobienie choć jednego kroku. 

-Sebastian.. - spróbowałam krzyknąć, choć z mojego gardła ledwo wydobyło się żałosne jęknięcie. 

A czas znów powraca do swojego naturalnego tempa. 

Mordercza klątwa przeleciała niedaleko mojej głowy, a skupiona na tym, jak blisko śmierci byłam, nie zauważyłam lecącego w moją stronę czerwonego strumienia, który uderzył w mój policzek, rozcinając go. Upadłam na ziemię, plecami obijając się o kamienie i przymknęłam powieki, nie pozwalając krzykowi opuścić moich ust. Każdy oddech mnie dusił. Nie miałam niczego, w co mogłam wbić paznokcie, niczego co mogłam chwycić i przytrzymać. To był już koniec, pora się poddać. Odpuścić.
Pragnęłam mieć jedynie siłę, by zadać przeciwnikom wielki ból, na jaki zasłużyli. 

Przez zamknięte powieki zauważyłam białą mgłę, a wraz z jej rozrastającą się powierzchnią, hałasy wokół mnie cichły. Czy tak wygląda umieranie? Nie sądziłam, że będzie takie proste.

To chyba czas na rachunek sumienia.
Tak więc: lubiłam robić na złość nauczycielom.
Kradłam zabawki młodszym uczniom.
Brałam jednorazowo udział w hazardzie. Z początku szło mi dobrze, z dwudziestu galeonów zeszłam na dychę, a później los ze mnie zadrwił. Zmuszona byłam zastawić różdżkę. Nie pomogło. Człowiek szybko przyzwyczaja się do bogactwa, a jakoś musiałam się odkuć.

Poczułam spokój rozchodzący się po moim umyśle i mogłabym się założyć, że nawet delikatnie się uśmiechnęłam. Czemu ludzie boją się umierać, skoro jest to tak odprężające? 

-Panienko Prince? - usłyszałam cichy, skrzeczący głos. Kto zagłusza mój wieczny odpoczynek? Poruszyłam się niespokojnie, wciąż nie mogąc się wybudzić. 

-Panienko Prince, Pan Profesor Fig czeka na dole. Panienka Prince musi się przygotować do podróży, bo Panienka Prince się spóźni - głos nie dawał za wygraną, a mi nagle zrobiło się zimno. To chyba jednak piekło. Wiedziałam, że kradnięcie dzieciakom cukierków w noc Halloween było niezbyt miłym pomysłem, ale żeby skazywać mnie na takie tortury? Nie mogłam nawet się przygotować na koniec. Gdzie moje odkupienie win? 

-Pierniczek przygotował Panience śniadanie, Panienka Prince powinna się pośpieszyć. Na Merlina, co się stało w policzek Panienki?! - skrzeczący krzyk momentalnie sprawił, że otworzyłam oczy i podniosłam obolałe ciało do pozycji siedzącej. Bez słowa przyłożyłam dłoń do pulsującego z bólu policzka, wyczuwając pod opuszkami palców długie, jakby mokre wgłębienie. 

Próbowałam wrócić wspomnieniami do "snu", o ile tak mogę go nazwać, chcąc znaleźć jakąś odpowiedź. Myśli kłębiły się w mojej głowie, przerywane od czasu do czasu słowem "Sebastian". Kim był Sebastian? Widziałam, jak umierał, ale czy to zdarzyło się tylko w mojej głowie? 

Zsunęłam się powoli z łóżka, omijając Pierniczka, który uderzał się czołem o ścianę, jęcząc coś o zawiedzeniu Panienki i niedopilnowaniu jej w czasie snu. Otworzyłam wyjątkowo ciężkie w tej chwili drzwi, wyszłam na korytarz i podeszłam do wiszącego nad szafką lustra, by przyjrzeć się swojej twarzy. 

Czerwona, świeża rana rozciągała się po moim policzku w niezbyt przyjemny dla oka sposób. Skrzywiłam się na ten widok, a portret mojego pradziada zacmokał z niesmaczeniem, choć nie skomentował tego w żaden sposób.

Co tu się dzieje? 


_________________

Notka od autora.

Zbyt długo czekałam na opowiadania o Sebastianie, więc wzięłam się za siebie i postanowiłam stworzyć własne. 

Enjoy your stay!

I że Cię nie opuszczę || Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz