Rozdział 2

1K 111 57
                                    

Kilka tygodni wcześniej Luna pokłóciła się z matką. Od dwóch lat takie kłótnie zdarzały się dosyć często. Głównie były wywołane przez Lunę, która była najbardziej upartym człowiekiem na świecie.

Tamtego dnia był piątek. Dziewczyna jak zawsze wróciła do domu i zastała tam Marię, która obwieściła, że zapisała Lunę na terapię. Kobieta, mimo zapewnień swojej córki, że wszystko jest dobrze, nie wierzyła jej. Była pewna, że dziewczyna ma wyrzuty sumienia i nie potrafi sobie ze wszystkim poradzić.

Pokłóciły się, przez co Luna poszła pobiegać, by się odstresować. Skończyło się tym, że dziewczyna do późnych godzin nocnych chodziła po ulicach Santa Monica, aż w końcu natknęła się na opuszczony budynek. Nie myślała wtedy za wiele. Po prostu tam weszła.

Od tamtej pory regularnie tam przychodziła. W jednym z pomieszczeń stały butelki z alkoholem, które często były przez nią opróżniane. Dziewczyna szukała ukojenia. Chciała zapomnieć o wszystkim, co jej własny umysł jej mówił. Nie chciała go słuchać, a tak się składało, że gdy piła to nie myślała.

Przez ten cały czas ani razu nie natknęła się na żywą duszę w tym jakże uroczym domku, z czego się cieszyła. Mogła w spokoju spędzać w nim czas i nie martwić się tym, że ktokolwiek mógłby ją zobaczyć, bo w końcu kto normalny chodziłby po takich miejscach?

Jak widać ktoś jeszcze w tym mieście nie był do końca normalny, ponieważ Dylan Blake nadal grał na gitarze, nie zdając sobie sprawy, że ktokolwiek mógł go słyszeć. Był przekonany, że jest sam. Tylko on i jego gitara.

Ale była też pijana Luna za ścianą.

Dziewczyna nie wiedziała, co powinna zrobić. Bała się rozmowy z nim, a do tego muzyka, którą grał, jego głos... to ją po prostu uspokajało. Czuła się bezpiecznie i przede wszystkim nie myślała o niczym innym. Tylko o jego melodyjnym głosie, którego nie miała okazji słuchać za wiele. Była szczęśliwa i spokojna. Po raz pierwszy od tak dawna.

To właśnie dlatego na jej twarzy pojawił się grymas, gdy usłyszała dźwięk jego telefonu. Chwilę później chłopak nagle przestał grać. Luna dalej siedziała cicho, wpatrując się w gwiazdy na niebie. Tej nocy świeciły wyjątkowo jasno.

– Co tam? – powiedział Dylan, przestawiając telefon na głośnomówiący.

– Gdzie jesteś? – Luna usłyszała głos jego najstarszego brata, Michaela.

– Ćwiczę.

– Dylan, nie denerwuj mnie, gdzie jesteś do cholery? – zapytał lodowatym głosem chłopak. Jedynym, czego Luna była teraz pewna było to, że nie chciała ujawniać tego, że również tu jest. – Kolacja, pamiętasz? Miałeś tu być. My wszyscy mieliśmy tu być.

– Będę potem – zapewnił chłopak.

– Nie potem, Dylan, masz... – Brunet przerwał połączenie.

W tamtym momencie Luna nie miała pojęcia o co chodziło. Domyślała się, że o kolację, ale nie miała pojęcia o jaką. Dziewczyna była w okropnym stanie, fakt. Cały obraz w głowie jej się kręcił i nie była pewna, czy dzisiaj zdoła wrócić do domu. Jednak wiedziała, że nie chciała, by chłopak sobie poszedł. Pragnęła dalej go słuchać. Może właśnie, dlatego nie panowała nad słowami, które w następnej kolejności opuściły jej usta?

– Zagraj mi coś jeszcze, proszę – powiedziała, przymykając delikatnie oczy.

Walczyła ze zmęczeniem. Nie chciała jeszcze spać. O wiele bardziej wolała słuchać jak gra na swojej gitarze. Chciała jeszcze raz znaleźć się w tej fazie spokoju, w której znajdowała się zaledwie przed chwilą. Gdy tylko otworzyła z powrotem oczy, podskoczyła na widok chłopaka, kucającego tuż obok niej. Nie zarejestrowała nawet momentu, w którym się do niej przemieścił.

FOR THE FIRST TIME (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz