II

8 1 0
                                    

            Leżałem pod kołdrą przez parę następnych godzin, widząc to wszystko. Mimo że wstałem, nadal widziałem koszmary. Nie mogłem się pozbierać z tego wszystkiego. Widziałem, jak śnieg padający na zimową wioskę zmienia się w krew, a wszyscy uciekają przerażeni do domu. Słyszałem, jak każda osoba krzyczy, uciekając przed horrorem, jaki zapanował nad tym wszystkim. Nie miałem pojęcia, co się stało: jakieś dziecko się skaleczyło, więc nastąpił koniec świata? To brzmiało bardziej jak moje zmartwienia po starciu z odwiecznym wrogiem z mojego dzieciństwa – pokrzywą – niż jak rzeczywistość.

Co prawda, to był tylko sen, jednak wszystko wyglądało tak realistycznie... przez chwilę nawet mogłem poczuć zapach krwi przelewającej się po ulicach, czy też zapach pieczonych pierniczków unoszący się w powietrzu zanim cały zwrot akcji nastąpił.

Zanim groza ogarnęła całą wieś.

Zanim świat się skończył, a przynajmniej w jednym miejscu, jak to mogłoby się zdawać – przecież, jeśli to naprawdę się wydarzyło, gdyby ten stan ogarnął miejsca poza tą miejscowością, już mógłbym zapaść w wieczny sen i zobaczyć Boga albo Szatana, w zależności od tego, jak sprawowałem się w życiu.

Chwila... jak sprawowałem się w życiu? Mógłbym przysiąc, że odkąd się urodziłem, byłem w tym dziwnym pokoju, o którym nic nie wiedziałem – nie miałem pojęcia, gdzie się znajdował, ani jak się w nim znalazłem. Nie pamiętałem żadnych rzeczy ze swojego dzieciństwa ani swojej przeszłości – chyba że urodziłem się w jakimś dziwnym łóżku, gdy nikogo przy mnie nie było, gdy miałem już wzrost dorosłego mężczyzny i byłem w dziwnej bluzie z jakimś tekstem, który nie do końca rozumiałem, a te rozmyślania działy się w mojej głowie chwilę przed moim przyjściem na świat, jednak nie mogłem w to uwierzyć. Jeśli to byłaby prawda, z czego się zrodziłem? Czy ja lub moi rodzice byliśmy chwilę temu powietrzem? Nie mogłem w nic z tego uwierzyć...

Po jakimś czasie bezcelowych rozmyślań życiowych, które następowały po sobie w mojej głowie i przywoływały coraz więcej pytań, postanowiłem ponownie zasnąć – oczywiście jeśli udałoby mi się zasnąć, w co mocno wątpiłem – i przestać z tym całym bezsensownym rozkminianiem wszystkiego raz na dobre, bo to mnie do niczego nie prowadziło. Wtuliłem głowę w poduszkę i usilnie próbowałem zmrużyć oczy, które w ogóle nie chciały się zamknąć, prawdopodobnie tak jak ja były wystraszone przez to wszystko.

Po jakimś czasie usłyszałem ciche kroki, które z każdym następnym dźwiękiem stawały się głośniejsze. Zamarłem na śmierć i próbowałem wstrzymać oddech tak, by cokolwiek się zbliżało, nie wiedziało, gdzie jestem.

Na moje nieszczęście, akurat gdy próbowałem się ukryć, chłodny wiatr wleciał przez otwarte okno znajdujące się nad moim posłaniem, powiewając moją kołdrą.

Przeraziłem się: czy to był mój koniec, tak jak powiedziała rozlewająca się krew w moim śnie? Czy to coś teraz przyszło po mnie? Czy moje ciało również z nieznanego powodu spali się na węgiel? Drzwi się otworzyły, a moje zęby zaczęły zgrzytać i szczękać, tak, jakby chciały w tej chwili powiedzieć: „To on! Przyjdź tu i go zabij, śmiało!". Trząsłem się pod kołdrą ze strachu, co również zdradzało moją pozycję. Przekląłem się w duchu po czym stwierdziłem, że przecież i tak nie mam niczego do stracenia, więc wyszedłem spod kołdry i zapytałem:

– Dzień dobry, czemu postanowił pan mnie odwiedzić? – „Kurwa, jestem idiotą", pomyślałem. Zabrzmiało to strasznie sztucznie. To tak, jakby ktoś na mnie napadł, a ja traktowałbym go jak starego przyjaciela.

– Panie Gallardo – Gallardo? Wow, wiem już jak się nazywam! To duży postęp! Dziękuję, JakiśChłopieKtóryMożeZarazMnieZabijeAleMamToGdzieś! – przecież jest już ósma! Za pół godziny ma pan terapię, a za piętnaście minut śniadanie! Powinien pan wstać co najmniej dwadzieścia minut wcześniej, byśmy mogli pana umyć i przygotować!

Krwawa koronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz