Nie potrafiłem tego zrobić.
Nie miałem odwagi, by zrobić ten krok.
Nie miałem odwagi, by pociągnąć tę klamkę.
Nie umiałem.
Byłem idiotą, wiedziałem. Nie byłem w stanie otworzyć drzwi przez zwyczajny stres. Trząsłem się ze strachu, cały czas próbując.
Próbując zrobić ten ostatni krok, pokazać, że potrzebowałem pomocy.
Wcale nie wiedziałem czemu.
Byłem pewny, że nie przez depresję.
Nie byłem jedenastolatką w swojej fazie kończenia życia.
Tak na dobrą sprawę, nawet nie wiedziałem, jak tu trafiłem. Nie wiedziałem nawet, gdzie jestem, jednak domyślałem się: przecież taka atmosfera panowała tylko w jednym miejscu.
Szpitalu psychiatrycznym.
Miejscu dla osób z problemami lub jakimiś chorobami.
Czy miałem coś takiego? Raczej nie.
Czy potrafiłbym odebrać czyjeś życie? Wątpiłem.
Czy potrafiłbym odebrać życie samemu sobie? Możliwe, jednak... um...
Nie byłem niczego pewny.
Właśnie dlatego w momencie takim jak ten zmieniłem się w jakąś galaretę, która cały czas zmieniała swoją pozycję.
Opuszki moich palców wibrowały, tak samo jak same ramiona. Moje nogi trzęsły się ze strachu. Chociaż nie miałem żadnych problemów z mięśniami, nie potrafiłem zrobić jednego, malutkiego, błahego kroczku.
Czułem się jak idiota.
Stres ogarniał całe moje ciało w takich sytuacjach. Nie miałem żadnego panowania na sobą, nie potrafiłem się poruszyć.
Po prostu cały czas trzymałem rękę na kawałku metalu, który dzielił mnie od terapeuty, osoby, która możliwe że by mnie zrozumiała.
Jak mógłbym w ogóle zostać odebrany? „Hej, chyba jestem Guhya Gonzalez czy jakie tam powiedzieli nazwisko, nie mam pojęcia co tu robię ani kim jestem w życiu, ale ktoś mi powiedział, że potrzebuję pomocy, ja sam nie mam pojęcia o co chodzi, ale to może okej. Proszę, chyba coś jest ze mną nie tak bo jacyś ludzie mi tak powiedzieli. Musisz mi pomóc." – tak właśnie wyobrażałem sobie słowa, które powiedziałbym, gdybym otworzył te pieprzone drzwi.
Gdybym przestał się bać tego, kim byłem.
Czym właściwie się stresowałem? Tym koszmarem? Czy ktokolwiek mógłby mi w ogóle uwierzyć?
Po dwóch minutach stałych wibracji, które nastąpiły w moim ciele, niczym w telefonie, na którego numer ktoś właśnie zadzwonił, moja ręka poruszyła się.
Nie z mojej własnej woli – po prostu osoba, która stała po drugiej stronie, postanowiła sprawdzić, co się działo. W końcu niecodzienną sytuacją był widok klamki ruszającej się w dół co chwilę, podczas gdy same drzwi pozostawały w bezruchu. Najprawdopodobniej terapeuta, tak jak nazywał tą osobę napis na tabliczce drzwi, postanowił sprawdzić, kto się do niego dobijał bez żadnego powodu. Byłem pewny, że musiał pomyśleć coś w stylu: „O Boże, znowu jakiś idiota, który przeczytał gdzieś że ma myśli samobójcze i choroby psychiczne bo wsypuje płatki po mleku. Nienawidzę swojej pracy.", a po tych myślach fałszywie się uśmiechnął, by wyśmiać sytuację, w jakiej się znajdował.
CZYTASZ
Krwawa korona
FantasyWioska Wintervale była dość zwyczajna. Małe miasteczko na odludziu, nie wyróżniające się niczym szczególnym. Wiosną wszystko zakwitało, latem było tam dość cicho i ponuro, bo większość mieszkańców wyjeżdżała gdzieś na wakacje, jesienią młodzież z mi...