☆ 6 - Rozgrywający się dramat ☆

255 22 25
                                    

~Kageyama~

Z piskiem opon wjechałem na parking szpitala.
Wyskoczyłem z auta, szybko otwierając tylnie drzwi. Rudzielec znowu był nieprzytomny, ale podczas drogi co jakiś czas się przebudzał.

- Już jesteśmy - powiedziałem w jego stronę, odpinając pasy i biorąc go na ręce.

Wpadłem na sor, a wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. Lekarz stojący nieopodal zakończył szybko rozmowę, najprawdopodobniej z niedawną pacjentką szpitala, która w rękach trzymała wypis.

- Jaki jest jego stan? - zapytał, podchodząc do mnie szybkim krokiem.

- Bardzo zły. Wydaje mi się, że była to próba samobójcza. Ma dużo samookaleczeń z innych dni jak i z dzisiaj, ale jak znalazłem go, miał podcięte żyły - wydusiłem, chcąc jak najszybciej oddać Hinatę w ręce lekarzy - założyłem mu opaskę uciskową.

- Rozumiem, zabierzemy go na salę. Dasz radę go przenieść? - zapytał.

Kiwnąłem głową i poszedłem za lekarzem. Chwilę później położyłem rudzielca na szpitalnym łóżku, a lekarz wezwał pielęgniarki.
Spojrzałem ostatni raz w tamtą stronę, po czym wyszedłem. Wiedziałem, że prędzej czy później sami mnie wyproszą, a nie chciałem zabierać cennego czasu, który mogli przeznaczyć na ratowanie życia chłopka.

Usiadłem na wolnym krzesełku w poczekalni. Zasłoniłem twarz rękami.
Nie chciałem sam przed sobą przyznać, że Shōyō podciął sobie żyły. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że była to próba samobójcza.

Lekarze i pielęgniarki wchodzili i wychodzili raz po raz. Dostałem papierki, które wypełniłem, chociaż nie umiałem podać im za dużo informacji. Modliłem się, by wszystko skończyło się dobrze.

- Pan Kageyama Tobio? - usłyszałem gdzieś obok mnie. Podniosłem głowę, kierując wzrok na lekarza.

- Co z nim? - zapytałem niemal od razu.

- Pacjent jest w stanie niezagrażającym życiu. Opanowaliśmy sytuację, wyjdzie z tego - rzekł, uśmiechając się do mnie uspokajająco.

Wypuściłem cicho powietrze.

- Dziękuję - powiedziałem, bliski łez. Nie chciałem wiedzieć co by było, gdyby...

- Jednak, gdyby trafił do nas trochę później, nie skończyłoby się to tak dobrze, jak teraz. Chłopak ma dużo ran, ewidentnie samookalecza się od dłuższego czasu. Jeżeli będzie tak dalej, w końcu dojdzie do tragedii - spojrzał na mnie - w dodatku, nie powinienem ci mówić o jego stanie, musiałby wyrazić na to zgodę, a obecnie jest nieprzytomny.

- Więc dlaczego...?

- Ponieważ ciągle powtarza twoje imię - wyjaśnił - i przyniosłeś go na rękach. Widać było, że próbowałeś zachować pozory samokontroli. Też jestem człowiekiem i dobrze wiem, że ci zależy. Twoja postawa jest godna podziwu - zakończył, kładąc mi rękę na głowie.

Nie bardzo rozumiałem ten gest.

- Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Gdy tylko będziesz miał ochotę, możesz do niego wejść - powiedział.

Spojrzałem na niego i momentalnie wytarłem łzy wierzchem dłoni. Poczułem się jak małe dziecko. Ten facet był naprawdę...miły.

- Tak, dziękuję.

Gdy tylko się uspokoiłem, lekarz skierował swoje kroki ponownie na salę, w której leżał rudowłosy, a ja chwilę później ruszyłem w jego ślady.

~Hinata~

Poczułem piekący ból, przeszywający moje ciało. Szelest pościeli narastał z każdym moim ruchem.

- Gdzie...ja jestem? - powiedziałem cicho, powoli otwierając oczy.

Oślepił mnie blask jasnego światła. Oczy zaczęły się przyzwyczajać, a ja zobaczyłem swoją rękę zabandażowaną. Spojrzałem w bok.

Na krześle siedział czarnowłosy z głową lekko przechyloną na bok. Widziałem, że śpi. Miał wory pod oczami, a jego ciało co jakiś czas podrygiwało.

- Obudziłeś się - usłyszałem nieznany głos.

Przed łóżkiem szpitalnym stał facet około 40-ski, ubrany w kitel. Na jego twarzy widziałem zmartwienie, chociaż pewnie codziennie trafiali do niego pacjenci w gorszym stanie.

- Gdzie ja jestem? - zapytałem ponownie, tym razem uzyskując odpowiedź.

- W szpitalu. Ten chłopak - wskazał ruchem ręki Kageyame - przyniósł cię tutaj na rękach. Nic już nie zagraża twojemu życiu i jest to właśnie jego zasługa.

Otworzyłem szeroko oczy, próbując przypomnieć sobie wcześniejsze wydarzenia.

- Nie miałem prawa przeżyć...nie mam po co...- szepnąłem, spuszczając głowę w dół.

- Nie mów tak - powiedział - każdy ma do tego prawo. Gdybyś nie miał powodu do życia, on by cię tutaj nie przyniósł z wypisanym na twarzy przerażeniem. Zamiast mówić coś takiego, powinieneś zastanowić się, co zrobić, by zmienić swoje nastawienie. Chociażby dla niego - po tych słowach usłyszałem oddalające się kroki, a ja rozmyślałem nad sensem tych wszystkich słów.

Wiedziałem, że ma rację.

- H-hinata? - usłyszałem zaspany głos Kageyamy.

- Po co to zrobiłeś? - zapytałem - nie prosiłem cię o to, mogłeś dać mi w spokoju umrzeć.

Podniosłem na niego wzrok, spodziewając się obojętności, ale nie to zobaczyłem. Usta miał lekko rozchylone, a po jego zaczerwienionych policzkach lały się...łzy.

On płakał.

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale mnie ubiegł, zaciskając zęby.

- Co ty do cholery gadasz? Miałem cię tam zostawić? Pozwolić ci umrzeć po tym wszystkim? Gdy zobaczyłem cię wykrwawiającego się na podłodze...- próbował zapanować nad emocjami, ale słyszałem drżenie jego głosu.

Jak zwykle, niewiele myśląc, powiedziałem coś, czego nie powinienem.

- Nienawidzę cię i nie chce, żeby tu był. Wyjdź.

- Shōyō...

- WYJDŹ! - krzyknąłem, nie zwracając uwagi na to, gdzie się znajdujemy - i nigdy więcej nie używaj mojego imienia, rozumiesz?! - jeszcze bardziej podniosłem głos, zaciskając palce na pościeli.

Krzesło zaskrzypiało.
Nim się zorientowałem, czarnowłosy wyszedł z sali bez żadnego słowa.

Zacząłem powoli oddychać, czując narastającą panikę.

- Nie, nie...nie to chciałem powiedzieć - szepnąłem, zasłaniając usta dłonią - dlaczego to powiedziałem?

Zdałem sobie sprawę ze swojej głupoty o kilka chwil za późno.

~Kageyama~

Wybiegłem ze szpitala, cały czas płacząc. Nie byłem typem osoby, która tak robi. Ostatni raz płakałem kilka dni po zniknięciu rudzielca.
Po tym, za każdym razem, trzymałem emocje na wodzy. Tylko przy nim...po prostu nie potrafiłem.

Biegłem cały czas przed siebie, nie zważając na otoczenie. Dopiero po sekundzie, słysząc głośny pisk opon, zdałem sobie sprawę, że przebiegam przez ulicę.

Gdy podniosłem wzrok, zniekształcony od łez, zauważyłem auto, od którego dzieliło mnie kilka centymetrów.

- Uważaj! - krzyknął ktoś, ale było już za późno.

Pojazd nie zdążył wyhamować.

☆ Przeznaczenie ☆ √Kagehina√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz