Stoję przy barze w jednym z brytyjskich klubów, zachłannie sącząc drinka, którego przed sekundą postawił przede mną barman. W tłumie tańczących ludzi staram się dostrzec Kate i Collina, ale wydaje mi się, że nic z tego. Zrezygnowana patrzę w wyświetlacz telefonu, licząc na chociaż jedną wiadomość, która odciągnie moją uwagę od imprezy, szczerze powiedziawszy, nie mam ochoty dłużej tutaj siedzieć. Wolałabym usiąść przed telewizorem i obejrzeć jakąś tandetną telenowelę. Kto by się spodziewał, że kuzynka Kate koniecznie będzie chciała iść do klubu? Gdybym to wiedziała, prawdopodobnie nigdy nie zgodziłabym się, aby tutaj przyjść, kompletna strata czasu. Uwielbiam Lucille, jest naprawdę strasznie sympatyczna i czasem czuję, jakbyśmy znały się całe życie, ale to nie zmienia faktu, że kluby to w dalszym ciągu nie moja bajka. Przynajmniej takie mam wrażenie.
Rozglądam się po klubie, w dalszym ciągu próbując odnaleźć choć jedną znajomą twarz, ale wydaje mi się, że dziś mam pecha. Właśnie przypadkowo złapałam kontakt wzrokowy z chłopakiem, który pożera na parkiecie swoją partnerkę. Ohyda. Dlaczego ludzie zachowują się tak w miejscach publicznych, on dosłownie siłą wpychał jej język do ust. Szybko odwracam się w przeciwnym kierunku, niefortunnie zerkając na jakiegoś chłopaka, siedzącego po drugiej stronie baru. Wyczuwam kłopoty. Mam wrażenie, że już kiedyś go widziałam, chociaż nie do końca jestem tego pewna. Znajome rysy twarzy, właśnie się z czegoś śmieje, a ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nasze drogi w przeszłości musiały się ze sobą skrzyżować.
Patrzę się na chłopaka do momentu, kiedy jego spojrzenie zaczyna błądzić po barze i w pewnej chwili na dłużej zatrzymuje wzrok na mnie. Od razu spuszczam głowę w dół, ponownie upijając ze słomki zamówionego wcześniej drinka. Cholera. Ponownie biorę do ręki telefon i tym razem mam dwie nieodczytane wiadomości od Matta.
Matt: Nie widzimy się dopiero dwa miesiące, rozumiesz to?! A ja już umieram!!! Tęsknię Buba!
Matt: Jeśli się upijesz i sponiewierasz to cie znajdę i zabiję!
Uśmiecham się sama do siebie, czytając tę absurdalną uwagę. Doskonale wie, jaki mam stosunek do tego typu zachowań i kompletnie nie jest to do mnie podobne. Ponownie zerkam na chłopaka siedzącego po drugiej stronie baru i chwilę waham się nad tym, co aktualnie przyszło mi do głowy. Zaczynam wszystko analizować, wyszukiwać plusy i minusy, aż w końcu dochodzę do najważniejszego wniosku. Walić to. Jestem na imprezie, raz się żyje. Szybko nakierowuję aparat na chłopaka i robię mu zdjęcie. Wyszło lekko rozmazane, ale nie mam zamiaru tego powtarzać, chociażby ze względu na to, że gdyby to zobaczył, miałby mnie za kompletną wariatkę.
Lekko przycinam zdjęcie, aby zasłonić tłum ludzi w tle i porozrzucane butelki alkoholu na barze, a później od razu wysyłam zdjęcie do Adamsa. Nie muszę długo czekać na odpowiedź, ponieważ przychodzi w ekspresowym tempie.
Matt: Co on tam do cholery robi?
Wiedziałam! Wiedziałam, że gdzieś go wcześniej spotkałam, tylko nie mogłam skojarzyć, gdzie to było.
Ja: Jak on się nazywa? Kojarzę go
Matt: Michael Tayler
Ja: CZYLI KTO? Skąd go znam?
Coś mi to mówi, naprawdę. Próbuję usilnie przyporządkować jakikolwiek opis, wydarzenie bądź cokolwiek, co pozwoliłoby mi przypomnieć sobie tego chłopaka, ale w głowie mam kompletną pustkę.
Matt: Kretynko, mieliście razem lekcje. Chyba hiszpański, trzymał się głównie z Marco. Taki ciemny Hiszpan.
Teraz dociera do mnie, o kim mowa. Chłopak kompletnie się zmienił, nigdy w życiu bym go nie poznała, gdyby nie drobna pomoc Matta. Dopiero teraz w mojej głowie odtwarza się sytuacja, kiedy wspomniany Michael przysiadł się do mnie na apelu zorganizowanym na zakończenie szkoły. Pamiętam nerwową reakcję Milesa na jego zaloty i czułe spojrzenia. Samo to wspomnienie powoduje nieprzyjemny dreszcz przechodzący po mojej skórze, lekkie ukłucie serca i jeszcze większą potrzebę ulotnienia się z tego zatłoczonego klubu. Wstaję od baru, w międzyczasie płacąc barmanowi za drinka.