Natura była jednocześnie najpiękniejszym i najgroźniejszym zjawiskiem, które znaliśmy.
Krople deszczu, które przyjemnie stukały o szybę zbierały wszystkie myśli w jedno i skupiały uwagę tylko na sobie. Kropla po kropli spływała w dół tylko po to aby zaraz złączyć się w jedność. Deszcz urozmaicał jesienne wieczory, podczas których nasze dusze przeciskały się między kroplami szukając światła, które wtedy nie istniało.
Oceany i morza były na pozór piękne. Wszystkie rafy koralowe i błękitny odcień wody sprawiały, że były hipnotyzujące. Jednak to tylko pozory. Tam gdzie promienie słońca nie sięgały była ciemność, która była mroczniejsza niż nie jedna dusza. Otchłań pochłaniała światło skrywając w sobie to co nam nieznane.
Szelest drzew czy szum fal potrafił zagłuszyć myśli, które były bardziej niż głośne pośród ciszy.
Trawa pod naszymi nagimi stopami uziemiała nas sprawiając, że odczuwaliśmy wszystko bardziej. Byliśmy tu i teraz. Tylko my i natura.
Jednak czasem była ona pięknie niebezpieczna.
Ten ktoś u góry czasem postanawiał się z nami zabawić lub dawał znać o swojej złości na wszystkich grzeszników, którymi byliśmy.
Tornada, które roznosiły wszystko co spotkały na swojej drodze. Trzęsienia ziemi, które równały wszystko z powierzchnią ziemi. Ogień, który zamieniał wszystko w popiół sprawiając, że wszystko stawało się niczym. Woda, która dosięgała wszystkiego czego tylko mogła aby zniszczyć wszystko nieodwracalnie.
I sztorm. Na morzach i oceanach był tylko niebezpieczny dla marynarzy. Jednak jeden sztorm potrafił przypomnieć nam o żywiole wiatru, ognia i wody. Był on skupieniem prawie ich wszystkich, co za tym szło - był potężniejszy, chociaż rzadko spotykany.
Cóż, ja chyba miałam pecha, bo spotykałam go zbyt często.
Chociaż był niebezpieczny to był dziwnie piękny. Czarne chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego, były hipnotyzujące, kiedy co chwila rozświetlały je błyskawice. Nawet w takiej ciemności czasem występowało światło.
A to mi dawało więcej nadziei na chociaż drobne światło wśród tony mroku.
Obserwowałam taki sztorm z samolotu, który za godzinę miał wylądować w Chicago. W błyskających chmurach było coś przyciągającego. Coś przez co nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Kiedy wsiadałam do tego samolotu przez sekundę pomyślałam, że może coś poczuję. Jednak nie. Czułam względny spokój. Wszyscy wiedzieli, że lecę do Chicago i odziwo nie zmartwili się jakoś bardzo. Powiedziałabym, że nawet się ucieszyli. Załatwiłam wszystko co musiałam aby byli bezpieczni, a do Chicago poleciał ze mną Sergio oraz Ethan.
W samej akcji miałam wziąć udział tylko ja, bo nie wyraziłam zgody na nikogo innego. Ethan oczywiście się spierał mojej decyzji, bo mu brakowało adrenaliny.
Plan był następujący. Wkradam się do posiadłości Liama, biorę jego cenne zdobycze i wychodzę. Koniec. Nic trudnego. Nawet nie martwiłam się o to, że mogłabym go spotkać. Nawet jeśli by tak się stało to wmawiałam sobie, że nic z tym nie zrobię. Jeszcze ponad rok temu zabiłabym go na miejscu i on pewnie mnie tak samo.
Chociaż dla mnie wykradzenie jego cennych diamentów to było za mało. Wiedziałam, że w Chicago ma kilka kasyn, dlatego postanowiłam zaczerpnąć trochę wygranej i polecieliśmy tam dwa dni przed zaplanowaną akcją. Skoro już będę w mieście samego demona, to muszę się z tym demonem trochę bardziej pobawić.
-A chociaż do tego kasyna mogę iść z tobą? - Ethan patrząc na mnie zrobił oczy jak kot ze Shreka. Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego pobłażliwie.
CZYTASZ
Angelic Demon
RomancePrzez odkrycie prawdy pomiędzy Detroit a Chicago panuje wojna. Jednak dlaczego tak było tylko pomiędzy nimi? Reszta odnalazła spokój, a oni pragnęli adrenaliny. Tym razem oddzielnie odkrywają odpowiedzi na pytania, ale wkrótce yo oni będą musieli od...