✧Rozdział 6✧

384 24 28
                                    


-Tato?!-rudzielec nawet nie śmiał ukrywać zdziwienia. Czy jego szef-Ōgai Mori będący posiadaczem aż pięciu najpopularniejszych restauracji w całej Japonii (w tym dwóch kawiarni w Yokohamie), jeden z najbogatszych mężczyzn jakich dane było ujrzeć temu miastu okazał się być ojcem tej ciemnoty z gitarą!. Chuuya zawsze myślał, że potomstwo wielkich przedsiębiorców raczej idzie w ich ślady kształci się by, móc w późniejszym etapie swojego życia przejąć interes po rodzicach.

-Oh toż to Osamu-ojciec zmierzył szatyna wzrokiem od góry do dołu, nie pomijając przy tym najmniejszej części oblicza syna.-Jak ci się gra w tym twoim uhm..pseudo "zespole"?-zapytał z taką tonacją, jakby go to nawet nie interesowało. Wyglądało na to, że staruszek po prostu chciał zagłuszyć te głuchą ciszę.

-Nie jest "pseudo" zespołem, twoim mądrością już podziękujemy-Dazai wyraźnie się poddenerwował.

-Ta, ta, po co do mnie przylazłeś gówniarzu? streszczaj się bo nie mam czasu na pierdoły, jestem umówiony.

-Nie interesuje mnie to gdzie i z kim wychodzisz, czaisz?-podszedł bliżej Moriego, na jego twarzy widniała wymalowała wściekłość przeplatająca się z podirytowaniem obecnością Ōgaia.-Po prostu wydaje mi się, że to nie w porządku, że wywaliłeś tego rudego frajera z pracy, co z tego, że raz się urwał?

-Wiele razy ci powtarzałem Osamu-wzrok staruszka skupił się na oczach syna, tak jakby chciał pokazać jego źrenicom, kto tu jest szefem. Chciał pokazać, że to on jest w tym wszystkim organem dominującym.-Nieposłuszny pies, to bezużyteczny pies.

-Psa da się wyszkolić...poza tym musisz mu odpuścić-odrzekł stanowczo.

-Dlaczego miałbym to zrobić?-mężczyzna podrapał się po głowie na wznak szczerego zastanowienia.

-Ponieważ-Dazai przyciągnął niższego do siebie i złapał go w talii po czym wygłosił mowę:

-Ah ojcze, to mój ukochany chłopak, nie mogę pozwolić by moje kochanie straciło prace- jego słowa brzmiały jednocześnie ironicznie i niebywale przekonująco. Tak jakby te dwie sprzeczne racje, próbowały połączyć się w jedną całość.

-ŻEEE COOO?

-No widzisz jakiż mój maluszek jest zdesperowany ojczulku?-szatyn podparł się na prawym nadgarstku w powietrzu i począł maślanymi oczętami wpatrywać się w swego "rodziciela".

-Chłopak taa?, wcześniej nazwałeś go fraje...-Mori nie zdążył ukończyć zdania, gdyż jego oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Jego syn przyciągnął niższego jeszcze bliżej siebie i szybkim, ale jednocześnie dostojnym ruchem zostawił na ustach rudzielca czuły, delikatny pocałunek. Wydawał się być tak idealny, że rudzielec nie zapomni tego uczucia do końca swoich dni. 

-Dobra, dobra ty rudy...jak ci tam było? Eh nie ważne, po prostu masz te robotę i dajcie mi już spokój-w czasie, gdy mężczyzna budował owe zdanie, podjechała po niego długa, czarna limuzyna ze srebrnym smokiem na przodzie maski. 

Gdy Mori wsiadał do auta, powtórzył już wcześniej wypowiedziane zdanie, tak jakby chciał na zawsze wyryć je w pamięci syna:

-Pamiętaj smarkaczu, nieposłuszne psy stają się bezużyteczne- Po podzieleniu się swoją wiedzą z Dazaiem, zamknął za sobą drzwi samochodu. Dał tą czynnością wyraźny znak kierowcy, że to najwyższa pora, by wreszcie ruszyć w trasę.

-D..DAZAI!, CO TO MIAŁO BYĆ? Nie myśl, że to co tu zaszło mi się podobało!

-Ja też nie przepadam za smakiem twoich ust maluszku-pochylił się nad nim ostrożnie.-Nie miałem wyjścia, zależy ci na tej robocie, czyż nie?.

My Guitarist- Soukoku Music AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz