Nakhara biegł najszybciej jak potrafił z telefonem w ręku, na którym widniała mapa miasta. Nie miał pojęcia, gdzie mieścił się owy mostek, jednak teraz, dzięki mocy technologii, był w stanie go odnaleźć. Gdy niziołek znalazł się wreszcie w parku, począł szukać bruneta, który tak jak zapewniali pozostali członkowie zespołu, siedział na niewielkiej, zabitej dechami kładce i przyglądał się strumykowi, znajdującemu się zaraz pod nim.
-Hej...-przywitał się niechętnie Nakahara i zajął miejsce obok Osamu. Szatyn trzymał w ręku flaszkę ulubionego trunku niziołka. Było to słodkie, czerwone wino. Mężczyzna raczył pić je prosto z butelki. Dookoła niego walały się różnorakie szkła po innego rodzaju alkoholach.
-Dazai, zostaw to..!- zmartwił się kapelusznik, po czym wyrwał przyjacielowi flakon z ręki.
-Uspokój się mały, mam na to za mocną głowę-uśmiechnął się. Fakt faktem, szatyna ciężko upić, jednak w stanie w jakim obecnie się znajdował, widać było iż trzeźwy nie jest na sto procent. Alkohol rozpoczął atakować umysł bruneta, więc ten momentami odpływał, zachowując przy tym, jakby właśnie znajdował się w innej galaktyce, bełkocząc pod nosem jakieś niezrozumiałe dla rudzielca wyrazy.
-Przepraszam za to co powiedziałem-Osamu wreszcie zaczął gadać z sensem.-Nie wiem co mnie wtedy ugryzło..-podrapał się po głowie.
-Taaa, uznajmy po prostu, że to nie twoja wina i miałeś gorszy dzień "Dyziu"-przysunął się do szatyna na tyle blisko iż ich ramiona bezproblemowo dotykały siebie nawzajem.
-Heej! Ranpoo zawsze irytuje mnie tym durnym przezwiskiem, nie stawaj po jego stronie mały-szturchnął go delikatnie barkiem.
-Nieee, raczej się do niego przyłącze-rudzielec postanowił podroczyć się z wyższym, w celu poprawienia mu humoru. Chciał, by szatyn chociaż w małym stopniu zapomniał o tym, przez co przyszedł na ten durny most, faszerować się tym świństwem.
-Eeeeh, jestem tchórzem...-przyznał Osamu.
-Dlaczego tak mówisz?-zerknął na niego Chuuya.-Nie żebym nie podzielał twojego zdania w tej sprawie, po prostu jestem ciekaw!.
-Bo wiesz, odkąd zmarł mój przyjaciel ja...-oczy chłopaka momentalnie stały się przeszklone jednak, nie uronił ani jednej łezki. Brunet widocznie prowadził właśnie w środku swojego umysłu zaciętą walkę z samym sobą, ostatkiem sił powstrzymywał się od wybuchnięcia szczerym płaczem. Wygrał.
-Jaki przyjaciel?.
-Może zacznę od początku...-przełamał się Osamu, co niebywale ucieszyło rudzielca. Był podekscytowany faktem iż szatyn wreszcie się przed nim otwiera. Oczywiście, to dość przykre, że wyższy nigdy nie zrobiłby tego, gdyby nie był pod wpływem alkoholu, jednak gdy Chuuya więcej się o nim dowie, może będzie w stanie chociaż w małym stopniu mu pomóc.
-No więc, jeśli chodzi o moich bliskich..., podobnie jak ty nie miałem ciekawego życia. Przed ukończeniem przeze mnie piątego roku życia, byliśmy całkiem normalną rodziną. Ojciec nie zarabiał zbyt wiele, jednak starczało na utrzymanie mnie i matki, która swoją drogą nie pracowała. Zajmowała się domem. Od dziadków nie mieli żadnego wsparcia. Po prostu zakochali się w sobie i postanowili postawić na swoim będąc w dość młodym wieku, co zezłościło ich rodzicieli. Kupili pierwszy lepszy dom na jednej z dość wyludniałych wsi. Całą miejscowość, liczyła zaledwie piętnastu obywateli. Niezłe zadupie, nieprawdaż?-zaśmiał się.-Niestety, ojciec w pewnym momencie swojego życia zaczął zdradzać matkę z jakąś kobietą z pracy. Nie chciał jej o tym powiedzieć bezpośrednio, więc postanowił zmusić ją, by sama od niego odeszła. Dokonać chciał tego w następujący sposób: począł się nad nią znęcać. Codziennie, gdy wracał z pracy, świadomie upijał się wódką a następnie tłukł matkę tym co wpadło mu w ręce. Gdy skończył z nią, brał się za mnie. Często powalał mnie na ziemię i z całej siły kopał aż kolor siniaków na moim ciele nie przyniósł mu wystarczającego ukojenia. Czasami na moje szczęście był łagodniejszy i jedynie mnie podduszał-brunet wskazał na bandaż, którym była opleciona jego szyja.-Pamiętam jak pewnego dnia, zrzucił mnie ze schodów, prosto do piwnicy i zamknął tam na kilka dni. Siedziałem wtedy przy drzwiach i bardzo cicho płakałem skrobiąc je od wewnątrz w nadziei, że któreś z nich mnie wypuści. Gdybym szlochał chociaż odrobinkę głośniej, przyszedłby do piwnicy i zaczął lać paskiem od spodni, co już nie raz mu się zdarzyło, kiedy nie wytrzymywałem i bezsilnie wylewałem łzy, wydając przy tym zbyt głośny dźwięk. Mama jednak za bardzo go kochała. Wiele razy błagała go, by przestał: "Kochanie...proszę cię! Jeśli to przez tego małego szczyla możemy go oddać albo zabić tylko proszę, nie traktuj mnie tak, bądź znowu normalny!". Niestety, jej prośby nigdy nie zostały wysłuchane. Po czasie ojciec przestał kryć się z faktem, że ma nową dziewczynę. Pewnego dnia, po prostu przyjechała po niego, on spakował się i więcej go już z matką nie widzieliśmy. Wtedy rozpoczął się jeszcze gorszy etap mojego życia. Gdy ojciec z nami mieszkał ta kobieta zawsze gotowała dla niego obiady, mogłem wtedy wgramolić się na blat i zjeść chociaż odrobinę posiłku, jeżeli akurat przebywała w innym pokoju. Musiałem robić to bardzo ostrożnie i cicho, kiedyś jak mnie przyłapała na podjadaniu tych "pyszności", wylała na moją rękę cały gar gorącej zupy-brunet podwinął prawy rękaw, ujawniając niziołkowi kolejny bandaż, którym ręka owinięta była aż po łokieć.-Powiedziała mi wtedy, że to jedzenie nie jest dla mnie tylko dla taty, po czym bardzo mocno uderzyła w twarz. Ta sytuacja pokazała mi, że jeśli już chce się pożywić, to powinienem zrobić to dyskretnie. Gdy ten mężczyzna odszedł, przestała gotować. Byłem zbyt mały, by coś samodzielnie upichcić. Właściwie to, gdybym był starszy i tak nie wiedziałbym jak to zrobić. Rodzice nie posłali mnie do szkoły, więc nie potrafiłem czytać, pisać...nikt też nie pokazał mi jak przygotować jakiekolwiek, chociażby najprostsze danie.
CZYTASZ
My Guitarist- Soukoku Music AU
Roman d'amourChuuya- nienawidzący muzyki mężczyzna zostaje zaciągnięty na koncert przez swojego przyjaciela Akutagawę. Jeden z gitarzystów przykuwa jego wzrok. (Okładka to obrazek z neta wzięty pzdr, bardzo ladny btw)