5. Emma

8.1K 265 10
                                    

Dzieci zostały w domu z nową opiekunką, a ja pojechałam na dwie noce do Carson City, aby odwiedzić sąd najwyższy. Większość rzeczy i tak załatwiać miałam z domu, ale czasami musiałam też wyjeżdżać z miasta i latać na przykład do Waszyngtonu.

Po zakończonej sprawie egzekutora chciałam wrócić po mamę do Nowego Jorku i zabrać ją do Waszyngtonu. Zostawianie mamy samej nie było dobrym pomysłem, a mino wszystko to zrobiłam. Jeżeli okazałoby się, że sprawa potrwa więcej niż pięć miesięcy, przeniosłabym ją do nas od razu.

Umówiłam się na kawę z jednym z sędziów. Mężczyzna miał za pięć minut przyjść, więc pozwoliłam sobie zamówić już nam kawę. Sędzia pijał tylko czarną, więc nie musiałam zaprzątać sobie głowy tym co zamówić. Pięćdziesięciolatek podobno miał mieć jakieś informacje, dlatego się pojawiłam. Podobno miały być one o moim... O Damonie Castillo.

Informacje miały pozostać tajne aż do jakiegoś ważnego dnia, który mógłby być każdym. Co to za dzień? Nie miałam pojęcia. Jeszcze nie, bo za chwilę miało się to zmienić.

- Pani Black - wyrosła przede mną wysoka postawa mężczyzny. - Miło mi znów panią widzieć, pani prokurator. - wystawił rękę na przywitanie.

Wstałam i poprawiłam materiał czarnej sukienki, który lekko się pomarszczył.

- Mi również miło pana widzieć, panie sędzio - uścisnęłam jego dłoń z uśmiechem na twarzy.  - Z czym pan do mnie przychodzi?

- Moje uszy słyszały wiele, pani Black, ale tego się nie spodziewałem. Jak pani zapewne wie, Don Castillo miał pięć lat temu narzeczoną.

Cztery lata, jedenaście miesięcy i dwanaście dni temu, tak. Ale kto by to liczył...

- Tak, wiem o tym.

Przytaknął.

- Ptaszki mi wyśpiewały, że za siedem miesięcy bierze ślub z Costanzą Balducci. To osiemnastoletnia Włoszka mieszkająca z matką i bratem w Las Vegas, ojciec jest kapitanem Reno. Costanza została wychowana w tradycjonalny sposób. Wiesz... dziewica do samego ślubu, zero kontaktu z mężczyznami sam na sam i takie tam jeszcze.

Dobry Boże.

Castillo miał narzeczoną.

Narzeczoną.

Mieli się pobrać już za siedem miesięcy.

Tylko siedem.

Siedem.

- E-ee... jak to? Dlaczego ta informacja została utajniona?

- Nie mam pojęcia, pani prokurator. Ale coś musi być na rzeczy. Może Castillo chce, aby ta informacja do kogoś nie dotarła? - spytał.

- Cóż... - przerwałam, ponieważ w naszym kierunku zmierzała kelnerka.

Blondynka z włosami związanymi w kucyk uśmiechnęła się, zostawiła nasze zamówienie i odeszła.

- Może jest jakaś kob... Jakiś mężczyzna, który... stanowi zagrożenie. Jest milion możliwości, ale żyjąc w mafii każdy dzień jest zagrożeniem, a co dopiero bycie szefem.

Sędzia zaśmiał się krótko.

- Christian Licallo coś o tym wie. Ciekawe na kogo wychowają córkę - złapał za uszko filiżankę z kawą. - Na mordercę. Jestem tego pewien. Arabella zostanie Donną całej pierdolonej La Cosa Nostry.

No cóż... Mój syn od małego był odważny, potrafił pyskować, kłócić się i bronić tego, na czym mu zależało, więc Donem byłby świetnym. Luca umiał postawić na swoim.

- Zapewne przygotują ją właśnie do tej roli. Ale mała ma dopiero kilka miesięcy, jest niemowlakiem.

- Ojciec Victorii zabierał ją na spotkania mafijne jak tylko wyszła z jebanego szpitala. Można powiedzieć, że została wcielona w ciągu tygodnia od narodzin!

- Nic z tym nie zrobimy - wzruszyłam jedynie ramionami. - A co do Damona, to mam nadzieję, że ta dziewczyna go wykończy.

- Jest pomiędzy nimi dwadzieścia lat różnicy, to oczywiste. Ta cała Costanza to jeszcze dzieciak.

- To prawda - zgadzam się z nim. - To smutne, że przez całe życie była przygotowywana do bycia dobrą żoną i...

- Matką - dokończył za mnie, a ja poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.

Tak, matką.

Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, dlaczego potrzebuje żony. Damon Castillo potrzebował dziedzica, który za kilkadziesiąt lat miał przejąć po nim obowiązki. Castillo potrzebował dziedzica, który będzie oznaką skonsumowania małżeństwa. Miał poślubić dziewczynę, która urodzi mu prawowitego syna, a nie bękarta.

Zrobiło mi się słabo. Tak cholernie słabo...

Zabolało, a nie powinno.

- Muszę... - odchrząknęłam i wstałam. - Muszę już iść. Dziękuję za informację, sędzio. To... to ważna informacja. Ciekawe tylko, kiedy oficjalnie to ogłoszą.

Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę wyjścia z lokalu. Gdy już prawie wchodziłam do auta, na moim przed ranieniu zacisnęła się czyjaś dłoń. Krzyknęłam i odwróciłam szybko głowę, ale moje spojrzenie natychmiast złagodniało.

- Nie chciałem pani przestraszyć - odezwał się mężczyzna. - Chciałem tylko spytać czy będzie pani na tak zwanym balu elit za dwa miesiące w Filadelfii. Dostała pani zaproszenie, prawda? Będą prokuratorzy, sędziowie, prawnicy, ludzie z wywiadów, politycy, gangsterzy i tak dalej... Szkoda, że tego dnia są całkowicie, kurwa, nietykalni. - Zacisnął szczękę.

Na śmierć o tym zapomniałam.

Dwa dni przed przeprowadzką z Nowego Jorku dostałam informację o tym balu, ale przez natłok pracy najzwyczajniej zapomniałam.

- Będzie też Damon Castillo z narzeczoną. Chyba wtedy oficjalnie wszyscy się dowiedzą.

Jezu...

Uśmiechnęłam się szeroko i również z takim uśmiechem odpowiedziałam:

- Oczywiście, będę.

Jak mogłabym coś takiego opuścić?

Ladies and gentlemen, it's meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz