Prolog

241 13 16
                                    

Weszłam do taksówki i podałam adres, do którego się kierowałam. Spojrzałam przez szybę i uśmiechnęłam się na widok za nią. Przepiękna, słoneczna Hiszpania. Mój dom. Tęskniłam.

– Hej Gonzalez, już do was jadę – odezwałam się do telefonu, który przykładałam do ucha.

No w końcu. Już nie mogłem się doczekać – byłam pewna, że się uśmiechnął.

– Pab nie wie o moim przyjeździe, ma się rozumieć? – chciałam się upewnić, ponieważ Pedri jest straszną paplą, jednak tylko on mógł mi pomóc.

Oczywiście, że nie! Za kogo ty mnie masz? – oburzył się.

– Jesteś okropną plotkarą, Pepi – przewróciłam oczami.

– Ja też cię kocham – parsknął śmiechem. Ja też go kochałam. Cholernie mocno. 

Kogo kochasz Pedrito? Nie powiedziałeś nam, że masz dziewczynę? – usłyszałam trochę przytłumiony głos z głośnika telefonu.

Dziewczynę? Pewnie z własną matką rozmawia – parsknęłam śmiechem na znany mi głos mojego ulubionego kuzyna. Po chwili nie słyszałam już gwaru śmiechu i rozmów w tle, co oznaczało, że Pedri wyszedł z szatni.

Nawet nie wiesz jak się wkurzał jak mu nie odpisywałaś przez te trzy godziny. Już miał dzwonić do twojej matki – no tak, Gavirę bardzo łatwo można wyprowadzić z równowagi. Ten człowiek urodził się zdenerwowany. 

– Niedługo będę, wyjdź po mnie – powiedziałam, kiedy zorientowałam się gdzie jestem.

Oczywiście, czekam, buźka – pożegnał się i rozłączył.

Kiedy dotarłam na miejsce szukałam wzrokiem Gonzaleza, który machał mi przy budynku, będącym moim celem.
Rzuciłam się w jego ramiona ucieszona. Nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo tęskniłam za tym głupolem. Przymknęłam oczy. W końcu czułam się na swoim miejscu.

– No hej, kicia – mrugnął do mnie okiem, a ja poszerzyłam swój już i tak ogromny uśmiech.

– Hej, tygrysie – znów go uściskałam odpowiadając na nasz żart. Kocham tego człowieka nad życie. Nie w romantyczny sposób, ale w taki jaki kocha się brata. Z nim oraz z Pablo mieliśmy wiele tajemnic. – Wszystko idzie zgodnie z planem?

– Jak najbardziej. Pab czeka na niespodziankę totalnie niczego nie świadomy – mruknął odstawiając moje walizki do ich szatni i ciągnął mnie dalej za rękę. Wychylił się, aby sprawdzić czy Gavira dalej ma na oczach opaskę i wprowadził mnie do środka pytając chłopaka: – Gotowy?

– Zawsze i wszędzie – uśmiechał się, a ja ustanełam przed nim. Reszta piłkarzy była niezwykle zainteresowana całą sytuacją. Byli wcześniej powiadomieni o niespodziance dla Gaviego, jednak nie wiedzieli co to będzie.

– Możesz zdjąć opaskę i otworzyć oczy – poinformował Gonzalez, co też Gavira zrobił. Na mój widok oczy mu się powiększyły, wydał z siebie okrzyk zachwytu, rzucił opaskę i uniósł mnie do góry za uda. Automatycznie owinęłam nogi wokół jego pasa wtulając się w niego jak najmocniej ze śmiechem na ustach.

– Hej, misiaku – mruknęłam do jego ucha, kontynuując żart Pedra.

Piłkarze posyłali sobie pytajace spojrzenia. Gavi rzadko był aż tak wylewny w stosunku do dziewczyn, a jego siostrę poznali, to też nie mogłam nią być. Zapewne wzięli mnie za jego dziewczynę. Brakowało tylko namiętnego pocałunku.

– Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? – odsunął mnie od siebie, niby zły, jednak wciąż szczęśliwy.

– Chciałam ci zrobić niespodziankę – wyszczerzyłam się w jego stronę.

– I Pedri oczywiście ci w tym pomógł – domyślił się i posłał przyjacielowi to swoje spojrzenie, po czym odłożył mnie na ziemię i obrócił mnie w stronę swoich kolegów. – Doznaliście zaszczytu poznać moją ulubioną kuzynkę Estelę, panowie.

– O kurwa, Estela, co ty tu robisz, dziewczyno? – usłyszałam obok siebie zdziwiony głos Ferrana, który dopiero wszedł na stadion i natychmiast wpadłam w jego ramiona.

Ferran, Pedri oraz Pablo Torre to były jedyne osoby z klubu mojego kuzyna, które miałam okazje poznać. Co prawda Torresa nigdy nie widziałam na żywo, ale zamieniłam z nim pare zdań i całkiem polubiłam. Pablo znamy oboje od małego, jednak ja utrzymuję z nim kontakt na poziomie koleżeńskim. Za to Pedri już od jakiegoś czasu mieszka w sercach moim i Pablo.

Kiedy odsunęłam się od napastnika FC Barcelony podeszli do mnie inni koledzy kuzyna.

– Hej, jestem Alejandro Balde – przystojny, ciemnoskóry mężczyzna wystawił do mnie rękę i uniósł kąciki ust delikatnie w górę. Uścisnęłam jego dłoń, delikatnie nią potrząsając.

– Estela Paéz – uśmiechnęłam się do niego. I posłałam Gavirze stresujące spojrzenie. Nie lubiłam poznawać nowych ludzi, jednak wiedziałam, że jest to nieuniknione w życiu człowieka. Wracając wzrokiem do znajomych Pabla napotkałam parę ciemnobrązowych tęczówek, których uwaga skupiała się w stu procentach na mnie, mimo, że ktoś do niego rozmawiał. Po moim karku przeszedł dziwny prąd. Miałam wrażenie, że świat się na chwilę zatrzymał. Wszystko wróciło do poprzedniego stanu dopiero, kiedy widok uroczej twarzy hiszpańskiego piłkarza przysłonił mi niebieskooki blondyn. 

- Frenkie. Frenkie De Jong - przytulił mnie delikatnie na powitanie i obdarzył szerokim wyszczerzem. Próbowałam dostrzec chłopaka, z którym wcześniej złapałam kontakt wzrokowy, jednak nie było go już za plecami De Jonga. Po chwili wiedziałam już czemu, chłopak znalazł się obok mnie. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, na idealnie gładkiej twarzy, który oczarował mnie, jak żaden inny dotąd. Poważnie, jak można być aż tak pięknym? 

- Ansu Fati - wystawił rękę w moim kierunku, a ja natychmiast podałam mu swoją, myśląc, że przywita się w sposób, w jaki zrobił to Balde. Ciemnoskóry postanowił mnie jednak zaskoczyć i uniósł moją dłoń, dotykając ją swoimi miękkimi ustami, jednocześnie cały czas patrząc mi w oczy. Chyba trochę tu gorąco. 

– Fati, nie podrywaj mi kuzynki –  Gavira, jako naczelny atencjusz i niszczyciel dobrej zabawy oczywiście musiał się wtrącić. Usłyszałam śmiech jego kolegów, postałam chłopakowi zabójcze spojrzenie i założyłam ręce na klatkę piersiową. Ansu natomiast uniósł ręce w akcie obrony, wciąż delikatnie się uśmiechając. Do momentu rozpoczęcia treningu miałam okazję poznać jeszcze innych kolegów z drużyny Paba, jednak w momencie kiedy akurat nikt do mnie nie mówił mój wzrok jakby sam leciał w stronę Fatiego.

Niestety wszystko kiedyś się zaczyna i kończy, dlatego wraz z rozpoczęciem treningu musiałam ulotnić się z stadionu ćwiczeniowego Barçy.

Jednak kiedy Pedri mnie odprowadzał nie miałam żadnych oporów przed włożeniem do szafki Fatiego kartki z moim numerem.

– Czyżby komuś wpadł w oko
,,piłkarzyk"? – zaśmiał się Pepi, nazywając Fatiego żartobliwie określeniem jakiego często używam w jego i Gaviry kierunku, jako coś obraźliwego. – A mówiłaś, że nie mogłabyś być z piłkarzykiem, bo moją za duże ego.

– Przecież nie jestem z piłkarzykiem – uśmiechnęłam się niewinnie, poruszając delikatnie głową na boki.

– Jeszcze.

Amor a primera vista || Ansu FatiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz