𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟐

35 7 9
                                    

                          „Nie jadam kolacji"

I nic się nie stało. Spokojnie dojechaliśmy na miejsce, gdzie czekał na nas gajowy, który miał nas odprowadzić do zamku. Z niechęcią do niczego wyszedłem z pociągu, przebrany już w szaty Slytherinu, a po chwili ruszyłem za tłumem uczniów. Jak już wcześniej wspominałem, nie chciałem tam wracać i siedzieć na nudnych zajęciach, aczkolwiek, gdyby tylko ojciec się dowiedział, że na nie nie chodzę to by mnie zabił. Jednak również miałem zadanie od Czarnego Pana. Musiałem być dyskretny w stu procentach, tak, aby nikt mnie nie odkrył.
  Kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego, zostałem zaciągnięty wraz z moją matką do czarnomagicznego sklepu Borgina i Burkesa. Gdy tylko przekroczyłem próg sklepu, została pokazana mi szafka zniknięć. Zostałem poinformowany, że druga taka sama znajduje się właśnie w tym zamku, a dokładnie w Pokoju Życzeń. Między tema dwoma szafkami istniało przejście, które przenosiło ludzi, jak i rzeczy. To było na prawdę zadziwiające, że taki przedmiot znajdował się w Hogwarcie i nikt o nim nie wiedział. Nawet sam dyrektor. Ktoś kto miał złe zamiary w stosunku do szkoły, czy jej członków, mógł wykorzystać ją w sprawach czarnomagicznych. Dobrym przykładem tego stwierdzenia, byłem ja.
   Pierwszym krokiem do spełnienia rozkazu było naprawienie jej. Nie pracowała, tak jak powinna, a więc musiałem to załatwić. Moim zadaniem było nie spieprzyć żadnego punktu tego zadania, bo inaczej źle by się to skończyło.

Po przekroczeniu progu wejścia do zamku, znowu poczułem się, jakbym był zamknięty w klatce. Pomimo tego, że uwielbiałem ciemny klimat tego zamku, to osoby w nim, oraz zajęcia nie ciągnęły do siebie. Raczej odciągały. Jedynymi osobami, z którymi dało się dogadać to Pansy, Blaise, Theodore Nott i czasami Crabbe oraz Goyle. Ale naciskam na słowo czasami. Resztę omijałem szerokim łukiem i złośliwymi spojrzeniami. Chyba, że na drogę wkroczył Potter, to chętnie zamieniałem z nim kilka słówek, aczkolwiek może nie za miłych. Denerwowało mnie to, jak wszyscy go wielbili, za jego pieprzoną bliznę na czole. Było to nie pojęte, że jedno znamię sprawiło, że stał się sławny w całym świecie czarodziejów. Każdy znał jego imię i nazwisko. Każdy wiedział, jak nabył tej blizny. Nadal zastanawiałem się, jak to przeżył. Przecież Avada Kedavra zabijała od razu. Przynajmniej tak słyszałem z opowieści i zajęć.
Prawie wszystkie dziewczyny na niego leciały. Nawet krążyły plotki, że całował się s Cho Chang na piątym roku. Dziewczyna miała nieźle na bani, skoro od razu poleciała do Pottera, kilka miesięcy po śmierci Diggory'ego, z którym była. Nieźle się ustawiła.

— Malfoy — usłyszałem głos chłopaka za sobą.

Odwróciłem się i ujrzałem Blaise'a, który wpatrywał się we mnie wraz z Pansy.

— Wchodzimy do Wielkiej Sali — oznajmił i gestem dłoni przekazał mi, że mam iść.

Wywróciłem oczyma i ruszyłem z miejsca.
Tak jak myślałem. Nic się nie zmieniło. Na suficie tak samo była iluzja pogody na zewnątrz, jak na każdym poprzednim roku. Usiadłem przy stole mojego domu i oparłem policzek o dłoń, niezadowolony ze wszystkiego. Byłem świadomy, że wiele osób mogło mieć dosyć mojego zmiennego humoru, ale to akurat miałem już we krwi. Nic na to nie mogłem poradzić, że mało co mi pasowało.
Wpatrywałem się w pusty talerz przede mną i tylko czekałem, aż w końcu Dumbledore powie, co chciał powiedzieć.
Nagle kątem oka zauważyłem, jak ktoś siada obok mnie. Skierowałem spojrzenie w moje lewo, ujrzawszy Skyler, która chyba nie zdała sobie sprawy, gdzie usiadła. Z przyzwyczajenia zapewne podniósłbym na nią głos, jednak coś mnie powstrzymało, gdy zauważyłem coś, czego w tamtym momencie najmniej oczekiwałem. Dziewczyna trzymała przy nosie zakrwawioną chusteczkę, co chwile przecierając nią swoją krew. Zmarszczyłem brwi i zacząłem zdanie.

𝐏𝐫𝐨𝐦𝐢𝐬𝐞 𝐦𝐞 | 𝐃𝐫𝐚𝐜𝐨 𝐌𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz