1. In Your Eyes.

62 20 8
                                    

- Nie poradzisz sobie...

- Nie poradzę z czym? Z dojazdem na lotnisko, czy z tym, że napuszczasz na mnie dziwnych ludzi, którzy później śnią mi się po nocach? - spytałam sarkastycznie.

Ostatnio ciągle sprzeczałam się z Zaynem. Gdziekolwiek byłam zawsze spotykały mnie dziwne sytuacje, z dziwnymi ludźmi. Raz jakaś dziewczyna próbowała sprowokować bójkę w klubie. Drugi raz jakiś facet śledzi mnie cały dzień, a przed domem grozi mi nożem. Przez takie sytuacje nosiłam przy sobie kieszonkowy gaz pieprzony, jednak rozważałam już noszenie nie dużego pistoletu. Nie wiadomo co komu do głowy strzeli. Za każdym razem stała za tym on... Zayn zwariował. Czy to już może kryzys wieku średniego? Zawsze jak wracałam do naszego domu, to musiało dziać się coś, co zagrażało mi. A może to ja już wariuję i nie zauważyłam, kiedy niby porządna okolica stała się tak niebezpieczna.

- Nic nie rozumiesz Vivi. Nie robię tego, aby ci zaszkodzić. Muszę wiedzieć, a przynajmniej łudzić się, że sobie poradzisz, gdy mnie zabraknie. - powiedział cicho.

- Weź sobie nie rób jaj. Kolejnym razem, kiedy postanowisz nasłać jakiegoś ulicznego dzieciaka na moje życie, przekaż żeby może chociaż mnie związał, na oczy założył opaskę, a usta zakleił taśmą. Może wtedy poczuję się wystarczająco zagrożona i tak jak sobie życzysz zmienię pracę. - rzuciłam z oburzeniem.

Od początku nie podobały mu się moje plany. Jego zdaniem najlepiej jakbym pracowała w domu i nigdzie nie wychodziła.

- Mała, tu nie chodzi o twoją pracę, tu...

- Nie ważne, spieszę się. Zaraz na prawdę nie zdążę na lot. - jedną dłonią chwyciłam za walizkę, a drugą za klamkę wyjściowych drzwi.

- Jakby coś się wydarzyło, pamiętasz gdzie masz zajrzeć?

- Co by miało się stać? Z resztą mówisz tak za każdym razem, gdy wyjeżdżam... - przekręciłam oczami otwierając drzwi. - Kieszeń twojej marynarki, w której ostatni raz cię widziałam. - dodałam cicho i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Zayn na prawdę przez ostatnie kilka miesięcy zachowywał się inaczej. Przestaliśmy wspólnie spędzać czas. Kiedyś razem robiliśmy wszystko, biegaliśmy, chodziliśmy na strzelnicę, szukaliśmy miejsc na wakacje, aż nagle mydlana bańka prysła. Miałam wrażenie, że nabawił się jakiejś choroby psychicznej i chciał mnie zabić. Tylko w pracy, będąc kilkadziesiąt kilometrów nad ziemią i kilkaset kilometrów od domu, czułam się szczęśliwa. Czułam się tam po prostu wolna.

Na lotnisko dojechałam taksówką, prawie w ostatnim momencie. Dobiegłam pod samolot czekający na załogę.

- Gdzie ty do cholery byłaś? - spytała Mei.

- Sprzeczka z Zaynem. - odpowiedziałam obojętnie, na co ta tylko przewróciła oczami.

- Znów chciał cię zabić? - zakpiła.

Mei była jedną z niewielu osób, z którymi się dogadywałam. Kilka wylotów, a raczej pijackich wydarzeń podczas nich sprawiło, że dość dobrze się poznałyśmy.

- Daj spokój. - machnęłam ręką i weszłam po schodach na pokład samolotu.

Wolałam prywatne loty. Miałam wtedy możliwość poznania kolejnej osobowości, która w legalny, bądź w nie legalny sposób czymś zasłynęła, wzbogaciła się no i zapłaciła za prywatny lot w naszych liniach, co łączyło się z większą wypłatą. Na pokładzie miało się znajdować około trzydziestu pięciu osób, a naszym celem był Ekwador, w którym musiałam spędzić kolejne cztery dni.

- Ja zaklepuję tylne wejście. - powiedziała biegnąc do tylnego wejścia samolotu.

To był jej nawyk, gdy miałyśmy prywatny lot. Przerażali ją przystojni mężczyźni w garniturach, czasami zastanawiałam się czy bała się ich przeszywającego wzroku, zauroczenia, czy może tego, że mają pistolety między bokserkami, a materiałem spodni. Jej wyobraźnia była olbrzymia.

Never get a pulse downOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz