1. Światła i syreny.

28 4 0
                                    

„Gdy wokół jest ciemno, pozostaje tylko spokojne czekanie, aż oczy przywykną do mroku"

Haruki Murakami, Norwegian Wood

***


Biegłem asfaltową ulicą, mijałem zapełnione kontenery, a krew szumiała mi w uszach. Dzięki adrenalinie krążącej w moich żyłach, prawie w ogóle nie czułem zmęczenia.

Za sobą słyszałem coraz głośniejsze syreny radiowozów, a niebiesko-czerwone światła migały na tle nocnego nieba. Mimo to się nie zatrzymywałem.

Po kolejnych dziesięciu metrach biegu skręciłem w prawo za jeden ze śmietników. Przecisnąłem sie między dwoma kontenerami, wcześniej ściągając przerzuconą przez ramię czarną torbe.
Przechodziłem tędy już tysiące razy, więc udało mi sie to bez problemu.

Szczelina ta prowadziła do starego, zatęchłego zaułka, który często służył jako schronienie dla bezdomnych przez kawałek blachy, który robił za dach.

Na szczęście nikogo tam nie było. Widok nastolatka ubranego na czarno z dość podejrzaną torbą na ramieniu, a do tego kapturem, prawie w całości zasłaniającym jego twarz, mógłby wzbudzić podejrzenia.

Nie zastanawiając się nad tym dłużej szybkim marszem pokonałem zaułek i lekko wychylając głowę, wyjrzałem na opustoszałą ulice.

Był środek nocy, całe miasto było pogrążone we śnie, jedyną oznaką mieszkających tu ludzi były latarnie, które dawały tutaj, jako jedyne, jakieś światło.

Wyszedłem zza winkla i dość żwawym, ale nie za szybkim krokiem, ruszyłem w stronę swojego domu. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń, choć wiem, że jest małe prawdopodobieństwo by ktoś mnie zauważył podczas wyglądania przez okno po nocnym przebudzeniu. Bądź co bądź, latarnie nie dawały za dużo światła, a w tej części miasta działała tylko co druga.

Po paru minutowym marszu dotarłem do głównej drogi, przy której znajdował sie mój dom. Świateł policyjnych nie widziałem już w ogóle, a syreny były tylko słabym, dla mnie już nic nieznaczącym dźwiękiem w pogrążonym w ciszy mieście.

Szary jednorodzinny dom stał w całej swojej okazałości również pogrążony w ciszy, która mimo wszystko była moim ulubionym dźwiękiem.

Przeskoczyłem przez furtkę, nie ryzykując skrzypieniem przy jej otwieraniu, dzisiaj i tak ryzykowałem za dużo. Gdybym wpadł przez taką głupotę, po prostu strzeliłbym sobie w łeb.

Następnie zwinnie omijając klomby kwiatów mojej matki, przeszedłem na tył domu. Kiedy stałem już pod odpowiednim oknem, dokładnie tak jak się wydostałem, tak teraz miałem zamiar wejść do środka.

Poprawiłem torbę, która cały czas znajdowała sie na moim ramieniu i chwyciłem ozdobny bluszcz, który już od wielu lat oplatał ścianę koło mojego pokoju. Niczym Spider-Man zacząłem wspinać się do okna, znajdującego się około trzy metry nad ziemią.

Nie patrząc w dół, przełożyłem nogę przez ramę okna i bezdźwięcznie wślizgnąłem się do pokoju.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, które już od piętnastu lat mojego życia było moim spokojnym zaciszem i schronieniem przed światem, który z każdym dniem udowadniał, że może być jeszcze gorszy od poprzedniego.

Ściągając kaptur z głowy, kucnąłem koło łóżka i wyciągnąłem spod niego kartony po butach i innych nieważnych rzeczach. Następnie wsunąłem najdalej jak się dało torbę, odrazu zastawiając ją wcześniej wyciągniętymi kartonami.

Starając się być jak najciszej, podszedłem do szafy. Pospiesznie ściągnąłem z siebie ubrania, zamieniając je na piżamę.

Kiedy tylko położyłem się na łóżku podłożyłem ręce pod głowę i spojrzałem na zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem. Za chwilę zacznie świtać. Na tę myśl moje oczy same się zamknęły.

Teraz jakby o tym pomyśleć, to posypało się więcej rzeczy, niż mi się wydawało. Wychodząc o północy, miałem zamiar wrócić o trzeciej. Przy dobrych wiatrach może nawet koło drugiej. Jednak nie dość, że robienie graffiti się przedłużyło to jeszcze jakiś typ wezwał policję.

Byłem niemalże pewien, że miejsce, które wybrałem jest niewidoczne z okien bloków mieszkalnych, znajdujących się obok. Niestety cisza potrafi być zdradziecka.

Jednak nie wszystko poszło źle. Samo graffiti zostało skończone i moim  skromnym zdaniem, jest jednym z lepszych, które zrobiłem. Choć nie ukrywam, że możnaby było jeszcze dołożyć parę szczegółów. Policja jednak pokrzyżowała moje plany.

Otworzyłem dotychczas zamknięte oczy i dostrzegłem promienie słońca, wpadające przez zamknięte już okno.

Za niecałe cztery godziny zaczynają się lekcje. Razem z tą myślą, mój wzrok spoczął na granatowym mundurze, leżącym na krześle przy biurku.

Decyzja o pójściu do szkoły mundurowej była spontaniczna i do tego w dużej mierze podyktowana przez moich rodziców. Choć nie wiedzieli o moich nocnych wycieczkach - nikt nie wiedział - to uznali, że trochę więcej dyscypliny dobrze mi zrobi. Jakbym nie miał jej już wystarczająco dużo.

Osoba malująca graffiti na ścianach budynków, chodząca jednocześnie do klasy policyjnej w liceum mundurowym to zdecydowanie niezła ironia losu.

Heterochromia / boyxboy +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz