2. Bez pożegnania.

16 3 0
                                    

"Świat jest pełen pięknych oczu, ale mało jest oczu, które patrzą na ciebie ze szczerością i miłością.”

Bob Marley

***

Kolejny raz stojąc przed lustrem w moim pokoju, zastanawiam się po jakiego chuja je tam wstawiłem. Patrzenie na moją twarz zaraz po wstaniu z łóżka, nie jest moim ulubionym zajęciem.

Blond loki opadające na czoło doprowadzają mnie do szewskiej pasji, a jasnoniebieskie oczy wyglądałyby jak z okładki lalki Barbie, gdyby nie wielkie wory pod nimi, które towarzyszyć mi będą już chyba do końca życia. Jedyne na co nie mogę narzekać to moje ciało, gdyż jak na piętnastolatka, jestem całkiem umięśniony, co w wielu przypadkach jest dość korzystne.

Mając dość gapienia się na siebie, odszedłem od lustra, chwyciłem plecak, tak ciężki jakbym miał tam bombę jądrową i wyszedłem z pokoju.

Przechodząc przez korytarz w kierunku schodów, nie zwracałem już uwagi na stojące w każdym kącie bukiety kwiatów. Jest to zdecydowanie hobby mojej mamy, choć mógłbym się pokusić, że powoli przeradza się to w obsesję. Jednak jeśli ojciec nie ma z tym problemu, to ja też go mieć nie mogę.

Będąc już w połowie schodów, do moich uszu zaczęły dochodzić dźwięki z kuchni. Obijane o siebie talerze oraz głosy rodziców.

Mama pewnie od rana jest w kuchni przygotowując obiad, a ojciec siedzi przy wyspie kuchennej by za chwilę zebrać się do pracy.

Tak jak myślałem, stając w progu kuchni dostrzegłem mamę mieszająca drewnianą łyżką w szarym garnku oraz ojca jak zwykle z rana czytającego gazetę. Żadne z nich nie zwróciło na mnie uwagi, dlatego się odezwałem.

- Wychodzę - Mój głos jak zwykle był lekko zachrypnięty, ale w cicho wypowiedzianych słowach nie było to tak słyszalne.

Matka podniosła na chwilę swój wzrok z gotującego się gulaszu, natomiast ojciec w ogóle nie wydawał się zainteresowany moim pojawieniem.

- Nie zjesz śniadania? - Słowa wypadły z jej ust, bardziej z obowiązku i przyzwyczajenia, niż z faktycznego zmartwienia moimi nieregularnymi posiłkami.

- Kupię sobie coś po drodze - Powiedziałem wiedząc, że i tak nie mam nic na karcie.

Zostawili to bez komentarza, więc uznałem to za koniec rozmowy. Ruszyłem w stronę drzwi bez pożegnania.

Będąc na dworze poczułem na twarzy lekki powiew wiatru oraz promienie słońca. Jak na początek marca było naprawdę ciepło. Dłużej nie zwlekając, poprawiłem plecak przewieszony przez jedno ramię i ruszyłem w stronę furtki. Tym razem nie miałem zamiaru jej przeskakiwać, tylko otworzyć w normalny sposób. Tak jak myślałem, zaskrzypiała w dość upiorny sposób.

Do szkoły miałem około pół godziny z buta, a z racji, że szkoła zaczyna się za niecałe dwadzieścia minut, postanowiłem złapać jakiś autobus.

Muszę zacząć wychodzić wcześniej. Przynajmniej nie musiałbym tak zapierdalać za każdym razem. Do tego kazania ojca nie są moim ulubionym podcastem po każdym powrocie ze szkoły.

Przestanek znajdował się dosłownie parę metrów od domu, dochodząc do niego spostrzegłem autobus, który właśnie wjeżdżał na moją uliczkę.

Pojazd na szczęście był prawie pusty, jednak nie zawsze to słowo jest odpowiednikiem ciszy. Na tylnych siedzeniach rozmawiało troje nastolatków. Choć "rozmawiało" to złe określenie, ponieważ oni się na siebie darli. Widać było, że nawet kierowca, przyzwyczajony do gwaru, miał dość.

Przez chwile rozważałem nawet zrezygnowanie z podwózki, jednak myśl o kazaniu ojca skutecznie odpędziła ten pomysł.

Usiadłem więc jak najdalej drących mordę nastolatków, z nadzieją, że te piętnaście minut minie w ciągu minuty.

Kiedy w końcu dojechałem na miejsce, głowa napierdalała mnie tak, jakbym spędził tam co najmniej kilka godzin.

Ile ja bym dał, żeby znaleźć się teraz w pokoju pośrodku ciszy. Pomyślałem, otwierając drzwi szkoły.

Zdążyłem idealnie, lekcje zaczynają się dopiero za cztery minuty. Pierwszą godziną, na której przyszło mi się męczyć, jest historia.

- Pluton 10, w dwuszeregu, frontem do mnie, zbiórka! - Krzyknął dowódca (przewodniczący) naszej klasy, Paul Poverty.

Moim zdaniem, najlepszym dowódcą to on nie jest. Zdecydowanie, za bardzo daje sobie wchodzić na głowę.

W klasie usiadłem w jednej z potrójnych ławek. Zaraz obok mnie zajął miejsce Paul oraz Marshall Black. Gość, który bardzo lubi dyskutować z babką od historii. Czasami wychodzi śmiesznie, ale w większości jest to po prostu wkurzające.

W momencie, w którym pani Sparr zaczęła swój wykład wiedziałem, że to będzie ciężki dzień.

Heterochromia / boyxboy +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz