Lato

716 63 17
                                    


Lato. Przez jednych znienawidzona pora roku, podczas której żar leje się z nieba i sprawia, że pływa się we własnym pocie. Inni ją uwielbiają właśnie za ciepłą aurę umożliwiającą zabawy na świeżym powietrzu przez wiele godzin bez konieczności uciekania do ciepłego pomieszczenia. Dzień spędzony na plaży, piknik w parku, czy grill na działce to idealne aktywności podczas tej pory roku.

San Thorinio wraz z małżonką właśnie ostatnią z nich wybrali, jako spędzenie czasu z przyjaciółmi tego popołudnia. Przy okazji podzielili się z nimi radosną nowiną, jaką było oczekiwanie na Thorinio juniora. Wszyscy z wielką ekscytacją gratulowali przyszłym rodzicom, a w ruch poszły kieliszki co rusz wznoszone za zdrowie mamy jak i maleństwa.

Erwin również pozwolił ponieść się atmosferze i po czasie porządnie porobiony został zmuszony przez naturę udać się tam, gdzie król piechotą chodzi. Już miał się oddać tej jakże prozaicznej czynności, ale w oczy rzuciło mu się małe pudełko pozostawione przy umywalce. Z opakowania dużymi, błękitnymi oczkami przyglądało mu się niemowlę. Dziecko uśmiechało się, jakby chciało zachęcić sobą do wypróbowania produktu. Umysł Knucklesa otumaniony mgiełką alkoholu dał się przekonać brzdącowi i już po chwili trzymał w jednej ręce test, a w drugiej instrukcję użycia.

- ...strumień moczu co najmniej 10 sekund... bla bla... wynik testu odczytaj po czasie 1 do 4 minut... bla bla - mruczał pod nosem starając się odczytać lekko rozmazane literki. - Dobra easy.

Zupełnie nie przejmując się tym, że robienie przez niego testu ciążowego było bez sensu, zabrał się za opisane czynności. Czekając na wynik podśpiewywał sobie wesoło pod nosem znaną melodię. Urwał jednak, gdy z przerażeniem ujrzał, jak na małej prostokątnej przestrzeni pokazały się dwie wyraźne kreski.


***


Gregory w wyśmienitym nastroju i nie do końca trzeźwy opisywał właśnie Sanowi, jak to wspaniale być ojcem. Nie przejmując się w ogóle tym, że sam wcale nie był wzorem do naśladowania w tej kwestii, dawał swojemu przyjacielowi rady, które Włoch przyjmował z dużą dawką sceptycyzmu. No bo jaki przykład daje ktoś, kto zostawił małe dziecko z żoną, bo ta mu się znudziła, a o drugim nawet nie wiedział, dopóki ten pełnoletni nie pojawił się na komendzie by rozpocząć pracę jako policjant. Ale dla Montanhy były to błahostki, zupełnie nie odzwierciedlające rzeczywistości.

Szukając poparcia u swojego męża zorientował się, że Erwina nie ma przy stole i to już dłuższą chwilę. Dia widząc skołowaną minę szatyna wskazał mu wejście do domu dając znać, że siwowłosy tam się zaszył. Martwiąc się, czy nie przeholował z alkoholem i teraz nie cierpiał katuszy samotnie w toalecie, poszedł sprawdzić czy wszystko jest ok.

Zastał Knucklesa siedzącego na kanapie w salonie. Głowę trzymał pochyloną między kolanami, które przyciągnął blisko siebie. Chyba jednak te kilka szotów to było za dużo, jak na jego nie przyzwyczajoną do takich ilości alkoholu głowę. 

Gregory usiadł obok niego i delikatnie położył rękę na ramieniu męża.

- Malutki, wszystko w porządku? - zapytał troskliwie. Erwin uniósł głowę ukazując mu zapłakaną twarz.

- Nie - odpowiedział przez łzy.

- Źle się czujesz?

- Nie, jest w porządku - odparł. Widząc, że Montanha nie rozumie co spowodowało stan młodszego, kontynuował. - Po prostu... ja nie jestem gotowy na dziecko.

Policjant po tym stwierdzeniu nie potrafił nic powiedzieć. Przecież to San a nie on miał mieć potomka. Chyba, że o czymś nie wiedział. Choć ta myśl była absurdalna, jednak zasiała zarienko niepewności.

Cztery pory roku | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz