1. Przyłatać swieże rany popiołem

239 25 17
                                    

Niechętnie otworzyłem oczy słysząc drażniący dla moich uszu dzwonek, który dobiegał z mojego telefonu, którego za cholere nie mogłem teraz znaleźć. Zatem budzik powracał tak jak moje wkurzenie- czyli z podwójną siłą.
Mozolnie, i nie otwierając oczu wyciągnąłem rękę przed siebie, aby przeszukać rzeczy które znajdowały się najbliżej mnie.

Na stoliku pusto, na drugim też.
Gdzie ja go postawiłem?
Rozbrzmiała ta sama melodia, powodując moje nagłe zerwanie z łożka. Chodź nadal siedziałem i wzrokiem zaczęłem bacznie oglądać wszystko wokół. Gdy znów budzik dał sobie we znaki, wytężyłem słuch myśląc, że pomoże mi to chociaż odrobinę w poszukiwaniu zguby.

Nic bardziej mylnego.

Wstałem, i chwyciłem telefon z pod materaca z powstrzymaniem się od tego, aby walnąć nim o ścianę naprzeciw. Wyłączyłem te cholerstwo, rzucając telefonem o materac, który się od niego odbił i z premedytacją strącił szklankę ze stolika obok mojego łóżka.
Na dźwięk tłuczonego szkła złapałem się za głowe, lekko przy tym ciągnąc się za już lekko przydługawe włosy.

Miałem dość tego dnia, gdy ten ledwie się zdążył rozpocząć.

Wiedziałem, że pierwszy dzień w nowej szkole będzie do bani, bo nie pokładałem zbyt większej nadziei, aby było inaczej.

Dłużej się nie zastanawiając, ruszyłem powolnym krokiem do łazienki sądząc, że zimny prysznic pomoże mi poukładać natrętne myśli, które goniły mnie przed tak "ważnym" dniem jakim był pierwszy dzień w nowej szkole.
Dalej nie mogę uwierzyć, co mnie podkusiło. Szczerze miałem wyjebane, chodź zdać przecież musiałem, co nie znaczy, że chciałem.

Nie mogłem się skupić, gdy straciłem ojca. Tak jakby część mnie zniknęła, i nie mogła powrócić juz nigdy taka jak kiedyś.

Próbowałem se wmówić, że się nie stresuje lecz sama wzmianka o szkole, poznawaniu nowych ludzi i o jakiejkolwiek bliższej relacji, z czymś co oddycha, robiło mi się conajmniej niedobrze.

Po stracie kogoś tak ważnego, nie widziałem sensu, aby rozwijać swoje życie dalej. Nie mogłem odszukać szczęścia, bo sądziłem, że i tak jestem zawsze zdany na klęske, że zawsze mi nie wyjdzie, że jestem tylko dzieckiem który musi se poradzić bez tatusia.

Często nie było go w domu, gdyż zarabiał na mnie i mamę, darzyłem go miłością tak mocną, że nigdy takiej nie doświadcze ponownie. To tak bardzo bolało, chciałem by tata znalazł więcej czasu dla mnie, wtedy kiedy jeszcze był cień szansy, że mogł w tej kwestii zrobić cokolwiek, kiedyś miałem mu to za złe jak bardzo poważnie traktował swoją pracę, aczkolwiek z biegiem czasu starałem się go zrozumieć, a gdy go zrozumiałem już nie jestem w stanie mu tego wyznać, bo teraz go nie ma, a ja już nigdy go nie zobaczę.
Te słowa odbiły się w mojej głowie, pozostawiając po sobie stłumiony szloch, jednak ani mi się śni, by łza nasunęła się do moich powiek i spływała po policzkach. Nie widziałem sensu w czymś takim jak łzy i płacz, tata nauczył mnie jak pozostać twardym na tym świecie i nie do złamania dla innych, którzy za wszelką cene bedą próbować mnie zniszczyć od środka.
Wszedłem pod prysznic pozwalając, by woda pomieszana z żalem i goryczą spływała po moich włosach, ciągnąc się wzduż i zaczepiając o moje dobrze zbudowane barki i ramiona.

Tłumiłem prawdziwe uczucia, bałem się je pokazać, nikomu nie pokazałem prawdziwej twarzy. Zawsze nosze tą dobrą, szarmancką maskę, która nie potrafiła być prawdziwym mną.
Nie umiałem się zmienić, nie miałem dla kogo tego zrobić. Mama też była załamama, obwiniała mnie że to przeze mnie stał sie ten wypadek i czemu to ja musiałem przeżyć a ojciec nie. To chyba tak mną wstrząsnęło, wtedy nie czułem już nic, nigdy się tak dotąd nie czułem, zaklinałem sam siebie czemu to ja musiałem przeżyć. Czemu akurat mną lekarze zajeli się pierwsi? Dlaczego tak ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że to tata ledwo już wtedy oddychający nakazał służbom najpierw ratować mnie, a gdy ci już zaprowadzili mnie do jednych z karetek...

Burning Sensation |Thiam|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz