Andromeda
Z nowym rokiem szkolnym rozpoczął się mój ostatni rok w tej zapyziałej budzie. Może zdam jakimś cudem w tym roku matematykę. Pół wakacji spędziłam na imprezach z moimi przyjaciółkami. Nie oszukujmy się, był to czas mojego życia. Byłyśmy na Kostaryce, w Meksyku i we Francji. Flirtowałyśmy z napotkanymi przystojnymi facetami, zdarzało nam się upijać do nieprzytomności, a później siedzieć na plaży oglądając gwiazdy do wschodu słońca. Rozniosłyśmy każdy klub w którym byłyśmy. Jedne królowe parkietu, które tańczyły do białego rana to my. Teraz niestety trzeba zejść na ziemię i zacząć się uczyć rzeczy, które nigdy mi się w życiu nie przydadzą, ale cóż poradzić.
Początek września przyniósł w Portland ze sobą delikatnie promienie słońca. Chociaż nie miałam ochotę w ogóle cieszyć się z powrotu do szkoły, ale ten rzeźki, ciepły poranek wprawił mnie w dobry nastrój. Spojrzałam w lustro poprawiając krawat od swojego mundurka i ruszyłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Po dopiciu ostatniego łyka cappuccino, wzięłam plecak, włożyłam buty i wyszłam z domu szybko żegnając się z mamą. Droga do mojej ulubionej instytucji upłynęła mi dość spokojnie. Zamknięta we własnych myślach mijałam każdą ulicę zbliżając się do obszernego, odgrodzonego terenu, gdzie pięły się ostro zakończone dachy budynku. Przed samym wejściem do szkoły, zatrzymałam się i wystawiłam buzię do słońca, żeby jeszcze przez chwilę nacieszyć się jego przyjemnym grzaniem.
Wtem usłyszałam:- Vane!! - zgadnijcie kto mógł się wydrzeć na pół parkingu. Tak. Moja szalona przyjaciółka.
- Amelia, przestań robić wiochę. Ludzie się patrzą.
- Niech się patrzą, przecież ktoś musi być gwiazdą - odpowiedziała.
Przewróciłam oczami na jej odpowiedź.
Pociągnęłam ją za ramię, dając znak, żebyśmy już wchodziły do środka szkoły. Na szczęście nie stawiała oporu:- Słyszałaś o tym, że mamy nowego dyrektora? - zagarnęła Amelia.
- Co ty pierdolisz? A co ze starym Terrierem? - spytałam będąc w szoku.
- Wykorkował. Miał jakiś zawał czy coś. Teraz ponoć na jego miejsce został wybrany jego siostrzeniec.
- Gruba akcja, ale w sumie szkoda mi go - uznałam.
- Ja tam za nim tęsknić nie będę - powiedziała Ami.
- Ależ ty jesteś empatyczna jak moja matka normalnie - porównałam.
Po wejściu na szkolny korytarz uderzył mnie gwar rozmów. Zaraz miał być dzwonek i wszyscy spieszyli się do klas. Szczerze nie tęskniłam za tym wcale. Przeciskając się między tymi pierdołami nie znającymi zasady ruchu prawostronnego powoli kierowałam się w stronę klasy biologicznej. Na drugim piętrze gdzie znajdowała się sala do której chciałam dotrzeć, minęłam sekretariat, obok którego znajdował się gabinet dyrektora. Pod tabliczką z nazwą posady znajdowało się nowe imię i nazwisko. Ceres Santiago Sobreviela. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że jego imię brzmiało jak najsłodszy grzech, który zaraz za namową diabła popełnisz, ale odgoniłam tę myśl mówiąc, że to pewnie kolejny stary, niedołężny brodacz.
Wyszłam z klasy zmęczona uczeniem się o dendrytach i aksonach. Prawie usnęłam na tej lekcji o układzie nerwowym. Odkąd wyłączyłam się w połowie biologii planowałam usiąść na przerwie na podłodze i posłuchać w spokoju muzyki.
Zanim to jednak zrobiłam podeszłam bliżej do okna spoglądając na boisko, gdzie grali w kosza. Wciąż znudzona patrzyłam jak podają sobie płynnie tą dmuchaną gumę, zastanawiając się jaki jest tego cel. Kiedy nie znalazłam odpowiedzi na postawione sobie pytanie ruszyłam w głąb szkoły. Udałam się na parter, gdzie w zaciszu mojego ulubionego kąta w szkole mogłam się zrelaksować, gdzie żaden głośny matoł nie zmąci mojego spokoju. Usiadłam na zimnym betonie wkładając słuchawki do uszu i włączyłam swoją playlistę, a już po ułamku sekundy w moich uszach zabrzmiały pierwsze nuty Reflections The Neighbourhood. Wyciągnęłam z plecaka notatnik oprawiony w czarną skórę, która już swoje przeżyła. I see my reflection in your eyes. Wyciszając się, moja ręką trzymająca długopis zaczęła płynąć po białym papierze.Gęstwina lasu zakrywa każdy mój grzech, nikt nie zauważy, że chowam swoje brudy pod ciemne gałęzie. Niebo zalała krew, sączy się powoli mi na głowę mętna ciecz. Rubinowe chmury zasłaniają widoczność horyzontu, a mnie zamknęli w labiryncie pełnym zakrętów. Próbuje uciekać przed zbliżającymi się wyłonieniętymi z mgły cieniami. Biegnę przez las, zatrzymując się na rozdrożach. Nie mogę złapać oddechu. One dalej za mną podążają. Zaraz wpędzą mnie w niekończącą się przepaść. Klif mnie zabierze na swoje samo dno, tam gdzie mnie już nikt nie odnajdzie i nagle ciemnotę przebija blask promieni. Wychodzi postać która przytłumi najciemniejszy mrok. Rozświetli dla mnie ponownie sklepienie nieba. Pokazując gwiazd rażącą jasność, blask i moc.
Słowo po słowie pojawiało się na kartce. Wracając do rzeczywistości zauważyłam, że na korytarzu zrobiło się pusto. Kurwa. Zebrałam szybko rzeczy i praktycznie biegłam na matematykę. Anderson mnie zabiję. Umrę śmiercią tragiczną w jednym akcie.
Po przeproszeniu pięć razy za spóźnienie mojej ulubionej nauczycielki, zajęłam po cichu miejsce w ostatniej ławce, wyjęłam zeszyt i podręcznik. Popatrzyłam na tablicę i się przeraziłam. Nigdy nie zrozumiem tych uroków zapisanych hieroglifami. Następne trzy lekcje minęły spokojnie na tle przeliczania równań okręgu.
Amelia z którą mam tylko chemię i fizykę pojawiła się przed moimi oczami kiedy wychodziłam z lekcji hiszpańskiego. To był nasz rytuał, że udajemy się razem na stołówkę:
- Nie uwierzysz. Widziałam nowego dyrektora i wygląda jak model Diora. Przysięgam. Słowo harcerza - zapewniała Amelia.
- Cruze myślałam, że nie masz problemu ze wzrokiem. Widocznie dostałaś zaćmy od naszej imprezy w zeszły weekend - zaśmiałam się.
- Andromedo Crystal Vane to nie jest śmieszne, a ja mówię w stu procentach poważnie. Gość jest tak gorący jak Chris Hemsworth - jej mina wyglądała jakby faktycznie nie robiła siebie ze mnie żartów.
- A ja jestem ostrosłupem i wiedźma Anderson jest dla mnie jak ciocia, miła i kochana - powiedziałam z nie ukrytym sarkazmem.
- Poczekaj aż sama zobaczysz. Wtedy możesz zostać ostrosłupem.
Po zjedzeniu lunchu udałam się na dzięki Bogu ostatnią lekcję, którą było malarstwo. Będę mogła się chociaż na chwilę odstresować.
Weszłam po dzwonku do pracowni plastycznej witając pana Mathiasa, który traktował nas bardziej jak kolegów niż uczniów:- Dzień dobry, moi drodzy! Proszę usiąść przy sztalugach. Dzisiaj będziemy malować płeć przeciwną do nas samych w formie anioła stróża - polecił nam.
Usiadłam obok okna, rzuciłam plecak na ziemię i usiadłam wygodnie na taborecie. Przyjemne rześkie powietrze wleciało przez okno. Otworzyłam farby stojące obok mnie na stoliku. Namoczyłam pędzel w wodzie, potem w kolorze czarnym i zaczęłam sunać nim po płótnie. W głowie pojawiła mi się wizja mężczyzny, którego miałam wrażenie, że już kiedyś widziałam. O muskularnej posturze, ciemnych oczach i włosach. Z wyglądu bez żadnej skazy. Unoszącym się na tle zachmurzonego nieba z rozpostartymi anielskimi skrzydłami. Zupełnie jak w moim wierszu. Pod koniec lekcji moje działo było prawie gotowe. Nie mogłam wyjść z podziwu jak piękny człowiek wyszedł mi na płótnie:
- Andromeda to jest cudowne! Masz talent dziewczyno - pochwalił mnie pan Mathias.
- Dziękuję, proszę pana - uśmiechnęłam się promiennie.
Odszedł obejrzeć pracę innych, a ja zaczęłam poprawiać i dodawać szczegóły mojemu obrazowi. Mając już namalować ostatnią świecącą gwiazdę, usłyszałam przywitanie naszego nauczyciela malarstwa:
- Dzień dobry, Panie Dyrektorze. Co Pana tu sprowadza?
Delikatnie wyjrzałam za płótna i zobaczyłam anioła stróża z mojego obrazu. Idealna twarz, włosy i ciało. Pan Sobreviela nowy dyrektor naszej szkoły wyglądał jak model Diora cytując Amelię. Nie pomyliła się bardzo używając tego stwierdzenia.

CZYTASZ
Dear Star 18+
RomansPo nagłej śmierci swojego poprzednika Ceres Sobreviela zostaje dyrektorem Melbourne High School. Praca jak każda inna. Papiery i użeranie się z naćpanymi nastolatkami. Był na to gotowy. Spodziewał się tego. Niestety nie był w stanie przewidzieć, ż...