ROZDZIAŁ 2

46 3 6
                                    

Ceres

Pierwszy dzień w nowej pracy, a ja już dostaje pierdolca. Ta dzieciarnia na prawdę nie umie rozgraniczyć kiedy lepiej nie palić. Pani Anderson, aż nazbyt przychylnie uśmiechająca się do mnie nauczycielka matematyki przyciągnęła dwóch gości, którzy palili w szkolnej toalecie.

- Do czego wam było to potrzebne? Na prawdę chcecie sobie narobić kłopotów na zakończenie szkoły? Po co to wam. Teraz grzecznie oddacie mi te fajki i obiecacie, że nie zrobicie tego ponownie. Wyraziłem się odpowiednio jasno, Panowie?

- Tak, Panie Dyrektorze - odpowiedzieli chórem wyglądając na skruszonych.

- No ja myślę. Teraz dawać te papierosy i uciekać na lekcje.

Jeden z nich podał mi paczkę czerwonych Marlboro. Przynajmniej jakieś porządne. Kiedy w końcu opuścili mój gabinet odetchnąłem z ulgą. Obróciłem się na krześle w kierunku okna, otworzyłem je czując podmuch świeżego powietrza i odpaliłem jednego z papierosów, które przecież nie mogą się zmarnować. Wysoka szkolna wieża z kamienia wyrastała chłodno z pozostałej części budynku. Korytarze Melbourne High School widzące wszystko od samych początków miasta są przesiąknięte historią. Klimat ma to niesamowity, a dzieciarnia w ogóle o to nie dba. Nazwa "elitarna szkoła na wzgórzu" nie wzięła się znikąd, a teraz ja jestem tu dyrektorem.

Byłem zestresowany pierwszym dniem mojej nowej pracy. Mój świętej pamięci wujek dobrze prowadził tą szkołę, więc muszę to kontynuować. W imię pamięci o nim. Odkąd objąłem najwyższe stanowisko w tej placówce, gabinet w którym miałem codziennie przebywać stał się na prawdę piękny po renowacji. Szare ściany, hebanowe biurko, czarne krzesło i cudowne obrazy namalowane przez uczniów, które wisiały na ścianach jeszcze przed moim przyjazdem. Jeden szczególnie od początku przykuwał moją uwagę. Ukazywał cień tańczącej dziewczyny która powoli zamieniała się w pył na tle wschodzącego słońca. Zapierał dech w piersiach. Idealnie pokazywał przemijalność ludzkiego życia. Został namalowany przez nijakiego V. Kimkolwiek był lub była ma ogromny talent. Obok mojego biura był sekretariat. Pracowała w nim miła, starsza pani Megane. Odprowadziła mnie po szkole i robi mi kawę każdego rana, co jest cudowne. Jak nie wypije kawy to mnie kurwa nie ma, nie egzystuje. Jestem dalej w swoim pieprzonym sennym eterze. Na szczęście istnieje magiczna kofeina która sprowadza potrafi mnie na ziemię.

W trakcie dnia wyszedłem na parking do mojego samochodu po akta których zapomniałem przywieść wcześniej z domu, a zapoznałem się już z nimi w zeszłym tygodniu. Kiedy tylko otworzyłem główne drzwi przywitał mnie niezbyt przyjemny podmuch wiatru. Poranek był ciepły. Kocham bipolarność pogody. Ciągle było słychać ćwierkające ptaki, co było uspokajające. Miałem wrażenie, że nad parkingiem i samym horyzontem unosiła się mgła, a powietrze pachniało korą drzew iglastych i deszczem. Mokry asfalt lśnił jak tafla jeziora. Zatrzymałem się na chwilę, żeby chłonąć ten moment. Przyniosło mi to chwilę wytchnienia i wyciszenia duszy, ale musiałem przerwać rozkoszować się chwilą i iść po te papiery. Po powrocie do budynku uznałem, że pójdę na obchód by poznać nauczycieli z którymi nie miałem okazji porozmawiać.

Po tym jak odniosłem dokumenty do sekretariatu zacząłem podążać pogrążonymi w półmroku korytarzami. Uznałem, że pierw udam się do sali gdzie odbywały się zajęcia malarstwa. Kochałem sztukę pod każdym względem. Obrazy, rzeźby, książki i poezję. Zatem udałem się tam z nieskrywaną przyjemnością. Przemierzając ostatni zakręt trafiłem pod drzwi numer 304 i zapukałem. Po otrzymaniu zgody na wejście, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

- Dzień dobry, Panie Dyrektorze. Co Pana tu sprowadza? - Powitał mnie nauczyciel malarstwa.

- Dzień dobry, uznałem, że skoro jestem nowym dyrektorem i jeszcze nie znam za dobrze budynku, nauczycieli ani uczniów to zrobię obchód by lepiej się ze wszystkim zapoznać - rzekłem.

- O, to wspaniale! Jestem pan Mathias i jestem nauczycielem malarstwa w tej szkole.

- Miło mi pana poznać. Jestem Ceres Sobreviela.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Może miałby pan chwilę i ochotę obejrzeć pracę moich uczniów? Są bardzo uzdolnieni. - Zachęcał mnie nauczyciel.

- Z wielką chęcią - odparłem.

Pan Mathias w odpowiedzi uśmiechną się do mnie. Pokazał mi ręką, żebym udał się na koniec klasy. Poszedłem na tył sali oglądając po kolei obrazy uczniów. Mathias powiedział mi jaki był temat dzisiejszych prac i powoli zaczął przedstawiać imiona uczniów. Oglądałem z uwagą każdą pracę, nie wychodząc z podziwu dla talentów tych młodych ludzi. Przechodziłem obok sztalug chłonąc piękno obrazów. Kiedy zbliżyłem się do ciemnowłosej dziewczyny siedzącej przy otwartym oknie oniemiałem. Jej obraz. Anioł z rozpostartymi skrzydłami do złudzenia przypominał mnie. Oddanie szczegółów skrzydeł i twarzy było zdumiewające. Dziewczyna nie była tylko utalentowana, ona otrzymała pieprzony dar zamykania świata na płótnie. Nie mogąc otrząsnąć się z szoku, spytałem ją:

- Jak ci na imię utalentowana artystko?

- Jestem Andromeda Vane, proszę pana - odpowiedziała mi pewna siebie. Spojrzała na mnie swoimi oczami koloru szafiru. Miała spojrzenie jak sierpniowa noc, kiedy niebo się rozświetla deszczem spadających gwiazd.

- Jesteś niesamowicie uzdolniona, ten obraz zapiera dech w piersi. Masz jeszcze jakieś inne prace? Jeśli tak to koniecznie musimy zrobić z nich wystawę - powiedziałem.

- Dziękuję, panie dyrektorze za miłe słowa, ale nie uważam malarstwo za swoją pierwszorzędną pasje.

- Czym jeszcze się pasjonujesz?

- Piszę swoje wiersze i książki, ale nigdzie ich nie publikuje.

- Zdumiewające. Jeśli chcesz podzielić się swoimi talentami z innymi ludźmi to przyjdź po lekcjach do mojego gabinetu, chętnie przeczytam jedną z twoich dzieł i porozmawiamy o tym co można z tym zrobić. - Spojrzałem na jej twarz. Dziewczyna wyglądała na taką która miała to coś, ale chyba nie miała wystarczająco odwagi zrobić poważny krok w tym kierunku, co zdążyłem wywnioskować po tym co przed sekundą powiedziała. W dodatku była tak samo piękna jak jej dzieło. Nie szło oderwać wzroku od jej twarzy. 

- Dobrze. - W tym momencie wyrwałem się z amoku, rozumiejąc, że wpatrywałem się w nią o kilka sekund za długo. Nie jest to na żadnej płaszczyźnie odpowiednie zachowanie. Pośpiesznie uśmiechnąłem się do niej i zacząłem na nowo przyglądać następnym pracom. Już nie pojawiła się ani jedna tak ujmująca praca jak Andromedy. Kosmiczne imię dla posiadaczki błyszczących oczu jak sklepienie nieba nocą. Sprawiała wrażenie gwiezdnej artystki. Przyleciała z odległej galaktyki tylko dlatego, żeby pokazać marnotrawnym ludziom jak idealnie pokazać domene artyzmu naszej planety.

Po zobaczeniu wszystkich malowideł i zamienieniu jeszcze kilku zdań z nauczycielem, podziękowałem za możliwość przyjrzenia się bliżej talentom malarskim tej szkoły. Nim opuściłem pomieszczenie jeszcze raz spojrzałem w kierunku dziewczyny siedzącej za sztalugą przy oknie. Poprawiała coś jeszcze przy obrazie jakby już nie był idealny. Powiedziałem krótkie do widzenia i wyszedłem z klasy planując iść jeszcze do sali biologicznej. W połowie drogi uznałem, że na dzisiaj wystarczy mi interakcji z ludźmi i wróciłem do gabinetu. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, usłyszałem dzwonek informujący o zakończeniu lekcji. Usiadłem przy biurku chcąc kontynuować zapoznawanie się z dokumentacją szkoły z ostatnich pięciu lat. Zostały mi dwa tygodnie do pozamykania całego tego papierowego ścierwa, bo później jeszcze dojdzie mi obowiązek prowadzenia zajęć sztuki dawnej i nowoczesnej. Usłyszałem ponowny dzwonek, gdy ucichł do moich uszu dotarł dźwięk bardzo cichego pukania.

- Miałam przyjść z wizytą, panie Sobreviela - moje nazwisko dosłownie spłynęło z jej warg jak obietnica pokazania mi, że jednak przysłowie zakazany owoc smakuje najlepiej jest bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek śmiałbym twierdzić.

Dear Star 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz