rozdział 6

1 1 0
                                    

Minęła godzina od wcześniejszego zdarzenia.
Aktualnie leżałam na łóżku z Miguelem i oboje bez słowa patrzyliśmy w biały sufit.
Kontem oka spojrzałam na zegarek który pokazywał że zostało dwadzieścia minut do lekcji.
Zerwałam się z łóżka jak poparzona a chłopak patrzył na mnie jak by nie wiedział co robię. Nie dziwię mu się, w końcu przez pół godziny po naszym zbliżeniu leżeliśmy w spokoju a ja nagle robię takie coś.
-Ja...ja. Muszę już iść.
Powiedziałam mu rozkojarzona.
Przeczesałam ręką włosy i szybko wyszłam z jego pokoju.
Słyszałam jak chłopak zrywa się z łóżka i biegnie za mną.
Gdy miałam otworzyć drzwi od domu,
Miguel złapał mnie za nadgarstek.
Szarpałam się bo chciałam jak najszybciej z stamtąd wyjść i się nie tłumaczyć lecz chłopak był ode mnie silniejszy więc nie miało to sensu.
Złapał mnie trochę mocniej przez co zacisnęłam zęby.
-Emily, co się dzieje?
Nie wiedziałam jak mu powiedzieć,
chociaż wewnątrz siebie cała płonełam przez gniew który nie wiem z kont się pojawił.
-Puść mnie!
Wrzasnełam na niego po czym się wyrwałam i wybiegłam z jego domu.

Spóźniłam się piętnaście minut na lekcje, co spowodowało że przez cały dzień bałam się co może być wieczorem.
Na szczęście były tylko trzy godziny,
ale zawsze coś.

Gdy była ostatnia lekcja,pani od biologii powiedziała że zrobimy kartkówkę.
Oczywiście wiedziałam o niej ale przez to co się wczoraj wieczorem stało kompletnie zapomniałam się nauczyć.
Przez całą kartkówkę trzęsły mi się ręce, co przeszkadzało mi w pisaniu bo wychodziły straszne bazgroły, czego nienawidziłam.

Gdy wracałam do domu, cały czas myślałam tylko o kartkówce i o tym że się spóźniłam.

Weszłam do domu po cichu ale to nic nie dało ponieważ mój ojciec siedział w kuchni przy blacie, przez co miał idealny widok na drzwi wejściowe.
-Emily pozwól tu na chwilę.
Usłyszałam jego niski ton głosu, aż przeszły mnie ciary po plecach.
Delikatnie podeszłam do kuchni i zobaczyłam że na blacie była postawiona pusta butelka whisky oraz odpowiednia szklanka do jej wypicia.
Stanęłam przy framudze, bojąc się podejść bliżej.
Po chwili mój tata spojrzał na mnie.
-Spóźniłaś się do szkoły.
-Tak bardzo przepraszam to się.
-Pozwoliłem ci mówić gówniaro?!
do moich oczu zaczęły napływać łzy,
ale z trudem zaciskałam zęby.
Ojciec w stał, zrobił trzy duże kroki w moją stronę i zanim zdążyłam zawiesić na nim wzrok.
Dostałam w policzek z liścia.
Moja głowa odskoczyła w bok,przez siłę ciosu.
Złapałam się za polik i tylko czułam jak on pieczę.
-Przepraszam.
Powiedziałam cicho.
-Kogo ja stworzyłem?! [.] Jakie beztalencie!
Krzyczał ale nie słyszałam go bo w uszach mi piszczało.
Zostałam wybita z tropu przez popchnięcie.
Upadłam na podłogę,prz co wylądowałam na plecy ale nawet nie czułam bólu, wiedziałam że dopiero później będzie boleć.
-Do pokoju jazda!
Szybko podniosłam się z podłogi i mało co nie zabiłam się na schodach.
Weszłam do pokoju i odłożyłam plecak.
Weszłam do łazienki żeby sięgnąć mini apteczkę którą wyciągałam na takie okazje.
Przemyłam twarz zimną wodą po czym nałożyłam delikatny krem leczniczy na polik.
Wzięłam maść na plecy i posmarowałam je żeby później mnie aż tak nie bolały.
Gdy wyszłam z łazienki od razu zasłoniłam okno.
Wzięłam książki i zaczęłam się uczyć żeby nie myśleć o tym co się stało i jak bardzo moje ciało boli.

Silent tearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz