Biały tynk rozproszył się o twardą podłogę.
- Nienawidzę go! Nienawidzę! - Wrzasnął białowłosy.
Ściana, przed którą stał mężczyzna z
każdą chwilą wyglądała coraz gorzej.
Chłopak nie miał umiaru, nie teraz.
Nie chciał znać bruneta,
chciał go wyplewić ze swoich wspomnień.
Kolejne uderzenie.
Kolejny huk.
Kolejne rany na dłoniach.
Z każdym razem Albert czuł jak ma dosyć,
przeszywający jego ciało gniew powoli wyparowywał...
Jednak po nim nadchodziło rozczarowanie.
Pokaleczonymi dłońmi chwycił kosmyki swoich białych włosów,
łzy nie znające umiaru spływały po jego policzkach.
Każda chwila, każdy oddech, każda myśl nie dawały mu spokoju.
Co z nim było nie tak? Co zrobił źle?
Kolejne uderzenie.
Kolejny huk.
Kolejne rany na dłoniach.
Wspomnienia z beztroskich nocy krążyły w jego umyśle.
Bliskość i objęcia silnych, ciepłych ramion.
Delikatne usta złączone w jedność.
Ostatnie uderzenie.
Ostatni huk.
Ostatnie rany na dłoniach.
Chłopak nie mający siły, chłopak z rozwalonymi rękoma.
Zsunął się po ścianie i zakrył twarz.
Chciał schować się przed otaczającym go światem.
Chciał zniknąć.
