Leżąc wieczorem w łóżku rozmyślałem jeszcze nad dzisiejszymi wydarzeniami z kółka. Przed oczami cały czas miałem Adama, który zbliżał się do mnie coraz bardziej. Cholera. To brzmiało tak realistycznie. I te jego oczy...OCZY, KTÓRE OCZYWIŚCIE WYGLĄDAJĄ JAK GÓWNO.
Ubrałem słuchawki i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę, która była na jednej z moich playlist. Czemu ja o nim myślę? Będę jeszcze musiał z nim grać w tym durnym przedstawieniu... Wreszcie jednak moje myśli zakłócił spokojny głos w moich słuchawkach. Wyciągnąłem zeszyt z plecaka i zacząłem w nim pisać.
Po niecałych 20 minutach ktoś gwałtownie wszedł do mojego pokoju. Dobrze zgadliście, był to mój ojczym.
- Czego chcesz? - podniosłem znudzony, a zarazem zmęczony wzrok na mężczyznę.
- Twoja matka ciebie woła, a ty jej nie słyszysz! Może byś nas uszanował, gdy coś do ciebie mówimy!
Westchnąłem.
- Moją mamę szanuję i kocham niezmiernie. Z tobą natomiast... - starałem się znaleźć słowo, za które by mnie nie wyrzucił z własnego domu.
- Słuchaj mnie uważnie, nie będziesz sobie tak ze mną pogrywał-
Ale nawet nie słuchałem go do końca. Po prostu wyszedłem z pokoju i skierowałem się do łazienki, gdzie mogłem usłyszeć zasuwanie szuflad.
Nienawidziłem Augusta Bécu, za którego rok temu wyszła moja mama. Powiedzmy, że się z nim nie dogadywałem. Na początku starałem się znaleźć z nim cokolwiek wspólnego, ale sam jego charakter był odrażający. Do dzisiaj pamiętam, jak pod koniec 1 klasy Mickiewicz napisał w jednym ze swych dzieł o Auguście. W pierwszej chwili broniłem ojczyma, lecz później sam śmiałem się z tego tekstu i zgodziłem się z Adamem. Jeśli myślał, że będę zły za obrażanie męża mojej mamy, to gorzko się mylił.
- Wołałaś mnie mamo? - wchodząc do łazienki mogłem dostrzec zbierającą do kosmetyczki płyny, kobietę.
- Tak. August zabiera mnie na parę dni do Wilna. Planowaliśmy taką wycieczkę w wakacje, ale nie było okazji. Zostaniesz sam na niecałe dwa tygodnie. Prawda? - uśmiechnęła się do mnie.
- Mhm - powiedziałem pod nosem.
- Wiesz, twój tata nie był przekonany-
- To nie jest mój tata - przerwałem jej.
Mama jedynie cicho westchnęła.
- Twój ojczym nie był przekonany, abyś został sam, także pokaż mu, że jesteś odpowiedzialny. Dobra?
Kiwnąłem głową.
- A kiedy wyjeżdżacie? - zapytałem.
- Za niecały tydzień. Dokładnie, to w poniedziałek rano.
Cały dom dla siebie już za parę dni, pomyślałem z uśmiechem.
***
Piątkowy dzień spędziłem w praktyce sam, ponieważ Zygmunta nie było. Oczywiście, musiał się pochorować. Zmierzałem na próbę teatru, gdy przypomniałem sobie ostatnie spotkanie kółka. Otworzyłem drzwi sali. Zauważyłem tylko jedną osobę - Adama Mickiewicza. Nie byłem pewny, czy w ogóle się przywitać, lecz starszy mnie uprzedził.
- Cześć - mruknął pod nosem.
"Cześć"? Już nie "Witamy nieudanego poetę"?
- Ym.. hej? - zmarszczyłem lekko brwi.
Siedzieliśmy tak w ciszy.
- Co ty tak cicho siedzisz Słowacki? - odezwał się Adam. - Chyba po ostatnim razie się we mnie nie zakochałeś? No, ale kto by tego nie zrobił - uśmiechnął się pod nosem.
A nie, jednak nic się nie zmieniło.
- Nie, po prostu jestem obrzydzony tym co się stało we wtorek i od razu w domu rzygałem. Musiałem umyć porządnie wszystkie miejsca, gdzie mnie dotknąłeś. Nie chciałem dostać jakieś choroby - odpowiedziałem mu.
- Przypominam ci Juliuszu, że przez najbliższe miesiące będziemy się wiele razy dotykać.
Czemu te słowa, tak dziwnie zabrzmiały? Czemu pomyślałem sobie o czymś tak złym? Mały rumieniec wszedł na moją twarz i cicho kaszlnąłem.
W tym momencie do klasy wszedł Fryderyk i przywitał się ze swoim przyjacielem. Po uzdolnionym pianiście do sali zaczęło przychodzić więcej osób i siadać na krzesłach, które już wcześniej niedoszły poeta przygotował. Wreszcie zjawiła się pani Maria i rozdała nam scenariusze. Właśnie na tym miało polegać dzisiejsze zebranie. Tylko 30 minut i do domu. Zabrałem też scenariusz dla Zygmunta, aby dać mu go w najbliższy poniedziałek.
Powoli szedłem do domu. Dopiero wychodziłem ze szkoły i powoli przeglądałem scenariusz. Jednym zdaniem: Co to kurwa ma być? Ja i Adam mieliśmy się pocałować, przytulać. Boże, ja tego nie zrobię. Gdy tak żaliłem się nad swym losem (co było w 100% uzasadnionym żaleniem się), usłyszałem głos Mickiewicza za mną.
- Ej Słowacki! - złapał mnie lekko za ramię, przez co obróciłem się do niego. - Mam sprawę - powiedział szybko.
Zmarszczyłem lekko brwi.
- Dobrze wiesz, że gramy razem, dlatego nie obchodzi mnie, że robię to z tobą. W poniedziałki spotykamy się u ciebie o 17.00 i ćwiczymy tekst. Rozumiesz? Musimy to robić, bo na scenie nie będę się zniżał do twojego poziomu aktorstwa. Podczas improwizacji pokazałeś swoje zdolności i to mi wystarczy. Znajdź mnie na facebook'u i wyślij mi swój adres na poniedziałek. Nie chcę słyszeć żadnej negatywnej odpowiedzi.
Nie wiedziałem nawet co mam mu powiedzieć. Adam chciał siedzieć ze mną w domu? No super, nie dożyjemy nawet przedstawienia.
W tamtym momencie miałem dwa wybory. Zaprzeczyć i pożałować tego, lub pokiwać głową i mieć spokój. No cóż, wolałem pokiwać twierdząco głową.
- No i super. Do poniedziałku - z kamienną miną ode mnie odszedł.
To było takie...dziwne. Trzecioklasista mnie nawet tak nie zwyzywał, jak w zwyczaju miał to zrobić. Chciał się spotkać ze mną w poniedziałek. Czemu się nad tym tak bardzo zastanawiałem?
Wróciłem do domu i od razu wyciągnąłem telefon w zamyśle zadzwonienia do Zygmunta. Przecież on mi nie uwierzy...
CZYTASZ
Beautiful boy // Słowackiewicz
FanficJuliusz i Adam są uczniami krakowskiego liceum. Na początku roku szkolnego Słowacki zostaje zaciągnięty do kółka teatralnego przez swojego przyjaciela - Zygmunta. Wiedząc, że jest w nim Mickiewicz, drugoklasista nie był przekonany do pomysłu Zygmunt...