Rozdział 6

41 3 0
                                    

Chwilę po tym, jak w pośpiechu przetarłam policzki, aby pozbyć się chociaż części czarnych smug powstałych na mojej skórze za sprawą niewodoodpornej maskary, wychodzimy z Harrym ze szkoły. Jego ręka delikatnie ściska moją w jakby pocieszającym geście. Szkoda tylko, że nie bardzo wiem kogo ma on bardziej pocieszyć. 

Wiem, jak bardzo jest wzburzony całym zajściem, potrafię to rozpoznać po tym, jak co chwilę marszczy brwi. Nie chcę, żeby się tym martwił. Mamy dopiero po 16 lat i nie powinniśmy mieć takich zmartwień. Bo Luke jest zmartwieniem. I to ogromnym. Zupełnie, jakby nie miał ważniejszych zajęć niż dręczenie swojej dawnej ofiary. 

"Lily?!" słyszę za sobą krzyk i bez odwracania się wiem do kogo należy ten głos.

Biorę głęboki oddech i puszczam dłoń Harry'ego, żeby stanąć twarzą w twarz z Penny aka moją aktualnie bardzo zdenerwowaną przyjaciółką. Jedną z nielicznych tak bliskich mi osób na świecie.

"No co tam, Penn?" zmusiłam się do, jak najbardziej naturalnego uśmiechu, żeby odwrócić jej uwagę od moich czerwonych oczu i przyśpieszonego oddechu.

"Miałyśmy dzisiaj iść po sukienki, pamiętasz?" zmrużyła delikatnie swoje niebieskie oczy, podchodząc do nas i posłała podejrzliwe spojrzenie Harry'emu, jakby szukając jego winy w moim dziwnym zachowaniu. "To nadal aktualne?"

"Pewnie, że tak. To ostatnia szansa na złapanie nie-sieciówkowych sukienek." uśmiecham się tym razem całkiem szczerze, na wspomnienie ile pracy włożyłyśmy w znalezienie butiku z sukienkami na bal w pobliży Holmes Chapel. Nie mogłam z tego zrezygnować, przez głupie spotkanie z Lukiem. "Po prostu nie za dobrze się poczułam, opowiem ci, jak się spotkamy, dobrze?" 

"Jasne, pogadamy później" mrugnęła do mnie, a na pożegnanie rzuciła jeszcze "Trzymaj się, Harry" i odeszła w stronę swojej szkolnej szafki, a przynajmniej tak podejrzewałam. 

***

"Potrzebujesz czegoś?" zachrypnięty głos dotarł do mnie zza drzwi łazienki.

"Tak, Harry." zaczęłam wychodząc z pomieszczenia, wycierając wilgotne włosy w puchaty ręcznik. "Potrzebuję, żebyś się ze mną położył, obejrzał film i przestał się przejmować, okej? Dasz radę to dla mnie zrobić?"

Moje słowa najwyraźniej w jakimś stopniu poskutkowały, ponieważ pierwszy raz od godziny udało mi się zaważyć chociaż cień uśmiechu na twarzy przyjaciela. 

Usiadłam na łóżku, wyciągając nogi przed siebie i związując niesforne kosmyki w koka, przyglądałam się, jak Harry wpisuje hasło dostępu do mojego laptopa. 


 ***


"Ten tydzień był straszny!" jęczy Harry rzucając się na moje łóżko, które dzisiaj, wyjątkowo, pościeliłam.

"Masz szczękościsk?" zapytałam rozbawiona, gdy w odpowiedzi na mój morderczy wzrok, wyszczerzył wszystkie zęby w uśmiechu.
"Coś ty taka cięta dzisiaj?" zmarszczył brwi.
Posłałam mu najbardziej jadowity uśmiech, na jaki było mnie stać, a chwile potem położyłam się obok Harry'ego z laptopem na kolanach. Wyciągnął swoje ogromne łapy, żeby odebrać mi cacko, na które wydałam wszystkie zarobione zeszłego lata pieniądze, ale zrobiłam unik i posyłałam mu złośliwy uśmieszek.  

"Niezły refleks, Styles" patrzyłam, jak otwiera usta, aby mi odpyskować, jednak najwyraźniej nie znalazł odpowiedniej riposty. No cóż i tak jestem pełna podziwu, że jego mózg jeszcze się nie przegrzał z wysiłku. "Nie wysilaj się już i powiedz co mam włączyć. Twoja kolej w wybieraniu."

"Po prostu szkoda mi na ciebie słów, Lilyanne." przewrócił oczami "Włączaj Plotkarę."

"Prawdziwy facet z ciebie, nie ma co" parsknęłam śmiechem. 

"Ja po prostu chcę się upewnić, że Blair i Chuck to endgame. Nie mogą mi tego zepsuć." jego wzruszenie ramionami spowodowało, że pomyliłam literki i musiałam zacząć wpisywanie od początku. 

Nawet nie zauważyłam, kiedy Harry podniósł się z łóżka i zaczął grzebać w mojej szafie. Ma taki zwyczaj od kiedy odkrył, że ja także przekopuję jego garderobę. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że robię tak tylko wtedy kiedy, potrzebuje bluzy. Albo koszulki do spania. Albo wygodnych spodenek. No dobra, może jednak robię to częściej niż chciałabym się do tego przyznać. Nie moja wina, że jego ubrania są o niebo wygodniejsze od wszystkich jakie sama posiadam.

Uniosłam wzrok z nad ekranu lekko zaaferowana hałasem dochodzącym z drugiego końca pokoju. Skrzyżowałam spojrzenie z Harrym, jednak to nie na jego oczach zatrzymał się mój wzrok. Stał tam z długim niebieskim workiem w ręku, wyszczerzony jak kompletny kretyn, czego nie omieszkałam mu wypomnieć.  

"Czy to to o czym myślę?" wydusił przez zęby, całkowicie ignorując moją kąśliwą uwagę na temat swojego uzębienia.

"Do tej pory nie wiedziałam, że w ogóle myślisz. To miła wiadomość, wiedzieć, że jednak coś tam trybi pod tymi kołtunami." zauważyłam, że przewrócił na mnie oczami już lekko poddenerwowany, więc postanowiłam jednak odpowiedzieć na pytanie. "Ale jeśli miałeś na myśli moją sukienkę na bal, to faktycznie, masz ją w ręku."

Delikatnie podwinął plastik, jego oczy się rozszerzyły przez co bardziej przypominał nietypową odmianę żaby, niż siebie samego. W końcu folia wylądowała na podłodze, a naszym oczom ukazała się delikatna długa sukienka, którą znalazłam kilka dni temu w butiku. Pudrowy dół rozcięty na dole w połączeniu z odbijającą światło, obcisłą górą, idealnie kontrastował się z moimi brązowymi włosami, a krój sukienki podkreślał długie nogi i zwężał talię. A przynajmniej tak wmówiła mi sprzedawczyni. Bardzo możliwe, że chciała się mnie po prostu stamtąd pozbyć, ponieważ spędziłam tam całe przedpołudnie. Nawet jeśli, to i tak nie zwróciłabym jej do sklepu. Od kiedy zobaczyłam to cudeńko na wieszaku, byłam w niej nieodwołanie zakochana.

 Przez chwilę oczekiwałam, że Harry wybuchnie śmiechem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Jego wzrok przejechał kilka razy po całej kreacji, zanim na dobre spoczął na mnie. 

"Pójdziesz ze mną na bal?"

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 28, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Real World || styles ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz