Trzy godziny później mieliśmy już za sobą matematykę i biznes, a ja właśnie próbowałam wydostać się z laboratorium biologicznego po skończonej lekcji biotechnologii, na którą mój przyjaciel nie uczęszczał, zajmując się w tym czasie muzyką. Utalentowany artystyczny palant. Kiedy ja męczyłam się z kolejnym projektem laboratoryjnym, jego zadaniem było pobrzdąkanie na gitarze przez kilka godzin tygodniowo. Za jakie grzechy postanowiłam wybrać takie zajęcia? Albo raczej, dlaczego ja nie mam za grosz jakiejkolwiek talentu?
Wykręcałam swoje ciało w najdziwniejsze pozycje, lawirując pomiędzy wysokimi blatami, które zastawione były najróżniejszym sprzętem laboratoryjnym. Rzecz jasna, robiłam to powoli i z głową, nie chciałam bowiem wydawać wszystkich oszczędności, jakie udało mi się odłożyć na koncert Thousand Foot Krutch, na jakiś nieprzyzwoicie drogi mikroskop.
Nagle, pustą już klasę, przeciął wkurzający dźwięk przychodzącej wiadomości. Rozejrzałam się w około, żeby zgromić winnego wzrokiem, ale wtedy zorientowałam się, że to musi być mój iPhone, skrzętnie ukryty w tylnej kieszeni spodni. Sięgnęłam po niego dłonią i spojrzałam na ekran, który podświetlając się wesoło, poinformował mnie, iż Harry czeka z jedzeniem na dachu budynku.
Wlepiłam oczy w telefon, przystając na chwile, żeby wystukać jakąś krótką odpowiedź. "Przybywam" odesłałam sms-a i chcąc trochę przyspieszyć tempo, aby nie wysłuchiwać kolejnych wywodów Harry'ego na temat mojej ślamazarności, zrobiłam dwa kroki do przodu. Podczas następnego coś z taką siłą pociągnęło mnie do tyłu, że kłapnęłam na cztery litery, rozsypując całą zawartość niedopiętego plecaka i robiąc tym pokazem niezdarności niezły harmider. Na koniec przewróciło się jeszcze jedno z wysokich krzeseł, o które najwyraźniej się zaczepiłam. Na początku nawet nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero po tym, jak sprawdziłam, czy wszystkie kości na pewno mam całe, udało mi się kucnąć i ze zirytowaniem zagarnąć wszystko z powrotem do plecaka.
Po chwili wstałam, zarzucając plecak na ramiona i w tym samym momencie ktoś zasłonił mi oczy dłońmi.
Przerażenie na jedną, krótką chwilę zmroziło mi mózg przez co wszystkie procesy myślowe zostały wstrzymane. Zauważyłam tylko, że owy osobnik na pewno nie jest kobietą, bo jego dłonie były zdecydowanie zbyt szorstkie. Zaraz po tym przyszła mi do głowy jedyna logiczna odpowiedź i nie podejrzewając niczego złego wypowiedziałam ją na głos.
"Harry?" nie mogłam nic poradzić na to, że moje usta samoczynnie ułożyły się w uśmiech przy wmawianiu tego imienia, ale zniknął on tak szybko, jak się pojawił.
Logiczne myślenie zdążyło już się zregenerować po tym szoku i powoli wróciło na właściwe tory.
Harry miał czekać na dachu, żeby zjeść za mną lunch.
Moje ciało napięło się, jak struna, gdy zrozumiałam, że chłopak, stojący za mną jest nad wyraz znajomy, ale nie jest Harry'm. Nikt inny w tej szkole nie miałby racjonalnego powodu, aby naruszać moją przestrzeń osobistą.
Zebrałam myśli i szybko przypominając sobie, czego uczyli nas na kursach samoobrony w zeszłym roku, wyrwałam się nieznajomo-znajomemu oprawcy jednym, stanowczym ruchem. Odwróciłam się, robiąc przy okazji dwa kroki w tył, aby zachwiać bezpieczną odległość. Nie byłam pewna czego się spodziewać.
Szok, jaki poczułam w tamtej chwili, był nie do opisania. Tak, jakby przeszłość nagle stała się prawdziwą osobą i wymierzyła mi siarczysty policzek z całą swoją mocą. Ledwo dałam radę utrzymać się na nogach, a mózg porzucił wszystkie pozostałe funkcje życiowe. Czułam jakby krew przestała krążyć po układzie krwionośnym.
"Stęskniłaś się, kochanie?" wycedził Luke, a mnie przeszły dreszcze, zupełnie jakbym znowu cofnęła się o rok.
CZYTASZ
The Real World || styles ✅
FanficPrzyjaźń? W tym świecie, w świecie fleszy aparatów, w świecie wścibskich spojrzeń i długich nochali wtykających się w nie swoje sprawy, to chyba niemożliwe. Tym bardziej, gdy twoja przyjaciółka nie chce cię znać.