Rozdział 1

24 4 21
                                    

Będzie mi miło jeśli zostawicie coś po sobie co daje mi motywację do dalszego pisania <3

- Cześć! Nazywam się Mia Lacy. Dziś jest 21 sierpnia 2017r.

Zakopany pod kocem, w miękki łóżku, który dalej był przesiąknięty zapachem dziewczyny, oglądałem wideo nagrane przez nią.

- Wiesz jaki jest dziś dzień, Aaron? - zapytała. - Siódma rocznica naszego związku! - odpowiedziała od razu.

- Siódma, promyczku? Jestem twój od czasu, gdy ujrzałem cię pierwszy raz, czyli właśnie dzisiaj mija siedemnaście lat - poprawiłem ją, całując w skroń, na co w odpowiedzi zostałem uderzony w bok i zaszczycony najpiękniejszym śmiechem jaki słyszał świat.

Wyłączyłem nagranie, odwracając się na drugi bok.
Na zewnątrz było już pewnie sporo po południu, gdyż ciepłe promienie słońca, próbowały przedrzeć się przez zasłonięte okno.

Zmrużyłem oczy, próbując na marne zasłonić dłońmi smugi światła. Jęknąłem, gdy czynność się nie powiodła, leniwie zwlokłem się z łóżka, aby poprawić rolety.
Zabrałem telefon, wkładając słuchawki do uszu i puściłem w zapętleniu głos Mii.

Przeszedłem do kuchni, w poszukiwaniu wody, która wtedy była dla mnie napojem bogów greckich.
Pustą szklankę odstawiłem na blat.
Jedną ręką podparłem się o marmur, drugą przetarłem zmęczoną twarz.

Osunąłem się na podłogę, przyciągając nogi do piersi.
W mojej głowie pojawił się obraz śmiejącej się Mii, która robiła zdjęcia parku. Schowałem twarz w kolanach, łkając na bolesne wspomnienie.

Kochała fotografię, czasem miałem wrażenie, że urodziła się z aparatem w ręku.

Już trzy lata temu zauważyłem jak stan
Mii się pogarsza.
Zeszłego lata zasłabła przy jednej z sesji, choroba postępowała coraz szybciej. Ale nikt nie wiedział co jej dolega, a co najważniejsze, jak jej pomóc.

Pochodziła z rodziny, gdzie nie brakowało pieniędzy, jej ojciec, od razu po pierwszym trafieniu Mii do szpitala zapłacił fortune za leczenie córki.

,, Przykro nam. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić, jedynie można spowolnić chorobę."

Z mojego gardła wyrwał się szloch, którego nie dało się powstrzymać. Niestety, ale nie udało jej się wygrać walki ze śmiercią.

Odeszła.

Odeszła tego lata.

Codziennie, od śmierci Mii zastanawiam się co mogłem zrobić lepiej by jej pomóc. Czy jeśli bym zauważył wcześniej, nadal by żyła? Czy jeśli dostałaby od razu pomoc, jakiej potrzebowała, siedziałaby obok mnie? Czy istniało jakiekolwiek inne wyjście niż... śmierć?

Nawet nie wiem, ile przesiedziałem tak w tej pozycji. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa, kości strzelały, mięsnie bolały, a ja miałem ochotę dalej skrywać się w bańce, która powstała wokół mnie, przez ten miesiąc. Miesiąc, który trwał dla mnie wieczność.

Nie miałem ochoty iść i otworzyć, gdy ktoś dobijał się do moich drzwi. Pragnąłem jedynie znów przytulać mój promyczek, czuć jej zapach, tych słodkich wiśni, których już nigdy nie miały dotrzeć do moich nozdrzy, choć dalej unosił się w powietrzu, będąc kolejnym bolesnym wspomnieniem, wbijając się głęboko wpost do mojego serca.

W całym domu dalej dało się odczuć energię towarzyszącą Mii. Osoby, która zawsze potrafiła zarazić każdego swoim dobrym humorem. Nawet wtedy, gdy choroba ją wyniszczała, jej uśmiech nie tracił blasku.

Nie zarejestrowałem tego, gdy coś, a bardziej ktoś, stanął nade mną.

- Aaron - usłyszałem głos mojej siostry. - Wstawaj.

Nie zareagowałem za pierwszym razem, ani za drugim czy trzecim. Moja siostra na marne próbowała mnie podnieść.

- Zaraz kończy się sierpień.

Westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie. Ostrożnie położyła dłonie na moich kolanach. Czułem na sobie jej czuły wzrok. Nie chciałem go. Tego całego współczucia. Czy ono mogłoby zwrócić osobę, która była dla mnie jak słońce, którego łapczywie potrzebowałem do życia?

- Aaronie - zaczęła. - Musisz zacząć żyć. Minął miesiąc od... od śmierci Mii. Śmierć nie jest kresem naszego istnienia, jest spoczynkiem dla podróżnego, nagrodą życia, a gdyby jej nie było, życie nie wydawałoby nam się takie piękne - przerwała na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. - Lecz przekonasz się, że czas nie leczy ran, a ona... Mia teraz chciała by, żebyś zaczął żyć. Zrób to, dla niej. Bo jeśli tam, na górze, istnieje życie po śmierci, to właśnie teraz cię obserwuję.

-Ivy. Ja nie potrafię. Wydostań mnie stąd - gdy podniosłem głowę, napotkałem przepełnione bólem zielone oczy.

- Musisz nauczyć się żyć, Aaronie, od nowa. Bez Mii. Zrób to, dla niej - nie wiedziałem kiedy pomogła mi wstać na proste nogi. Zaciągnęła mnie siłą do łazienki i posadziła na stołek.

Pierwszy raz od miesiąca zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Ciemne, tłuste włosy, cienie pod oczami, szara skóra, przygarbiona postawa, nieprzyjemny, szorstki zarost.

Nie przypominałem tej samej osoby sprzed roku. Stałem się wrakiem człowieka. Bo Mia była jak słońce, gdy odeszła, odeszło jedyne światło, które mogło mnie uratować przed osaczającym z każdej strony mrokiem.

- Musimy cię troszkę ogarnąć, Aaronie, dobrze? - zapytała cicho. Pokiwałem lekko głową i przymknąłem ciążące powieki, wtulając się w zagłębienie jej szyji.

War of HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz