Rozdział 5

2.8K 191 12
                                    

- Chloe, możesz mi powiedzieć dlaczego rozwaliłaś mój telefon?

Patrzę na niego ze łzami w oczach, a od środka zżera mnie tak niesamowity wstyd, że zapadam się w nim. Zwieszam głowę między ramionami i uciekam wzrokiem w każdy inny kąt i każde inne miejsce, niż stojący przede mną Justin z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Podchodzi ostrożnie, z wycięgniętą w moją stronę ręką, ale uciekam od jego dotyku i odpycham ją. Unosi wysoko brew i mocno do siebie przytula, a ja moczę mu łzami wilgotny już tors.

- Co jest, mała? - szepcze mi do ucha.
- Spencer - zdołam z siebie wydusić.

Jego postawa natychmiastowo się zmienia, staje się bardziej spięty i sztywny, już nie ma w nim tej lekkości, co chwila wcześniej. Całuje mnie w czoło i każdą z przymkniętych powiek.

- Jestem tylko człowiekiem i nie masz prawa być o to zła - mówi. - Poza tym sama spałaś z Jasperem. W czym więc problem, Loe?
- Bo ty jesteś tylko mój.

Całuję go. Przesuwam dłońmi po jego brzuchu, on swoimi mocno obejmuje moje policzki, między nami nie ma skrawka wolnej przestrzeni. Wzdycham wprost w jego usta, a gdy podnoszę wzrok, widzę ciemniejące oczy Justina. Patrzy na mnie z jawnym pożądaniem, a ja wiem, że nasze myśli krążą wokół tego samego. Pragniemy siebie tak, że to wypala dziury w naszych ciałach.

- Wracamy do domu, Chloe - mamrocze. - Wszystko będzie dobrze. Tam już żadne zło nas nie sięgnie.

***

Przekraczam próg niegdyś doskonale znanego, teraz równie obcego mi miejsca, a emocje wywołane wspomnieniami odbierają mi możliwość swobodnego oddychania. Dokładnie badam wzrokiem salon i zastanawiam się gdzie, do diabła, podziały się te wszystkie wspaniałe meble, które tak idealnie pasowały do czterech kątów tego pokoju i dlaczego nic już nie jest tu takie samo. Powstrzymuję drżącą wargę mocno zagryzając ją zębami i mrugam szybko starając się powstrzymać niechciane łzy. Przyjeżdżając tu liczyłam, że wreszcie coś będzie stare i znajome, a takowe nie jest. To obce miejsce, zupełnie nieznane, choć niby te samo co wcześniej, a jednak zupełnie inne.

- Gdzie jest, um, wszystko? - mamroczę i ściskam małą rączkę Theo, gdy próbuje się wyrywać.

Justin odwraca się w moją stronę z szerokim uśmiechem, zdecydowanie za szerokim jak na tak wielką stratę, a ja nie rozumiem. Nie rozumiem tej durnej dumy wypisanej na jego twarzy, tych szeroko rozpostartych rąk, które mają eksponować wnętrze, które doskonale widzę, choć wcale nie chcę. Jedyne o czym marzę to zamknąć oczy i otworzyć je w tym starym, wspaniałym salonie, który daleko miał do nowoczesności, ale posiadał w sobie tyle piękna, że nie potrafię tego opisać.

- Pomyślałem sobie, że warto tu coś zmienić... - mówi drapiąc się po głowie.
- Coś? - otwieram szeroko usta. - Coś? Cholera jasna, nie zostawiłeś tu niczego, co kiedykolwiek miało znaczenie na rzecz takiego gówna jak biała skórzana sofa i plazmowy telewizor? Co z tobą nie tak?

Ostatnio jestem ładunkiem wybuchowym, granatem, któremu właśnie ktoś wyjął zawleczkę. Zaczęłam miewać ataki paniki, bezkresnej złości czy po prostu totalnego doła, który coraz bardziej pochłaniał Chloe Welch i zostawiał tylko znerwicowany wrak człowieka. Tym się stawałam - pieprzonym wrakiem, który nie nawet porządnie zająć się sobą, a co dopiero rocznym dzieckiem. W takich momentach w ryzach trzymał mnie Jasper, zawsze potrafił choć na chwilę przywrócić starą mnie, pokazał mi jak normować oddech w atakach paniki i jak zachować się w napadach furii. Wbrew temu jak zakłamanym i fałszywym okazał się być partnerem, człowiekiem jest dobrym i gdyby nie on, sądzę, że już dawno wylądowałabym na terapi, jeśli nie w ośrodku zamkniętym.

A teraz go nie ma, jest jednak Justin, który nie ma pojęcia jak obchodzić się z ludźmi, zwłaszcza z takimi z objawami depresji. Patrzy na mnie z uniesionymi brawami i nie stara się zrozumieć, po prostu czeka, aż wszystko mu wyjaśnię i znowu będzie super. On naprawdę myśli, że nasze życie będzie bajką, ale nie będzie. Nie będzie, bo, do diabła, nie jesteśmy już tymi samymi osobami co wcześniej, w dodatku mamy jeszcze jedną, nie do końca wyjaśnioną sprawę, a mianowicie - nasz syn. Jak to będzie wyglądało? Czy zechce go wychować czy zostawi to mnie. To pytanie wisi między nami od wielkiego powrotu, ale żadne nie ma odwagi zacząć tematu. Chyba chcemy jeszcze przez chwilę pożyć w mydlanej bańce, z dala od problemów, ale ileż można? Ile będziemy udawać, że wszystko jest tak jak było, że wcale nie nie widzieliśmy się przez dwa lata, a między nami nie stanęła osoba trzecia w postaci Theo? Nie jesteśmy już parą gówniarzy, którym w głowie tylko seks i impreza. Choć czasem cholernie mi tego brakuje.

- Jestem cholernie zmęczona, muszę się położyć - warczę nadal wściekła i ciągnę rączkę chłopca nieco zbyt mocno, bo jęczy z bólu.

Klękam naprzeciwko niego i głaszczę po policzku, po czym biorę go na ręce i mocno przytulam. Starając się nie rozpłakać idę przed siebie do swojego starego pokoju, nie odwracając się w stronę bruneta, który stara się mnie zatrzymać wymawiając moje imię. Przewracam oczami i wchodzę do siebie, ale od razu stwierdzam, że to cholernie zły pomysł. To już nie jest mój pokój. Pomieszczenie ma ściany pomalowane na biały kolor i właściwie nie stoją w nim żadne meble, jest tylko okno zasłonięte żaluzją.

- Cholera, Clo - dyszy Justin dobiegając do mnie i łapiąc za ramię.

Nagle rozumiem dlaczego to wszystko i z jakiego powodu każdy pokój w tym miejscu wygląda zimno i obco. Uderza we mnie świadomość tego, co planuje Justin i muszę go powstrzymać.

- Nie sprzedasz domu - kręcę głową. - Nie zabijesz naszych wspomnień.
- Chloe, to nie tak - mamrocze sięgając ręką do mojej twarzy.
- Nie odbieraj mi tych wspomnień. Błagam, nie zabieraj mi ich, do cholery - krzyczę, aż dziecko na moich rękach zaczyna płakać.
- Nie chcę nic nam zabierać, skarbie. One zawsze będą w nas. Nigdy nie zapomnę żadnej z chwil spędzonych w tych czterech ścianach, bo to najwspanialsze chwile pod słońcem, ale nie możemy tu mieszkać - przesuwa palcami po moim podbródku.

Kiwam głową i pozwalam mu się objąć, a Theo ukryty jest między naszymi ciałami, patrzy to na jedno, to na drugie świecącymi oczyma, a Justin całuje go w czubek głowy, po czym robi to samo mnie.

- Kocham was, Chloe. Strasznie mocno was kocham.

Nie pytajcie o co chodzi, bo nie mam pojęcia. Najbardziej chłamowaty rozdział, jaki wyszedł spod mojej klawiatury. Przestaję lubić Chloe, autentycznie, bo zrobiła się z niej mameja. Nie skrzyczcie mnie za bardzo i jak mówię: nie próbujcie rozumieć tego rozdziału. Nie miałam pomysłu, to napisałam takie coś. Stokrotne przepraszam.

baeblues

illegal love 2: trouble » bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz