Rozdział 9

2.4K 153 10
                                    

Ważna notka pod rozdziałem

- Justin, dostałeś smsa! - krzyczę podnosząc podnosząc blatu błyszczący IPhone bruneta i marszczę brwi widząc wyświetlającą się na ekranie wiadomość.

spencer
odezwij się w końcu.

Odkładam telefon z powrotem na swoje miejsce i potrząsam głową. To nic nie znaczy, powtarzam sobie jak mantrę, gdy wgryzam się w jabłko, a sok ścieka mi po brodzie, na jasną bluzkę. Mruczę pod nosem przekleństwa i odkładam owoc na blat, a koszulkę szybko ściągam przez głowę i wkładam pod kran. Gdy nachylam się nad meblami ktoś właśnie wchodzi do kuchni, a tym kimś jest nie nikt inny jak Justin, który gwiżdże wyrażając swoją aprobatę. Przewracam oczami, gdy przywiera do mnie od tyłu i zaczyna składać pocałunki na mojej szyi. Mocno mnie obejmuje i przyciąga w swoją stronę moje biodra tak, że czuję na pośladkach jego erekcję.

- Sms - mruczę starając sie go odepchnąć, ale powstrzymuje mnie łapiąc moje nadgarstki w swoją dłoń.
- Pieprzyć to - warczy.

Odwraca mnie w swoją stronę i sadza na blacie, wpijając się przy tym w moje wargi. Mruczę w jego usta i przyciągam do siebie nogami, a on sapie w odpowiedzi. Pochyla się nade mną tak, że nagimi plecami przylegam do chłodnej powierzchni, a chłopak jest nade mną. Nerwowym ruchem ściągam z niego koszulkę i ląduje ona za jego plecami, jednak nie bardzo mnie w tym momencie obchodzi, gdzie. Jesteśmy tak zajęci sobą i dobieraniem się do swoich majtek, bo pożądanie bierze nad nami górę, że do świata żywych przywraca nas dopiero dźwięk uderzania czegoś twardego o podłogę. W jednej sekundzie odskakujemy od siebie jak oparzeni i przestraszeni patrzymy w stronę drzwi, w których stoi moja rodzicielka, z oczami wielkości spodków i szeroko otwartą buzią.

- Ja... przepraszam, myślałam... - mamrocze, a na jej twarz wpełza rumieniec. - N-nie przeszkadzajcie sobie... - jąka i wybiega z pomieszczenia nie odwracając się za siebie.

Ja i Justin chwilę stoimy w ciszy, po czym wybuchamy głośnym śmiechem. Łapię się za brzuch i zginam w pół, nie mogąc złapać oddechu. Chwilę wesołości przerywa głośny płacz Theo.

- Mamusia już biegnie - krzyczę i dopiero wtedy zauważam, że moja bluzka nadal leży w zlewie.

***

Zatrzymuję samochód na podjeździe i wysiadam, łapiąc w dłoń tylko telefon i klucze. Na chwilę zatrzymuję się przed ładnym budynkiem, w którym spędziłam dużo pięknych chwil. Stara willa Justina nadal wygląda tak samo jak dwa tygodnie temu, gdy ją opuściliśmy. Teraz znalazła się kobieta chętna kupić dom, więc chcą nie chcąc musiałam wrócić tutaj, by zabrać resztę swoich rzeczy. Jus pojechał do pracy, a mama pilnuje Theo, więc to na mnie spadł obowiązek zebrania resztek.

Podchodzę do drzwi i zaskoczona otwieram szeroko oczy, gdy klamka puszcza pod moim naciskiem zanim przekręcam kluczem w zamku. Po plecach przebiega mi dreszcz i ostrożnie pcham drewnianą powłokę, zatrzymując się w salonie. Niespokojnie rozglądam się po kątach, ale nie mam odwagi wypowiedzieć ani słowa, by sprawdzić czy ktoś faktycznie jest w środku. Co dziwne, wszystko stoi na swoim miejscu. Całe wyposażenie jest na swoim miejscu, nic nie zostało zniszczone czy zdewastowane. Ściągam brwi w jedną linię i w tym momencie słyszę skrzypienie schodów. Przestraszona łapię się leżącej na meblach figurki i zaciskam wokół niej palce. Ostrożnie przesuwam się w stronę ściany i opieram o nią, by nikt nie mógł mnie zajść od tylu. Nagle z moich ust ucieka pisk, gdy do pomieszczenia wchodzi dziewczyna.

- Spencer? - pytam z niedowierzaniem. - Cholera jasna, co ty tu robisz? - podnoszę głos łapiąc się za serce.

Blondynka wybucha śmiechem, który wcale nie brzmi przyjemnie. Na ciele pojawia mi się gęsia skórka, a mój oddech staje się niespokojny i świszczący. Spence wygląda jak zwykle idealnie, blond włosy spływają jej falami na ramiona, oczy błyszczą, pomimo tego, że są smutne, ubrana jest w krótkie jeansowe spodenki i szarą bluzkę na cieniutkich ramiączkach. Na twarzy ma ironiczny uśmieszek.

- Coś nie tak, Chloe? - moje imie wypowiada z pogardą. - Wygladasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Skąd masz klucze? - warczę zaciskając ręce w pięści. W jednej nadal dzierżę metalowy przedmiot.
- Gdy zwiałaś, ja i Justin nie szczędziliśmy sobie czułości. Wiesz jak jest, facet ma swoje potrzeby...
- Zamknij się - udaje mi się wydusić przez zęby. - Już nie jesteś mu potrzebna, Spencer, więc spieprzaj z naszego życia.

Po moich policzkach płyną łzy, jestem niesamowicie sfrustrowana i trzęsą mi się ramiona. Wycieram mokre ścieżki przegubem, nadal nie spuszczając dziewczyny z oczu.

- Wypierdalaj stąd! - wrzeszczę machając rękoma. Spence odpowiada mi jedynie rechotem.
- Niech cię tak nie ponoszą nerwy, skarbie - mówi z uśmiechem.

Naszą awanturę przerywa dźwięk otwieranych drzwi, a w środku wita Justin. Szybkim krokiem pokonuje odległość dzielącą nasze ciała i wtula mnie w swój bok. Moczę mu koszulkę łzami, a jego dłoń przesuwa się po moich plecach w uspokajającym geście.

- Justinnnn - mruczy Spence. - Jednak wolisz tą małą sukę? Ona cię zostawiła, frajerze, podczas gdy ja byłam cały czas! - krzyczy. Jej twarz się zmienia, teraz jest wręcz załamana.
- Przestań - ucisza ją szatyn. - Po prostu zostaw nas w spokoju.

Blondynka wybiega z domu, a pozostaje po niej jedynie głośny trzask frontowych drzwi. Mocniej obejmuję Justina i podnoszę wzrok, a w jego oczach widzę smutek. Głaszczę go po policzku i unoszę się na palcach, by dosięgnąć jego ust. Scałowuję z jego twarzy cały żal, zmęczenie i wszystkie inne emocje, a gdy kończę, odsuwam się na pewną odległość, ale zanim odejdę, łapie mnie za nadgarstek.

- Pamiętaj, że ona nigdy nie miała znaczenia - szepcze splatając nasze palce.

Wiem, Justin. Teraz już wiem.

***

Justin

Boję się. Boję się, że Chloe się złamie, że ta blond zdzira ją zniszczy. Odzyskiwałem moją malutką Clo tyle czasu, że nie pozwolę jej znowu odejść. Nie pozwolę jej zniszczyć, zepsuć jej psychiki, nie dopuszczę do tego, by powróciła do swojego stanu po ciąży, do stanu, gdy ją znalazłem, a ona była wrakiem. Nie, miłość mojego życia nie będzie cierpieć przez błędy przeszłości.

Wchodzę po schodach do mojej starej sypialni, gdzie już niewiele pozostało. Jedynie kilka kolorowych pudeł wypełnionych moimi starymi rzeczami. Siadam na podłodze i przyciągam do siebie jedno z nich. Otwieram wieko i na moje usta wstępuje mały uśmiech. Wyciągam ramkę ramkę ze starym zdjęciem, na którym jestem z ojcem Chloe. Od razu przypominam sobie tamtą chwilę, gdy Mark, dwa lata po śmierci ojca, zabrał mnie do Naples po raz pierwszy. Razem łowiliśmy ryby i chodziliśmy po lesie, polując na króliki.

Odwracam się, gdy czuję drobne dłonie na swoich ramionach. Chloe zerka na fotografię, a jej oczy stają się mokre. Klęka przy mnie i zabiera mi ją z rąk, po czym przesuwa palcem po twarzy swojego ojca. Uśmiecha się przez łzy i opiera głowę na moim barku z westchnieniem.

- Jesteś do niego podobny - mówi cicho. - Tak samo dbasz o ludzi. Jesteś wspaniałym człowiekiem, Justin.

Cześć! Tutaj ja z trochę krótkim rozdziałem, ale trudno. Nawet mi się podoba, nie jest jakiś koszmarny, być może trochę chaotyczny, ale nadal to rozdział ☺

Mam do Was sprawę! Powstał prolog mojego nowego ff o Justinie o tytule Fragile Heart. Tu do Was gorąca prośbą: proszę, oceńcie, dajcie vote, chociaż bardziej zależy mi na tym, byście napisały komentarz jak Wam się podoba. Byłabym bardzo wdzięczna, miłego dnia☺

baeblues

illegal love 2: trouble » bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz