✿ ❝𝐳𝐰𝐢𝐞𝐝𝐥𝐞 𝐫𝐨𝐳𝐞❞

243 19 5
                                    

══════🥀══════

Siedzę przy swoim biurku, w pomieszczeniu panuje półmrok. Może dlatego, że ciężkie zasłony nie przepuszczały zbyt wiele światła z zewnątrz. A może po prostu to wnętrze przejęło ode mnie część żalu, zgryzoty i pustki, tracąc swoją dotychczasową przyjazność i pogodę. Teraz było niegościnne, chłodne, przygnębiające I bez wyrazu.
  Jak ja.

  Na parapecie stoi bukiet zwiędłych róż. Czas ich nie oszczędził, więc pod koniec swoich krótkich żyć ich główki zwiesiły się w dół, czerwone płatki utraciły swą dawną miękkość, a teraz zbrązowiałe i wyschnięte na wiór opadały gdzieś daleko, z dala od swych mateczników.

  Janek dał mi je na dzień przed swoim aresztowaniem. Ot tak, znalazł róże w parku na ławce, nie chciał, by takie śliczne kwiaty się zmarnowały i podarował mi je, a nuż moja siostra je sobie upodoba i ulokuje gdzieś w swoim pokoju? Nie dałem ich siostrze, zachowałem je dla siebie.

Moje małe, szkarłatne skarby.
Piękne i dostojne pysznią się całą swą okazałością i cieszą oko, potrafią jednak zranić do krwi, kiedy zahaczysz palcem o kolec.

Kiedy Janek wręczył mi ów bukiet kwiaty były żywe, jędrne, świeże, a ja uśmiechnięty. Teraz, kiedy zawieszałem na nich nieobecne spojrzenie moich oczu są martwe, kruche, odpychające, a ja mam tak pusty wyraz twarzy który opisuje trochę to, co czuję w środku.

Minął już tydzień od twojego odejścia, Janku.

Nikt mi nie powiedział, że miłość jest trwała. Teraz, kiedy odszedł, byłem skorupą, pustym ciałem, w którym nie pozostało już nic oprócz echa głosu Janka - odległego i nieosiągalnego. A mój własny głos zniknął.

Lecz nie spocząłeś jedynie w trumnie, głęboko zasypany ziemią na ponurym cmentarzu. Spocząłeś teraz na dnie mych źrenic, a ja codziennie mam twoją piękną, roześmianą twarzyczkę przed oczyma.
Zamieszkałeś teraz na dobre w moim sercu. To boli, bo wiem że nie byłbyś w stanie tego odwzajemnić.
Śnię o tobie każdej nocy. Są to sny raz przyjemniejsze, raz to koszmary, po których budzę się zlany potem.

Zaczynało się już tak ściemniać, że odsunąłem jedną połę zasłon; usiadłem w milczeniu. Za oknem przeleciał ptak który mi uświadomił, że dla mnie rzeczywistość już nigdy nie będzie taka sama, że stała mi się obca, ten ptak był zupełnie bez sensu - a może ja byłem bez sensu, może odtąd będę dla siebie takim absurdalnym, anonimowym ptakiem.

Nie ma cię tu już tydzień.

Mimo to nie płaczę, nie rwę włosów z głowy, nie przeklinam świata za tą druzgoczącą stratę. Jestem spokojny, spokojny aż do bólu.
Ochładza mnie bezbrzeżny smutek tkwiący w głębi mnie, lecz jest on pełen opanowania, odrętwienia, jak leniwe fale liżące swymi spienionymi jęzorami brzeg zawsze w tym samym rytmie.
Zwyczajnie pogodziłem się ze stratą, lecz wciąż czuję ból i echo dawnych, szczęśliwych dni.
Rana może się zagoić, ale pozostaje duża, wyraźna blizna.

Ale może jeszcze nie wszystko stracone?
Janku, czuję, że się jeszcze spotkamy gdzieś, gdzie będziemy szczęśliwi, wyzbyci od trosk.

Tą właśnie myśl przywołuję, kiedy ciepło rozlewa się w mojej piersi a ja opieram się o pień srebrzystej brzozy, która u końcu mojej ziemskiej wędrówki jest mi opoką i świadkiem mego ostatniego tchnienia.
Zanim zamykam oczy, wargi rozciągają mi się w delikatnym uśmiechu.

Już już, Janeczku, jedna chwila. Zaraz przyjdę do ciebie i będę przy tobie, a ty przy mnie.


14 sierpnia 2023.

𝐙𝐖𝐈𝐄𝐃𝐋𝐄 𝐑𝐎𝐙𝐄. rudy x zośka oneshots.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz