Rozdział 5

19 6 3
                                    

Ari obserwowała z dala zarys Stolicy. Wysokie mury, rzesza zabudowań i dumnie piętrzący się pałac. A raczej zamek, choć wieżyczki prezentowały się niezwykle.

Mimo podekscytowania czuła dziwny niepokój i ucisk w brzuchu. Czekało ich sporo pracy i wyzwań. Nie wiedziała nawet, czy uda im się cokolwiek znaleźć i załatwić.

Spojrzała na jadącą obok przyjaciółkę i współtowarzyszy. Pomagali jej, byli obok, ale nie czuła w nich wsparcia. Robili to, bo takie dostali rozkazy. Jedynie Navina była jej pomocą i nie pozwalała jej się załamać.

Ari miała ochotę zamknąć się w sobie, ale nie mogła. Mimo dziwnych emocji, podniosła głowę wysoko, a plecy wyprostowała. Obiecała coś sobie i Navinie i zamierzała tego dotrzymać. Nie da się złamać ani Kukume, ani nikomu innemu. Będzie silna.

Spojrzała ponownie na miasto przed nimi. Westchnęła. Pamiętała, kiedy ostatnio tu była i miała dobre wspomnienia. Jednak wtedy była razem z rodzicami. A teraz przybyła w pewnym sensie sama.

Miała ochotę na siebie warknąć. Nie mogła się mazgaić. Skupiła się więc na dobrych myślach. O tym jak królowa z nią rozmawiała i jak wspólnie się śmiały. O tym jak przedstawiła jej swojego narzeczonego i przyjaciela. Dawno nie widziała takich mężczyzn, a co dopiero wojowników. W ich mieście takich zdecydowanie nie było.

Uśmiechnęła się pod nosem.

Znalazła promyk słońca w ciemnym i ciężkim dniu.

Do miasta dostali się bez problemu. Gorzej było ze znalezieniem odpowiedniego urzędu. A jeszcze trudniej było się tam dostać i zostać obsłużonym.

Podzieli się więc na dwie grupy. Ari, Navina i Kukume zostali w urzędzie, reszta ruszyła na poszukiwanie tłumacza lub naukowca, który pomógłby im ze sztyletem.

I wtedy zaczęły się schody. I to dosłownie. Urząd miał kilka pięter, więc dłuższy czas szukali  odpowiedniego. Na ich szczęście właściwe pomieszczenie było na pierwszym piętrze.

Gdy w końcu znaleźli odpowiednie drzwi, weszli do środka. Za biurkiem siedział podstarzały, skwaszony mężczyzna. Wyglądał, jakby wszystko go denerwowało. A gdy tylko ich zobaczył, zrobił minę jakby poczuł coś wyjątkowo nieświeżego.

– Dzień dobry. Przyszliśmy zgłosić porwanie – powiedziała Ari, wchodząc do środka.

Mężczyzna nawet nie zareagował.
– Wchodźcie, jeśli musicie – powiedział jedynie.

Nie tylko on się krzywił. Podobne miny wyrażały twarze Naviny i Kukume. Ari westchnęła. Czuła, że nie będzie łatwo.

~ dziesięć minut później ~

– Nawet się nie ważcie! – krzyczała Navina, ciągnięta pod ramię przez dwóch strażników. Zresztą Ari i Kukume również byli w podobnej sytuacji.

A za nimi wkurzony i dumny niczym paw, kroczył urzędnik.

– Nie wiecie, kim jesteśmy – wołał Kukume, czerwony na twarzy. Jednak on również został zignorowany.

– Nie wolno wam, doniesiemy na was! – krzyczała coraz bardziej zdenerwowana Navina.

Strażnicy wyciągnęli ich przed budynek i wyrzucili. Cała trójka upadła na bruk. Ari nawet nie krzyczała. Była zbyt zdenerwowana i upokorzona, żeby się odzywać. Jedynie mordowała wzrokiem urzędnika i strażników. Bolały ją łokcie i kolana, miała też pewnie obtarte dłonie i nogi.

Navina wciąż coś wołała, ale Ari nie zwracała na to uwagi. Podparła się rękoma o kamienną kostkę na ulicy i miała się już podnieść, gdy zobaczyła nad sobą męską dłoń.
– Pomóc panience? – usłyszała głęboki głos.

Podróż czyli przygoda życia. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz