Prolog

902 129 304
                                    

Ares

Trzy lata wcześniej

Dodałem gazu, szybko sięgnąłem po kierownicę i zdecydowanie skręciłem. W tej chwili auto posłusznie obróciło się bokiem, sprawiając, że przejechałem kilka metrów wzdłuż toru. Następnie, ściskając kierownicę, odbiłem ją, starając się wyrównać tor jazdy. Chciałem dotrzeć do mety jak najszybciej. Silnik wył tak, jakby był gotowy na jeszcze większe wyzwanie. Auto posłusznie reagowało na moje polecenia, ślizgając się po nawierzchni toru.

W końcu, zbliżając się do mety, ostro zahamowałem. Samochód zatrzymał się tuż przed braćmi Hatfor.

— Ile? — krzyknąłem do Harrego przez otwartą szybę.

— Jeszcze trochę musisz poćwiczyć — odparł, prezentując mi stoper. Pięć minut i dwanaście sekund. Za długo.

Uderzyłem dłonią o kierownicę, co wywołało długi dźwięk klaksonu, rozbrzmiewający na całym osiedlu. Wbiłem głowę w zagłówek, zamykając na chwilę oczy. Głęboki oddech był moją jedyną odpowiedzią na frustrację, która się we mnie wzbierała.

Bracia Hatfor, obserwując moją reakcję, wymienili spojrzenia i zdecydowali się odejść, kierując się w stronę swoich samochodów. Podszedł do mnie Robert, jedyny, który jeszcze pozostał. Zajęło mu to chwilę, zanim doszedł do mojego pojazdu i bez zbędnych słów wsiadł na miejsce pasażera. Jego spojrzenie było pełne zdecydowania, a gestem zachęcił mnie do ruszenia.

Nigdy nie pozwolił nam się poddać. Obiecał nam, że uczyni z nas mistrzów toru, a teraz spełnia swoje słowo. Codziennie, niemal bez przerwy, oddawaliśmy się pasji, ścigając się na torze i nieustannie doskonaląc nasze umiejętności. Nie ma miejsca ani czasu na kompromisy. To albo dajesz z siebie wszystko, albo lepiej w ogóle się nie zabieraj za to.

— Jutro mamy kolejny wyścig — rozpoczął rozmowę. — Wujek pewnie nie będzie zadowolony z tej decyzji, ale niekoniecznie musi o tym wiedzieć — dodał, rozbawiony, machając kluczykami do swojego samochodu tuż przed moją twarzą. — Chcę, żebyś wziął udział. Mam pewność, że dasz sobie radę.

Kiedy wsiadłem do samochodu w moim garażu, rzucił we mnie kluczami i powiedział:

— Jutro spotykamy się na torze.

Poczułem delikatne szturchnięcie w bark, a potem ktoś zaczął mnie wołać.

— Ares. Ares — podniosłem głowę i zauważyłem Panią Smith. Jej ciemne cienkie brwi oraz czerwona szminka na ustach dodawały jej wyrazowi ostrości, ale znając ją od początku szkoły wiedziałem, że jest bardzo wyrozumiałą nauczycielką. — Wiesz w ogóle, o czym mówimy na lekcji?

Otworzyłem usta, aby zacząć coś mówić, jednak nic nie wiedziałem. Moje myśli krążyły w chaosie, jak rozbite puzzle, których nie mogłem złożyć w sensowny obraz. Nerwowo rozglądałem się po sali, szukając jakieś podpowiedzi.

Na szczęście dla mnie, właśnie wtedy zadzwonił dzwonek, łagodząc atmosferę w sali. Nauczycielka westchnęła z ulgą i ruszyła do biurka, zaczynając pakować swoje rzeczy. Miałem opuścić sale wraz z swoimi znajomymi, gdy zatrzymał mnie jej głos.

— Ares — zatrzymała się, podchodząc do mnie. — Ja rozumiem, jaka to wielka strata dla ciebie — zaczęła głaskać mnie po barku. — Jednak nie możesz zarywać szkoły przez śmierć przyjaciela — mówiła spokojnym głosem, a we mnie zaczynało się gotować.

Byłem aktualnie niczym odbezpieczony granat, który w każdym momencie mógł wybuchnąć.

— Jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać, możesz iść do szkolnej pani psycholog.

W drodze do siebie [w trakcie korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz