Rozdział 3 Pan Laluś

403 112 294
                                    

Wyjechałam razem z moim najstarszym bratem z posesji naszego domu. Po jednej stronie jechał Ares, ubrany w czarne jeansy i tej samej barwy koszulkę. A po drugiej Theo, tak samo jak ja i Harry, który założył skórzaną kurtkę. Ares i Theo co chwilę ścigali się nawzajem, a Harry, mimo że mówił, że i tak jedziemy wolno, prawie cały czas siedział im na ogonie. Wjechaliśmy w miasto, gdzie chłopcy, chcąc nie chcąc, musieli zwolnić, ale nie byliby sobą, gdyby nie zrobili jakiejś pokazówki. Zatrzymaliśmy się na światłach, a Ares i Theo zaczęli gazować, każdy głośniej i dłużej.

— Wiesz, co robimy w takiej sytuacji? — zapytał mnie Harry, podnosząc szybkę kasku, która chroniła jego oczy. Popatrzyłam na niego wzrokiem, jakbym miała rozwiązać najbardziej skomplikowane zadanie matematyczne na świecie.

Skąd mam do cholery wiedzieć? Pokręciłam tylko głową przecząco. Ledwo światło zmieniło się na zielone, Harry przyciągnął mnie do swoich pleców i szybko odjechał, gubiąc chłopców gdzieś w tyle. Wiatr walił mi w twarz, a serce biło mi szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Z tyłu słyszałam rechot i krzyki Theo i Aresa.

Nigdy wcześniej nie jeździłam motorem, więc każda sekunda na tym jednośladzie była dla mnie nowym doświadczeniem. W miarę jak Harry przyspieszał, moje ręce instynktownie ściskały mocniej jego talię, aby nie spaść. Byłam zaskoczona, że potrafiłam odczuwać tyle emocji i adrenaliny jednocześnie. Ale nie miałam czasu na zastanawianie się, bo Harry skręcił w wąską uliczkę, a ja musiałam się przechylić razem z nim, aby utrzymać równowagę.

Zatrzymaliśmy się na jakimś spokojnym wzgórzu. Ściągnęłam kask z głowy, czując ulgę, gdy chłodne powietrze dotknęło moich potarganych od wiatru włosów. Podeszłam nieco bliżej do zbocza wzgórza, które roztaczało się przed nami, rozpościerając malowniczy widok na większą część miasta.

Obok mnie usłyszałam cichy dźwięk, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Harrego, który również zdjął kask i podszedł, aby podziwiać tę imponującą panoramę. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja uśmiechnęłam się do niego ukradkiem.

Nagle jednak nasz błogi spokój został przerwany przez głośny rechot i ryk silników motorów. Zerknęłam w tamtą stronę i dostrzegłam Aresa i Theo, nadjeżdżających na swoich potężnych motorach. Przywitałam ich uśmiechem, choć wewnątrz czułam się trochę przytłoczona.

Ares wyciągnął piwo i z gracją rzucił je w stronę Harrego i Theo.

— Bezalkoholowe — zapewnił mnie bez emocji, widząc pewnie zdziwienie na mojej twarzy. Westchnęłam z ulgą, ale dalej nie byłam zadowolona z faktu, że teraz piją, a za chwile będą kierować. Chociaż co mnie to obchodziło? Harry nie pił więc nie miałam się czym przejmować.

Theo i Harry znaleźli się na trawie, spoglądając w niebo. Ares odszedł na chwilę, gdyż dzwonił do niego telefon. Przyglądałam się chłopcom, którzy leżeli bok po boku i śmiali się z prostych żartów, wyrabiając przy tym rekordy głośności.

— Dlaczego wulkan miał piątkę z WF-u? — zastanowiłam się chwilę, próbując zrozumieć, o co chodzi Theo. Potem sam sobie odpowiedział. — Bo był aktywny — zaczął śmiać się z własnego żartu, a jego głos rozbrzmiewał wokół nas.

Spojrzałam na niego z nieco zdziwionym wyrazem twarzy. Ten żart był... no cóż, trochę nietrafiony.

— Zrozumiałaś? A-kty-wny. — Poczekał chwilę, a potem z niedowierzaniem stwierdził. — Dobra, strasznie nudna jesteś.

Przygryzłam delikatnie wnętrze policzka, próbując wyczuć jakikolwiek fizyczny ból, aby przynajmniej na chwilę odwrócić uwagę od tego psychicznego, który rozsadzał mnie od środka.

W drodze do siebie [w trakcie korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz