Rozdział 4

8 0 0
                                    

"The thing I think I love
Will surely bring me pain"

– Pearl? Jesteś tutaj, Pearl?

Wyszła z łazienki trzymając w jednej dłoni puchaty ręcznik.

– Tak?

Justin miał na sobie tę samą koszulkę co poprzedniego wieczora. W pośpiechu jadł kanapkę i szukał kluczy po salonie.

– Muszę przejąć popołudniową zmianę, a mam pewną sprawę do załatwienia, więc potrzebuję twojej pomocy.

W końcu je znalazł i schował w tylnej kieszeni dżinsów. Pearl stała przed lustrem w korytarzu, próbując zawiązać warkocza.

– Zatem słucham – obwieściła niezadowolonym tonem. Z drugiej strony przydałby się powiew świeżości w jej życiu i powinna wreszcie opuścić mury mieszkania, lecz wciąż jej introwertyczna osobowość, skłaniała się ku pozostaniu obojętną na wszelkie znaki, jakie dawał jej wszechświat o rozpoczęciu nowego rozdziału w swojej historii.

Justin zaczął coś bazgrać na karteczce samoprzylepnej. Podszedł do lustra i przykleił ją na szkle.

– To adres mojego przyjaciela. Byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś do niego poszła i poprosiła o nuty.

– Nuty? – spytała, bo miała wrażenie, że się przesłyszała.

– Tak. Od czasu do czasu gram w pubach na basie i bardzo ich potrzebuję, a jak widzisz, raczej się nie wyrobię. Z góry dziękuję! Zobaczymy się później, cześć! – Po czym wyszedł z mieszkania. Pearl wpatrywała się w koślawe pismo Justina. Miała wrażenie, że doświadczyła zjawiska déjà vu, gdy przeczytała nazwę ulicy.

„Orchard Street"

* * *

Znała Nowy York lepiej niż kartografowie, którzy zajmowali się sporządzaniem mapy tego miasta. Żaden zaułek nie został przez nią przeoczony, często chodziła na skróty różnymi ścieżkami, o których inni w ogóle by nawet nie pomyśleli.

Ale gdy stanęła przed jednorodzinnym domem w kolorze pszenicy, poczuła jak zaczyna ogarniać ją niepokój. Nazwa tej ulicy paliła jej dziurę w mózgu i nie dawała spokoju. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy się z nią wcześniej spotkała, ale za nic w świecie nie potrafiła.

Do głównych drzwi prowadził wypielęgnowany rządek kolorowych kwiatów i idealnie przystrzyżona trawa, tak że można było ją zmierzyć linijką i z pewnością nie przekraczałaby trzech centymetrów.

Wspięła się po schodkach, nadal trzymając wypisaną przez Justina karteczkę i w końcu zadzwoniła dzwonkiem. Usłyszała melodyjny dźwięk, lecz nikt nie zareagował.

Pearl spróbowała jeszcze raz.

Znów żadnej reakcji. Ośmieliła się zajrzeć przez okno znajdujące się po jej lewej stronie, ale nie dostrzegła nikogo w budynku.

Niemal wpadła w grządkę z kwiatami, gdy usłyszała głośne uderzenie w bęben.

Wiedziona dźwiękiem poszła na tył domu. Zauważyła tam niewielki garaż, z którego zaczynała płynąć muzyka. Podeszła nieco bliżej, aż w końcu znalazła się przed otwartą bramą.

Muzyka nagle ucichła jak nożem uciął.

Pearl mrugała z niedowierzania, wpatrując się oszołomiona w Mike'a, który na jej widok uśmiechnął się blado i zastygł, trzymając pałeczki w górze.

– Osobisty koncert za piętnaście dolców – odezwał się chłopak z postawionymi na żel włosami w czarnej koszulce. Pearl wcale się nie zdziwiła, gdy też zauważyła na jego przedramionach tatuaże. „To chyba choroba dwudziestego pierwszego wieku." – pomyślała. Mężczyzna zaśmiał się ze swojego własnego żartu, ale nikt mu nie zawtórował.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 27, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Malarz złudzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz