Rozdział 1.

1 0 0
                                    


Wracam do domu, a miasto moje całe skąpane w delikatnych promykach wrześniowego słońca. Delikatne promienie słońca otulają swoim ciepłem. Nie doskwiera tak, jak lipcowe upały, których z roku na rok jest coraz więcej. Mentalnie jednak myślę już o zimie. Mijam blokowiska, przechodzę przez przejście dla pieszych i wtedy widzę mój kawałek betonu. Wbijam kod i wchodzę do środka, kierując się na trzecie piętro. Wyjmuję klucze i otwieram drzwi do mieszkania nr 339. I wtedy wchodzę do moich czterech ścian. Mój kawałek przestrzeni, w którym czuję się najlepiej.

Wchodzę i zdejmuję buty, kurtkę odwieszam do szafy. Przechodząc do sypialni, po prawej stornie mijam kuchnię z oknem wychodzącym na centrum miasta i wieżowce biurowe.

Nigdy nie mieszkałam w mieście. Wychowałam się na wsi. Teraz cieszę się z tego, doceniam to i chętnie wróciłabym tam. Ale czy na pewno? Do dziewiętnastego roku życia nienawidziłam tego. Zawsze wszędzie miałam daleko, żeby wsiąść w pociąg miałam 3 km, a na miejscu tylko dwa autobusy dojeżdżające do najbliższego miasta. W sąsiedztwie niewiele koleżanek, żadnych atrakcji, sklepów, parków, niczego. Zawsze ciągnęło mnie do tętniącego życiem miasta, gdzie ludzie żyli szybciej i czas mijał szybciej. Bo ja nigdy nie lubiłam mojego życia, więc chciałam, żeby czas płynął szybciej.

Po kąpieli kieruję się od razu do kuchni i z górnej półki wyciągam magiczne pudełko. Pudełko, w którym jest coś co pomaga mi przetrwać. Albo przeżyć. W sumie nie wiem, na jakim etapie teraz jestem, przetrwania czy przeżycia. Wyciągam z pudełka Bioxetin i biorę jedną tabletkę. Popijam wodą i jak za każdym razem krzywię się na dziwny smak tego leku. I po krzyku. Czy mi to pomaga? Nie wiem. Czy powinnam równolegle z zażywaniem leku chodzić na psychoterapię? Owszem. Czy to robię? Nie.

Na mojej pierwszej konsultacji psychiatrycznej dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy, na przykład takich, że boję się przyjąć pomoc i nigdy nie będą o nią prosić, no bo przecież jak sama to powiedziałam, wyniosłam to z domu. A nie znamy innego świata od tego, który pokazali i do pewnego momentu kształtowali nasi rodzice, opiekunowie. Zbierałam się ponad dwa lata, żeby pójść do psychiatry i psychologa. I tu znowu pojawiasz się ty, D. Będę do końca życia wdzięczna tobie D. To ty pchnąłeś sprawy do przodu. Ty jako jedyny świadomy moich problemów, wyciągnąłeś pomocną rękę w moją stronę. Miałeś szczerze intencje. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Uratowałeś mnie z niedoli.

La La LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz