➳ rozdział pierwszy: powrót na stare śmieci;

1.1K 16 1.4K
                                    

   Pałacu nie zbudujesz w jedną noc. Tak kiedyś mówiło stare, ludzkie przysłowie. Patrząc na stolicę ludzkiego królestwa, państwa wolnego i stabilnie stojącego od setek lat, nareszcie można było pojąć pełne znaczenie owego porzekadła. Raelecante u szczytu swojej świetności była ukazywana jako klejnot koronny Imperium Vrukkitii. Widać w niej było pomieszanie kultur, na każdym kroku odzywały się echa Aslaegii, jak choćby przy murach i akweduktach z białego kamienia czy wiszących ogrodach, pełnych pustynnych róż, ciernolilii czy kolczastych kaktusów. Wspaniałe rodowe wille arystokracji, ze swoimi krużgankami, wspaniałymi oranżeriami przypominały mocno pałace vabijskie. Nocą rozświetlano ulice kolorowymi lampionami z wicioliści, w parkach i przydomowych ogródkach sadzono bioluminescencyjne rośliny, na modłę xoubijską.
   Miasto było mieszanką wszelakiej kultury Wieloświata, na targach można było spotkać psotne Liulang, w towarzystwie rosłych Míao, sprzedające różnokolorowy, magiczny pyłek. Ikati zachwalali daktyle, orzechy i przyprawy, zaś Vanni jedynie milcząco oferowali swoje kościane ozdoby, wyplatane, sosnowe meble oraz... pucharki z ludzkich czaszek.
   Twierdza Burz była potężnym zamkiem, często mylony z pałacem władcy Imperium Vrukkitii, bo nie dość, że stał w sąsiedztwie, to jeszcze wydawał się okazalszy, choć już mocno nadgryziony zębem czasu. Mury okalał bluszcz, gdzieniegdzie były drobne ubytki w kamieniu, jakby po dawnych bitwach. Stał twardo, nieprzerwanie, od ponad siedmiu wieków, jako tarcza ludzi przeciwko wewnętrznych problemom i tym natury zagranicznej. A dla wielu, był po prostu domem, schronieniem, dachem.

   — A dla mnie jest chujnią.
   Dziewczyna zastrzygła uszkami, nie podnosząc nawet spojrzenia znad notesu, oprawionego w elegancką, czerwoną skórę. Bardzo nie lubiła, gdy jej brat przeklinał.
   — Dlaczego ja muszę babrać się w szlamie i gównie i błocie i chuj wie czym jeszcze, a tamten złamas dostał tylko pouczenie?!
   Stał po kostki w mule, ubrudzony, jak nieboskie stworzenie, błoto miał nawet w jasnych włosach. Walczył z zatkaną studnią miejską, na rynku, próbując ją mozolnie odetkać, przy pomocy kontrolowania wody. Stanowił niezłe widowisko, bo półnagi chłopaka, klący na czym świat stoi, przez wodorosty i szlam bardziej podobny do morskiego stwora, był rzadkim widokiem.
   — Wybiłeś biedakowi szczękę.
   — Sam się prosił.
   — Miał popękane trzy żebra.
   — Sam się prosił.
   — Prawie zadźgałeś go nogą od stołu.
   — Złapał mnie za dupę!
   Dopiero teraz spojrzała na bliźniaka.
   — Zmacał mnie, perfidnie mnie zmacał i jeszcze mi jęczał do ucha! Żem śliczny!
   — ... jesteś niczego sobie, bracie.
   Odpowiedziało jej mruknięcie. Fala wody wylała się ze studni, prowadzona ruchem jego rąk i ramion, po czym, szlamowata i cuchnąca, wylądowała u jego bosych stóp.
   — Żeby to jasna mokra--
   — Skończ. Nie rób szopki.
   Przewróciła spokojnie kolejną stronę.
   — Drzesz się tak, że cię słychać u wujka Norana. Nie byłabym zaskoczona, jeśliby się tu zaraz nie zjawił, zwabiony twoimi oszalałymi wrzaskami, bracie. I pospiesz się z tym, chciałabym dziś zdążyć na kolację.

~*~

— TWIERDZA BURZ —

— PÓŁNOCNA WIEŻA —
{ "bractwo szkarłatnej orchidei" }

schody;

ciemne korytarze;

prywatne pokoje dowódcy;
{ mori vivius }

komnata no. 1;

komnata no. 2;

komnata no. 3;

komnata no. 4;

komnata no. 5;

komnata no. 6;

TWIERDZA BURZ: NOWE POKOLENIE || RPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz