Pałacu nie zbudujesz w jedną noc. Tak kiedyś mówiło stare, ludzkie przysłowie. Patrząc na stolicę ludzkiego królestwa, państwa wolnego i stabilnie stojącego od setek lat, nareszcie można było pojąć pełne znaczenie owego porzekadła. Raelecante u szczytu swojej świetności była ukazywana jako klejnot koronny Imperium Vrukkitii. Widać w niej było pomieszanie kultur, na każdym kroku odzywały się echa Aslaegii, jak choćby przy murach i akweduktach z białego kamienia czy wiszących ogrodach, pełnych pustynnych róż, ciernolilii czy kolczastych kaktusów. Wspaniałe rodowe wille arystokracji, ze swoimi krużgankami, wspaniałymi oranżeriami przypominały mocno pałace vabijskie. Nocą rozświetlano ulice kolorowymi lampionami z wicioliści, w parkach i przydomowych ogródkach sadzono bioluminescencyjne rośliny, na modłę xoubijską.
Miasto było mieszanką wszelakiej kultury Wieloświata, na targach można było spotkać psotne Liulang, w towarzystwie rosłych Míao, sprzedające różnokolorowy, magiczny pyłek. Ikati zachwalali daktyle, orzechy i przyprawy, zaś Vanni jedynie milcząco oferowali swoje kościane ozdoby, wyplatane, sosnowe meble oraz... pucharki z ludzkich czaszek.
Twierdza Burz była potężnym zamkiem, często mylony z pałacem władcy Imperium Vrukkitii, bo nie dość, że stał w sąsiedztwie, to jeszcze wydawał się okazalszy, choć już mocno nadgryziony zębem czasu. Mury okalał bluszcz, gdzieniegdzie były drobne ubytki w kamieniu, jakby po dawnych bitwach. Stał twardo, nieprzerwanie, od ponad siedmiu wieków, jako tarcza ludzi przeciwko wewnętrznych problemom i tym natury zagranicznej. A dla wielu, był po prostu domem, schronieniem, dachem.— A dla mnie jest chujnią.
Dziewczyna zastrzygła uszkami, nie podnosząc nawet spojrzenia znad notesu, oprawionego w elegancką, czerwoną skórę. Bardzo nie lubiła, gdy jej brat przeklinał.
— Dlaczego ja muszę babrać się w szlamie i gównie i błocie i chuj wie czym jeszcze, a tamten złamas dostał tylko pouczenie?!
Stał po kostki w mule, ubrudzony, jak nieboskie stworzenie, błoto miał nawet w jasnych włosach. Walczył z zatkaną studnią miejską, na rynku, próbując ją mozolnie odetkać, przy pomocy kontrolowania wody. Stanowił niezłe widowisko, bo półnagi chłopaka, klący na czym świat stoi, przez wodorosty i szlam bardziej podobny do morskiego stwora, był rzadkim widokiem.
— Wybiłeś biedakowi szczękę.
— Sam się prosił.
— Miał popękane trzy żebra.
— Sam się prosił.
— Prawie zadźgałeś go nogą od stołu.
— Złapał mnie za dupę!
Dopiero teraz spojrzała na bliźniaka.
— Zmacał mnie, perfidnie mnie zmacał i jeszcze mi jęczał do ucha! Żem śliczny!
— ... jesteś niczego sobie, bracie.
Odpowiedziało jej mruknięcie. Fala wody wylała się ze studni, prowadzona ruchem jego rąk i ramion, po czym, szlamowata i cuchnąca, wylądowała u jego bosych stóp.
— Żeby to jasna mokra--
— Skończ. Nie rób szopki.
Przewróciła spokojnie kolejną stronę.
— Drzesz się tak, że cię słychać u wujka Norana. Nie byłabym zaskoczona, jeśliby się tu zaraz nie zjawił, zwabiony twoimi oszalałymi wrzaskami, bracie. I pospiesz się z tym, chciałabym dziś zdążyć na kolację.~*~
— TWIERDZA BURZ —
— PÓŁNOCNA WIEŻA —
{ "bractwo szkarłatnej orchidei" }schody;
ciemne korytarze;
prywatne pokoje dowódcy;
{ mori vivius }komnata no. 1;
komnata no. 2;
komnata no. 3;
komnata no. 4;
komnata no. 5;
komnata no. 6;
CZYTASZ
TWIERDZA BURZ: NOWE POKOLENIE || RP
De TodoTwierdza Burz, kilkusetletni zamek stojący na szczycie wzgórz, górujący nad stolicą wspaniałego Imperium Vrukkitii, królestwa kulawego rodzaju ludzkiego. Minęło dwieście lat, od kiedy ostatni raz odwiedziliście to miejsce. Wkraczamy w nową erę. Goto...