Prolog

16 2 0
                                    

Stałam oparta o niego, kiedy jeden z samolotów przeleciał nad nami nisko, pisnęłam ze strachu. Zaśmiał się i rozczochrał moje włosy.

- Zniszczysz mi warkocze Romek! - zawołałam zła na brata i próbowałam szybko je poprawić razem ze wstążkami.

- Oj Elka nie denerwuj się. Już Ci poprawię. - roześmiał, jeszcze serdeczniej, a ja nie miałam serca się na niego gniewać. Też będę tak latał. Zobaczysz.

- Niedoczekanie. Jeszcze rodzice wbiją Ci to z głowy! - powiedziałam, a on pokręcił głową.

- Jeszcze szalik będziesz mi robić do munduru. - odparł i podsadził mnie wyżej, abym lepiej widziała. Było ciepłe lato roku 1939, a my przyjechaliśmy pociągiem do Warszawy na Pole Mokotowskie, aby popatrzeć na pokaz.

Romek kochał samoloty, a ja, chociaż udawałam przed rodzicami, że pomagam im wybić ten pomysł z głowy, to dorzuciłam się do biletów. Romek to mój starszy brat urodził 29 stycznia 1921 roku, a ja 7 czerwca 1925 roku. Łatwo policzyć, że ja mam 14 lat, a on już pełnoletni. Chciał iść od października do Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie, wbrew woli ojca i matki. Trzymałam się go i uśmiechnęłam się, opalając jednocześnie w słońcu letniego dnia.

Odpoczywaliśmy na Polu Mokotowskim, ciesząc się słonecznym dniem. Przez chwilę zapomnieliśmy o wszystkich troskach i napięciach, które wiązały się z nadchodzącymi wydarzeniami na świecie. Romek marzył o lataniu, o przemierzaniu nieba na skrzydłach samolotu. W jego oczach widziałam iskrę pasji i determinacji. Choć rodzice byli przeciwni jego wyborowi, ja nie mogłam go zatrzymać. Byłam dumna z mojego brata i wspierałam go w jego marzeniach.

Obserwując go, czułam wewnętrzny niepokój. Wiedziałam, że czasy stają się coraz trudniejsze, a wojna zbliża się nieuchronnie. Nie chciałam, aby Romek narażał się na niebezpieczeństwo. Próbowałam go przekonać, że to nie jest odpowiedni moment, że powinien słuchać naszych rodziców. Jednak on był niezłomny i gotów stawić czoła wszelkim przeciwnościom.

- Nie martw się, Elka. - powiedział, układając mi włosy. Będzie dobrze. Spełnię swoje marzenia, zobaczysz.

Chociaż bałam się o Romka, nie mogłam oprzeć się jego uśmiechowi i determinacji. Wiedziałam, że to jest coś, co naprawdę pragnie, i nie mogłam stanąć mu na drodze. W końcu też chciałam realizować swoje marzenia.

- Dobra, Romek. - westchnęłam. Jeśli ty będziesz latał, to ja też zamierzam spróbować. Ale obiecaj, że będziesz ostrożny i wrócisz do nas cały i zdrowy.

Romek spojrzał na mnie z szacunkiem i uśmiechnął się szeroko.

- Obiecuję, Elka. Będziemy razem odkrywać świat na skrzydłach. Nic nie powstrzyma nas przed spełnieniem naszych marzeń.

Poczułam się trochę uspokojona. Miałam nadzieję, że nasze marzenia i miłość będą nas chronić w trudnych czasach, które nadchodziły. Lato 1939 roku wydawało się niewinne i pełne obietnic, ale nikt z nas jeszcze nie wiedział, jak bardzo zmieni się nasze życie wkrótce.

***

Nadszedł pierwszy września, obudził mnie i wyciągnął z łóżka jeszcze w piżamie.
- Romek... Daj spokój. Nie spóźnię się... do liceum... - mruknęłam, ale słysząc jego słowa pobladłam. Myślałam, że żartuję, ale serce mi mówiło, co innego.

Spojrzałam na brata z przerażeniem w oczach, widząc jego poważną minę. Wiedziałam, że coś złego się dzieje. Przytuliłam się do niego, czując się bezbronnie.

- Co się stało, Romek? - zapytałam drżącym głosem. Dlaczego mnie obudziłeś?

On złapał moje dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy.

Latający wiewiórWhere stories live. Discover now