Jak już wiecie nazywam się Hailie Monet aktualnie mam 22 lata stoję przed willą postanowiłam zrobić im niespodziankę i przylecieć szybciej z Barcelony miałam być o 15⁰⁰ a aktualnie jest 9⁰⁰.Dziś o 18⁰⁰ ma odbyć się jakiś bal charytatywny takie jak zawsze,czyli piękne sukienki mężczyźni w garniturach i przemowy.Nie stresuję się tym mimo iż nie byłam dawno na żadnym balu,po prostu zachowuję spokój.Chłopcy przylecieli wczoraj ale ja niestety nie mogłam.
Klikam dzwonek do drzwi i po kilkunastu minutach drzwi się łaskawie otwierają a w nich staje Will.Na jego twarzy maluje się zaskoczenie jak i zarówno wielka radość.Stał jak zamurowany więc postanowiłam tak stać jak jakiś słup i do niego podeszłam i go przytuliłam.
-Hejka Will tęskniłam.-powiedziałam z uśmiechem że wywołałam u nie go takie zaskoczenie.
-Cześć malutka,jak też się stęskniłem,ale czemu jesteś tak wcześnie miałaś być o 15⁰⁰ przecież.
-Postanowiłam zrobić wam niespodziankę i przylecieć szybciej,a co nie cieszysz się na mój widok?
-No coś ty oczywiście że się cieszę,wejdź do środka a ja wezmę twoje walizki.
-Dobrze i dziękuję.-wyminełam Willa i weszłam do środka pierwsze kogo zobaczyłam to Dylana.Po cichu na paluszkach skradłam się do niego i od tyło go przytuliłam no co ten się wystraszył ale jak mnie zobaczył złagodniał.
-Dzień dobry Dylanie.
-Dzień dobry co ty taka firmowa hahaha.
-A nie wiem tak jakoś wyszło.
Do kuchni weszli bliźniaki a jak tylko Shane mnie zobaczył to nawet nie zdążyłam się uśmiechnąć bo on już trzymał mnie w uścisku.
-Tak bardzo tęskniłem dziewczyno.-powiedział Shane.
-To trzeba przyznać do chwilę się pytał czy może nasza mała Hailie nie przyleciała szybciej.-potwierdził Dylan z jeszcze lekkim uśmieszkiem.
Gdy tylko Shane wypuścił mnie z mocnego przytulaska ja wystawiłam ręce do Tone'go i się uśmiechnęłam na co ten tylko wywrócił oczami i niechętnie do mnie podszedł po drodze też się lekko uśmiechnął.Kiedy był już wystarczająco blisko i również wystawił do mnie ręce bym to ja mogła uczynić ten jakże okropny jak dla niego uczynek wtem wpadłam mu w ramiona.
-No co braciszku nie masz humorku?-zapytałam ściszonym głosem by nie nakrzyczeć mu do ucha i żeby nie ogłuchł.
-Nie-odpowiedział gburowato - Może już wystarczy tego przytulenia im mniej tym lepiej dla mnie.
-Ty faktycznie dzisiaj nie w humorze no ale skoro nalegasz -odsunęłam się od młodszego bliźniaka niechętnie - Wiecie może gdzie jest Vince?
-Na pewno pracuje -odpowiedział Shane chyba jako jedyny miał ochotę na moje pytanie.
-O wilku mowa -powiedział Dylan gdy zobaczył że Vince jak na zawołanie wszedł do kuchni.
-Vincuśśś -zapiszczałam i podbiegłam do mojego prawnego opiekuna i go przytuliłam na co ten się spiął ale po chwili rozluźnił widać było że nie przepada na przytulaniem i również mnie delikatnie obioł.Po jakimś czasie lekko poklepał mnie po plecach by dać mi znak że już wystarczy mu tego przytulania,ja się odsunęłam powoli.
-Malutka zaniosłem ci walizki do twojego pokoju i nie zapomnij o dzisiejszym balu o 18⁰⁰ pamiętasz? - zapytał jak się już domyślacie mój ulubiony braciszek który właśnie wkroczył do kuchni.
-Oczywiście że pamiętam,pójdę się zdrzemnąć bo jestem zmęczona i dziękuję Will - wyszłam z kuchni i skierowałam się do swojego pokoju gdy weszłam do środka wszystko było tak jak zawsze tak jak lubiłam.Na moją twarz wkradł się uśmiech gdy zobaczyłam misia którego kiedyś kupił mi Shane.Położyłam się na łóżku i po prostu spokojnie zasnełam.
560 słów
(rozdział nie sprawdzany)