1

7 0 0
                                    

- Jak wyglądam? - spytała Anais, moja przyjaciółka. Jedyna przyjaciółka.

- Bosko jak zawsze. Ale po co się tak stroisz? I tak nigdzie nie idziesz.- mruknęłam przyglądając się jej. Była moim kompletnym przeciwieństwem. Jej ubiór był bardziej chaotyczny, tak samo jej włosy. No i ona też była chaotyczna. Przede wszystkim wołała kolory, wzorzyste spódnice do ziemi i delikatne sweterki. Do tego mnóstwo ręcznie robionej, hipisowskiej biżuterii.

Ja natomiast wolałam mroczny, rockowy styl. Skórzane kurtki, łańcuchy, glany. Była jeszcze jedna rzecz, która nas różniła. Wolę dziewczyny. Anais co prawda jest bi, ale mimo wszystko ma w sobie coś z "normalności"  jak to niektórzy mówili.

Lubiłyśmy się od dawna. Miałyśmy można powiedzieć tylko siebie, nikt nie chciał się zadawać z wyrzutkami. Ale jak to powtarzała moja mama:
- Jeszcze tylko półtorej roku. Wytrzymasz.-

Całkiem przypadkiem, gdy o niej pomyślałam, zadzwonił telefon stacjonarny na korytarzu. Anais rzuciła się, aby go odebrać. Ja dalej siedziałam w strasznie niewygodnej pozycji na jej łóżku, zgięta w pół. Przynajmniej do czasu.

- Lena, twoja mama dzwoni. Chodź tu!- krzyknęła Anais.

Podniosłam się z materaca mimo niechęci i wyszłam na korytarz. Odebrałam od niej słuchawkę i przyłożyłam do ucha.

- No?-

- Dziecko błagam cię, zbierz się do domu i wejdź po drodze do sklepu, kup jakieś- mówiła na jednym wdechu mama.

- Mamo po kolei, co się stało?- zapytałam.

- Odebrałam dzisiaj pocztę. Na nieszczęście jest na tyle powolna, że wysłany dwa tygodnie temu list od twojej ciotki z Warszawy doszedł dopiero dzisiaj. Napisała w nim, że zjawi się u nas dziś w godzinach popołudniowych. A my nie mamy nic do jedzenia! Ojciec za godzinę kończy pracę, powiedział, że zajedzie do sklepu po pieczywo. A ty idź po jakąś wędlinę, coś do picia i co tam uważasz to kup. Masz pieniądze prawda?-

- Tak mam.- wywróciłam oczami. To miało być na papierosy, ale skoro mam się przysłużyć dobru ludzkości..

- Złote dziecko. To biegnij do sklepu i uważaj na siebie!- powiedziała moja rodzicielka i odłożyła słuchawkę. Westchnęłam ciężko i poszłam wziąć swoje rzeczy z pokoju Anais.

- Szkoda, że już musisz iść.-

- Weź, ja też bym chciała, żebyśmy chwilę pogadały. Poza tym, kasa miała być na fajki!- powiedziałam nieco głośniej wiążąc bandamę na głowie.

- Fajki, to ty miałaś rzucić kochana.- upomniała mnie Anais. Prychnęłam na nią tylko po czym poszłam ubrać buty i zebrać się do sklepu. Dziewczyna otworzyła drzwi z klucza i wyszłam na ganek.

- Powodzenia z ciotką.- uśmiechnęła się smutno. Machnęłam tylko ręką i skierowałam się do mojego celu.

*

- Serio jej nie powiedziałeś? Co za dureń z ciebie!- krzyknął Mateusz odpalając fajkę za sklepem.

- Nie.- odparłem i zrobiłem to samo co on.- Poza tym, widzisz, że ona mnie nie chce?-

- Może powinieneś zrobić coś jeszcze, żeby cię polubiła? Dałbym sobie rękę uchlastać, że poleciałaby na ciebie, gdybyś-

- Nic już nie zrobię! Nie będziesz znowu nacierał mi łba śmierdzącą wodą spod pokrzyw, żeby włosy były długie, nie pomaluję już paznokci, bo przypominam, że ojciec mało zawału nie dostał, gdy mnie zobaczył. To wszystko nie ma już sensu.- jęknąłem i ukryłem twarz w dłoniach. Wybrałem sobie najbardziej niedostępną dziewczynę w całym Poznaniu.

He looks just like a Rockstar..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz