Rozdział 1

23 5 6
                                    

Wpis pierwszy

Nie podoba mi się tu. 

***

Geno napisał te pięć słów pełen niechęci.  Nie miał ochoty w tym momencie pisać tych nieustannych kłamstw. Odłożył dziennik na fotel obok siebie i spojrzał na widoki za oknem rozpędzonego pociągu. Sekundy przeciągały się w minuty, a minuty godziny. Chociaż Geno spodziewał się tak długiej przejażdżki, zwłaszcza jeśli mówiono tutaj o podróży z miasta w którym znajdowała się jego akademia do swojego miasta rodzinnego, nie spodziewał się, że ta kilkogodzinna podróż zajmie aż tak dużo czasu. Chłopak nie odwiedzał bowiem tego miejsca często. Zdarzało się to raz na okres kilkunastu miesięcy, ale teraz sprawa miała się inaczej. Miał tu bowiem zostać na cały rok szkolny w ramach projektu, który zorganizowała jego szkoła. Geno nie miał w zwyczaju nie przejmować się takimi wydarzeniami. Bał się bowiem, że mógł zostać wybrany do takiego projektu, a to z kolei pokrzyżowałoby mu plany w nieustannym zatracaniu się w nauce. Podczas gdy jego "przyjaciele" z internatu żyli wieczną zabawą, gdyż niestraszne im było zdobywanie złych stopni, Geno wolał w tym czasie siedzieć nad książką, z kubkiem kawy w ręku do późnych godzin. Wszystkich innych wybronić mogły pieniądze ich rodziców. Dostali się do tej szkoły tylko po to. Geno dostał się tu przez ciężką pracę, którą włożył w naukę we wcześniejszych latach i chociaż jego "przyjaciele" próbowali go spławić aby to napił się alkoholu albo pobalował z nimi zamiast uczyć się następne kilka godzin, Geno zawsze odmawiał. Naturalną ich reakcją był to, że czasami zdarzało im się zaśmiać. Chłopak to rozumiał. Dla nich śmiech był normalną reakcją na ten jakże dziwny fakt. 

Chłopak złapał rączkę walizki i wyszedł z pociągu zabierając ze sobą swoje rzeczy. Wyszedł na peron i usiadł na ławce. Próbował odszukać wzrokiem swojego brata na którego tutaj czekał jednak zamiast tego znalazł krajobraz drzew, przysłaniających niebo. Geno stracił jakąkolwiek nadzieję, że znajdzie brata, więc chwycił za rączkę walizki i skierował się w stronę wyjścia z dworca kolejowego. 

Podczas gdy inne dzieciaki dorastały mając wszystko pod ręką, Geno uczył się żyć na własną rękę. Liczne wspinaczki nie były mu straszne i z jakiegoś powodu nie mógł zrozumieć dlaczego wszystkie inne dzieciaki w jego wieku nie mogły pojąć jaka to świetna zabawa. Zawsze trzymały się blisko matek i ojców, wskazując na Geno palcem i szepcząc coś po sobie. Geno lubił to robić. Dawało mu to odskocznię od rzeczywistości i od problemów.

Geno szedł chodnikiem ze słuchawkami w uszach i próbował odnaleźć swój rodzinny dom. Rozglądał się po okolicy w której nie był tak dawno, że spokojnie mógłby się tutaj zgubić gdyby został sam. Jedyne co  pamiętał to numer domu, dalie, rosnące na podwórzu i krzyczące sąsiadki, kłócące się każdego dnia od kiedy tylko nastał świt. Nikt nie mógłby się mu dziwić. W końcu Geno wyjechał kilka lat temu, a same kontakty nie pozostawały tak częste, jak w czasach gdy byli dziećmi. Wprawdzie chłopak pamiętał każde imię, każde chwile spędzone jako dzieci, ale wszystko to maskowało się pod osłoną nowej szkoły i wyjazdu. Geno znajdował jakąkolwiek, choćby najabsurdalniejszą wymówkę, aby to wymigać się od rodzinnych spotkań. W końcu, nie lubił tego. Wolał zapomnieć o tym co było i skupić się na tym co jest. 

W końcu, po kilkunasto-minutowej wycieczce, Geno dotarł do swojego "nowego" domu. Nie wiele się tutaj zmieniło. Kwiaty nadal mieniły się w promieniach słońca, a ich zapach roznosił się po prawie caluteńkiej okolicy. Chłopak powoli podszedł do drzwi i zapukał kilkakrotnie. Po chwili drzwi uchyliły się i ukazał się w nich zaspany Error. Geno spojrzał na niego zażenowany.

Pov. Geno

- O, cześć Geno ! W-właśnie miałem cię odebrać. Twój pociąg przyjechał wcześniej ? - zaśmiał się nerwowo. Może jak wrócę na stację to jeszcze pozwolą mi wrócić ?

- Przyjechał pół godziny temu. - Error spojrzał na mnie zdziwiony i zerknął na zegarek, po czym uderzył się w czoło.

- Wejdź do środka. - powiedział i chwycił karton z moimi rzeczami. Wszedłem do środka i odetchnąłem z ulgą. 

Rozstawienie moich rzeczy w moim starym pokoju nie było problemem. Szafki, szuflady, półki były puste ze względu na to, że wszyściusieńko ze sobą zabrałem. Poustawiałem książki na półce i padłem na miękki materac. Nie było mnie tu zaledwie kilka lat, a nic się tu nie zmieniło. 

Mój wzrok momentalnie powędrował na etażerkę, na której leżało opakowanie tabletek. Wypuściłem głośno powietrze, wstałem i chwyciłem opakowanie. Podszedłem do biurka i wrzuciłem tabletki do szafki z cichym westchnieniem. Nie zepsuje mi to pobytu tutaj. Nie ma nawet takiej opcji. Usiadłem z powrotem na łóżku i spojrzałem na dziennik.

- Pierdol się. - rzuciłem i podniosłem się z materaca. Wyszedłem z pokoju i zszedłem po schodach na dół. Nie zważając na Error'a, wyszedłem na dwór. Zszedłem po schodkach i zacząłem iść w stronę miasta, w międzyczasie przeglądając coś na telefonie. Chciałem po prostu kupić kawę i zapomnieć o całym świecie, chociażby na minutę. Pchnąłem drzwi do znanej mi kawiarni i wszedłem do środka. Tylko błagam żeby nikt z mojej starej szkoły mnie nie rozpoznał. O to oczywiście nie musiałem się martwić ponieważ każdy kto wcześniej chodził ze mną do podstawówki teraz prawdopodobnie wyjechał do innych szkół. No może jakieś wyjątki są, ale wątpię.

Usiadłem przy stoliku, nadal wpatrując się w telefon. Chwilę później podniosłem głowę żeby zamówić sobie kawę. Wtedy właśnie zobaczyłem tą znajomą mordę, której tak bardzo nie znosiłem.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - rozpoczął rozmowę, uśmiechając się w ten pierdolony, wkurwiający sposób. - Nadal pijesz kawę jak kawocholik.

- Nadal masz ten wkurwiający ryj, dokładnie jak w podstawówce. - odgryzłem się, odkładając telefon na stolik. - Chociaż nie. Jedno się zmieniło. Zrobiłeś się jeszcze bardziej wkurwiający. - warknąłem.

Prychnął pod nosem, śmiejąc się. Popatrzyłem w stronę jego pracodawcy który przyglądał się Reaper'owi z groźną miną. Uśmiechnąłem się złośliwie. Reap westchnął głęboko i wyciągnął notes.

- Co mogę ci podać-

- Znasz moją odpowiedź - mrugnąłem do niego z wrednym uśmiechem. Reap przewrócił oczami i zapisał coś w swoim notesie.

Po chwili Reap wrócił z moją kawą i postawił ją na stoliku przede mną. Posłałem mu wredny uśmiech i wstałem z krzesełka, łapiąc plastikowy kubeczek.

Już nie znoszę pobytu tutaj.

"Wszystko co dobre" AfterdeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz