001

77 6 13
                                    

Deszcz. Wiatr. Pioruny uderzające w ziemię od czasu do czasu. Ta pogoda nie sprzyjała Cyno w powrocie do domu. Szczególnie po odludziu bez miasta, z jakiegoś przystanku w okolicy.

Białowłosy poprawił kaptur bluzy i klnął pod nosem z poirytowania. Jeszcze pamiętał jak rankiem przyjemnie prażyło słońce i było tak dobrze, bez żadnej kurtki. Teraz żałował nie wzięcia nawet najcieńszej, typowo przeciwdeszczowej. Uważał by się nie poślizgnąć na deszczu, lub po jakimś błocie. Jego białe trampki prosiły o litość i by zostały wyczyszczone jak najszybciej. Zatrzymał się jednak gdy usłyszał piszczenie z bólu. Zdjął kaptur i nasłuchał się otoczeniu. Znowu usłyszał pisk i skomlenie. Poszedł w stronę dźwięków i włączył w telefonie latarkę by cokolwiek widzieć w ciemnym lesie. Wiedział że robił teraz najgłupszą decyzję w życiu, ale za bardzo się przejmował dźwiękami dochodzącymi z głębi lasu.

Po kilku, może kilkunatsu minutach szukania centrum dźwięków, gdzie Cyno się kilka razy wywalił na ziemię - w końcu znalazł źródło wydawanych odgłosów. Kucnął przy rannym lisie który nie mógł się poruszyć, gdyż każdy ruch go bolał. Rozejrzał się po okolicy ale nie usłyszał lub nie zauważył niczego innego niż masy drzew, krzaków, błota, i znalezionego lisa. Cyno bez żadnego zastanowienia zdjął z siebie bluzę i owinął nią zwierzę. Podniósł go i pobiegł w stronę domu. Uważał by nie zranić lisa podczas biegu, bo i tak bolało go jak słyszał piszczenie zwierzęcia.

Droga do domu zajęła około dwudziestu minut, może nawet więcej. Nie obyło się bez szumu gdy wszedł do środka.

"Cyno jesteś w końcu.." - zmartwiony ojciec chłopaka od razu wyszedł z kuchni gdy usłyszał otwarte drzwi. - "Co.. ty masz w rękach?" - spojrzał na zawiniątko w jego rękach.

"Teraz to nieważne.. zaraz ci wszystko wyjaśnię."

Zdjął podczas mówienia buty. Plecak rzucił na podłogę i pobiegł do łazienki, z pośpiechu nie zamykając za sobą drzwi. Mężczyzna cicho westchnął i poszedł do kuchni zrobić im gorącej herbaty na rozgrzanie.

Cyno nie był zbytnio obeznany w weterynarii, ale wiedział jak opatrzyć zwierzę w takiej potrzebie. Mimo że wiedział co robi, to czuł jak ręce mu się trzęsły gdy tylko lis piszczał z bólu. Nie był to za przyjemny dźwięk.

Na szczęście rany nie były obszerne, ale mimo swojej małej ilości były w niebezpiecznych miejscach. Szczególnie niebezpieczne było rozcięcie na brzuszku zwierzęcia, które przesiąknęło krwią bluzę chłopaka. Rana nie wyglądała jakby potrzebowała zaszycia, ale ilość krwi była niepokojąca. Cyno postarał się by jak najszybciej zatamować krwawienie. Lis nie sprawiał problemu gdyż się nie poruszał. Jedynie lekko machał łapkami.

Zatamowanie krwawienia zajęło około dwudziestu minut. Na początku białowłosy obawiał się że nie uda mu się tego zrobić, ale na szczęście w końcu udało mu się to zatamować. Bandażowanie łapki było o wiele prostsze, gdyż tylko owinął ją bandażem i zakleił pierwszym lepszym plasterkiem.

Nastolatek odetchnął z ulgą gdy w końcu lisek leżał spokojnie. Dopiero po chwili zauważył na szyi zwierzaka obrożę ze złotą zawieszką z imieniem.

"A więc Tighnari.."

Mruknął pod nosem, delikatnie gładząc go po uchu. Spojrzał na zakrwawioną bluzę i wrzucił ją do pralki, przy okazji ogólnie wstawiając brudne pranie. Wziął lisa delikatnie na ręce i poszedł z nim do swojego pokoju.

Uchylił białe drzwi i zapalił światło. Na szczęście zamknął rano okno i ulewa nie wleciała do środka. Nie byłoby za wesoło gdyby jednak zostawił je uchylone. Rozejrzał się po w miarę dużym pokoju i położył liska na kołdrze. Sięgnął z pufy fioletowy koc i położył go przy zwierzaku. Zauważył na jego uchu złoty kolczyk, jeszcze bardziej się zaciekawił co taki lis robił w lesie. Nie wiedząc jak mogąc jeszcze pomóc zwierzęciu, wyszedł z pokoju zgaszając światło, i zostawiając otwarte drzwi. Skierował się do kuchni, szykując się na wywiad od ojca.

𝐀𝐜𝐜𝐢𝐝𝐞𝐧𝐭𝐬 𝐡𝐚𝐩𝐩𝐞𝐧 ; 𝗖𝗬𝗡𝗢𝗡𝗔𝗥𝗜Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz