Rozdział 1

26 3 6
                                    

Wymknięcie się z komnaty zamku w Allandrien — nazywaną przez wszystkich twierdzą do niepokonania, jest niezwykle trudne. A tym bardziej, jeśli jest się księżniczką i kuzynką następcy tronu pod ciągłą opieką, a pod drzwiami komnaty strzegą twego bezpieczeństwa z co najmniej dwójka strażników wysokiej rangi. Jednakże jeśli zna się kilka tajemnic o swej komnacie dzięki temu samemu kuzynowi, a także plany wart, zmian, podawanych posiłków i zajęć, które odbywały się zawsze o tej samej porze, w tych samych odstępach i ilości, zadanie to wydaje się trochę łatwiejsze, ale dalej ryzykowne.

Jednakże nie należę do osób, które boją się podjąć ryzyka i nie uważam, że coś, co zostało nazwane niepokonane, takie właśnie jest po wsze czasy. W końcu wszystko ma choć jedną słabą stronę, którą wróg może wykorzystać. Dodatkowo co mogliby mi zrobić, gdybym uciekła? Postawić dodatkowego strażnika? W najgorszym wypadku odcięliby mnie od drogi ucieczki, które zapewniły mi tajemne tunele, o których zapomniała moja ciotka, a siostra mej zmarłej matki — Królowa Isabella.

No dobrze jest coś, co mogliby mi zrobić. Jednakże zaprzestali to praktykować równo siedem lat i osiem miesięcy. I szczerze wierzę, że te praktyki zostały przez nich zapomniane, bo nie marzy mi się posiadanie kolejnej blizny na swoim ciele.

Nie zrozumcie mnie źle, jestem wdzięczna za otoczoną mnie opiekę moich krewnych, jednakże ich zachowanie czasem wydaje mi się lekko przesadzone. No dobrze może trochę więcej niż tylko trochę. Wydaje mi się momentami absurdalne, ale obecnie uważam, że za bardzo boją się zmian i pewnego rodzaju inności, na swym dworze. Dlatego też prawie nigdy nie pojawiam się na balach, czy innych wystawnych przyjęciach.

A przynajmniej nie oficjalnie. Wiele uroczystości spoglądałam ukradkiem i zazdrościłam mojej przyjaciółce, że mogła od zawsze tak swobodnie w nich uczestniczyć. Choć jak wielokrotnie mnie zapewniała, z chęcią zamieniłaby się ze mną miejscami. Wolałaby zaszyć się w bibliotece i czytać godzinami księgi, do których od lat nikt nie zaglądał. Ja za to miałam ostatnimi czasy dość książek i wszelkich prywatnych lekcji, które zamykały mnie w swojej komnacie niczym słowika w złotej klatce. Choć dla ciotki, byłam raczej brzydkim, zielonym odmieńcem przez te lata dzieciństwa.

Jednakże dzień, w którym po raz pierwszy uciekłam i szczęściem było, że kuzyn i moja przyjaciółka, tamtego dnia jednak nieznana ni dziewczynka ukryli skrzętnie, gdzie tak naprawdę byłam.

I gdzie miałam zamiar ponownie się wybrać. Inaczej Atspalvis będzie bardzo niezadowolony. A o niej już nie wspomnę. Gdy się gniewa, potrafi być naprawdę wredna i do niewytrzymania. Raz miałam okazję ją zobaczyć w takiej postaci i całkowicie szczerze uważam, że ten widok wystarczy mi na kilka następnych wcieleń. O ile rzeczywiście prawdą są słowa, które głoszą wysłannicy Miriane — bogini światła i wszelkiego życia. Że to życie nie jest naszym jedynym i nie jest ostatnim, o ile tylko taka jest wola bogini. I nasza własna. Ponoć już kiedyś sama bogini wróciła na ziemię pod nową postacią, ale kroniki i księgi posiadają bardzo wybrakowane informacje na ten temat. Ale jeśli to prawda, to wierzę, że którego dnia spotkam moją rodzinę.

W świecie po drugiej stronie lub w naszych kolejnych wcieleniach. Z tą różnicą, że będzie nam dane przeżyć wiele lat radości i smutków. Razem jak prawdziwa rodzina. Zero wymyślanych chwil, które moglibyśmy przeżyć, a realne i namacalne momenty spędzonych wspólnie chwil, a potem lat. Jako rodzina, którą każde dziecko powinno posiadać.

A nie jako sierota, którą od narodzin jestem i nic, nawet bogini nie zmieni tego w mym obecnym żywocie.

Spoglądałam na niebo przez jedyne okno w komnacie i odliczałam wraz z zegarem mijające sekundy, które obwieszczą mi za dokładnie dziesięć minut sygnał w postaci oddalających się kroków od mojego pokoju strażników. Wtedy będę mogła pomimo hałasów użyć mojego sekretnego asa.

Jedenaście, dwanaście, trzynaście...

I tak do sześciuset sekund, powoli zmierzających w stronę mej chwilowej wolności, wraz ze wskazaniem przez najdłuższą wskazówkę zegara odpowiedniej godziny, której od pierwszych promieni słońca, które mnie powitały dzisiejszego poranka, wyczekiwałam z utęsknieniem.

Zapewne zapytacie się, dlaczego wracam, skoro czuję się tutaj jak w przysłowiowej klatce?

Powód numer jeden nie znam nikogo od mojej mentorki, co oznacza powód numer dwa, jakimś cudem zapewne dowiedzieliby się, że tu jestem, a przez to sprawiłabym jej niemałe kłopoty, powód numer trzy — nawet ona nie może opuścić murów królestwa.

Choć tak może tutaj przebywać tylko dlatego, że była przyjaciółką mej matki, która otrzymała od niej ułaskawienie księżnej i słowo, że nikt nie zrobi jej krzywdy, nawet po jej śmierci. To prawo zostało zapisane w jednej z ksiąg ustępstw, które nie podlegają dyskusji i unieważnienia, nawet jeśli obecna władza tego zapewne pragnęła.

Ponieważ nasze królestwo nie toleruje takich jak ona, ludzi magii zajmujący się specyficzną profesją. A którą sama muszę ukrywać, że dalej ją posiadam, by nie być krzywdzona przez moją rodzinę, jak to czyli, przez sześć lat mojego życia. Odkąd jako nieświadoma siedmiolatka użyłam mocy, która we mnie drzemie odziedziczona po ojcu, którego nigdy nie poznałam. A którego darzyła wielką miłości i zaufanie moja matka, jednakże cała rodzina była temu przeciwna. Sądzili, że jeśli ich rozdzielą, moja matka się otrząśnie, ale już w tamtym momencie kiełkowało się w jej brzuchu dowód ich miłości, który ostatecznie ją zabił. A mego ojca pochłonęła jedna z trwających na granicach bitew w Królestwie Mahr z armią Ershena. W tamtym dniu uratował granice przed najazdem demonów. Jednakże zagrożenie z ich strony pozostaje niezmienne.

Jednakże nie mam zamiaru stać bezczynnie jak większość kobiet w naszym królestwie. Nie mam zamiaru być bezbronna, kiedy wróg nagle zaatakuje. Mam zamiar być tą, która pomimo niechęci uda jej się uratować tyle osób ile zdołam. Tak jak uczynił to mój ojciec. Chcę, żeby jego duch i duch mej matki czuli dumę, jeśli ten dzień miałby kiedyś nadejść. Nie mam zamiaru ukrywać się jak tchórz, wystarczy, że robię to, ukrywając swe moce, kłamiąc, że ich nie posiadam. Jedyną cząstkę, która pozostała mi po ojcu, którego mimo bohaterstwa wuj i ciotka zawsze wspominają, jakby był najgorszą chorobą, jaka spotkała naszą rodzinę. Jednakże gdyby nie on nie urodziłabym się ja, ta, którą z taką pieczołowitością pragnęli naprawić i myślą, że im się udało.

Gdyż od tysiąca pięciuset dwudziestu ośmiu dni nie użyłam impulsywnie swej magii. Od tylu też dni pobieram lekcje u starej przyjaciółki mych rodziców, a dziś czas wyruszyć na kolejną lekcję i na spotkanie z Atspalvis'em. I nie będę ukrywać, strasznie się za nim stęskniłam. Gdy serce zegara tyknęło po raz sześćsetny, a za drzwiami usłyszałam głuchą ciszę, pozbawioną już kroków za drzwiami. Wstałam z łóżka i podeszłam do ciężkiego gobelinu po drugiej stronie. Odsunęłam go najciszej, jak to było możliwe, jednakże i tak jak zawsze szelest materiału i metalowych obręczy, na których był zamocowany obraz, wydał kilka dźwięków, które zawsze mnie stresowały. Liczyłam do dziesięciu, jednakże nic nie usłyszałam za drzwi, żadnego pytania od wyczulonych strażników, dlatego też popycham lekko ścianę, które po chwili uchyliły się, pozwalając mi dzięki temu wyjść z mojego pokoju na wolność.

Gdy już jestem po drugiej stronie, zamykam je, sięgając automatycznie do klamki, by nie wydać podczas tej czynności żadnych zbędnych szczęknięć mechanizmu. A gdy jestem już bezpieczna i sama w tajnych korytarzach, pozwalam sobie na bardzo nikłe użycie mojej mocy. W moich dłoniach zaczyna lśnić blade zielonkawa iskierka światła, dzięki której odnajduję zarówno drogę, jak i moją torbę i płaszcz, którą zakładam na siebie, a następnie zakrywam kaptur na głowę, aby nikt nie rozpoznał mnie, gdy będę wychodzić do miasta. Gdy już byłam gotowa do dalszego etapu mojej chwilowej ucieczki z zamku, zaczęłam podążać bezgłośnie, niczym cień, o kamiennych korytarzach, które od stu lat nie są używane, przez nikogo w pałacu. Oprócz mnie i mojego kuzyna.

I w ten sposób podążałam niezauważona z nic nieświadomymi strażnikami, myślącymi, że dalej wykonują swoje zadanie wzorowo i bezbłędnie w stronę domu mej mentorki i przyszywanej ciotki — Vanessy le Rose.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 25, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziedzictwo Mahr ~ Księga 1 (zapowiedź)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz