Rozdział 5

253 15 0
                                    

— Wszystko w porządku — Artur zapytał Merlina, gdy ten nie odzywał się już dłuższą chwilę i błądził gdzieś myślami, zapinając kolejne sprzączki w jego zbroi.— Tak, wszystko jest w porządku. A jak przebiegło przesłuchiwanie pojmanych zbirów. Od kilku dni nie mówiłeś co się dzieje.

— Od kilku dni leżałeś praktycznie nie do życia, sprawy królestwa zostaw mi, ja się nimi zajmę, a ty zadbaj o siebie. — Merlin poczuł się jak uderzony w twarz, chociaż Artur nie powiedział nic złego. Doskonale wiedział, że jedyne co może teraz robić to zapinać mu zbroję i wyczyścić ubłocone buty. Musiał się odwrócić, aby nie czytał z jego twarzy jak otwartej książki. Oczywistym było, że próbował czarować, nawet bezwiednie. Jednak niemiłosierny ból przypominał mu o stracie.— Rozumiem.— Obraziłeś się? To nie także nie chcę ci mówić. Musisz po prostu teraz wypoczywać, a nie jeździć ze mną w podróże.

— Nie oczekiwał tłumaczenia, jednak pomogło mu to lekko ukoić powstające emocje. A sam nie potrafił sobie z nimi ostatnio radzić.— No nie rób takich min — Wiedział, aby zostać odwróconym, tylko jak miał by go ubrać, odetchnął zirytowany.

— Ot zwykli opryszkowie, nie chcieli gadać co tu robili. Dlatego musieliśmy użyć innych metod. Byli na przeszpiegach prawdopodobnie od Moorgause — Artur wyglądał teraz na zirytowanego. — Dwóch się otruło, gdy byli blisko sypania. Trzeciemu wyciągnęliśmy trutkę z buzi w samej porze. — Złapał ręką skronie i głęboko odetchnął. Merlin cały czas śledził jego ruchy.— Dowiedzieliśmy się co planowała Moorgause, na początku nie chciałem w to wierzyć, ale... — Znów odetchnął — Miała złożyć kogoś w ofierze, aby otworzyć przejście między nami, a umarłymi. Myślałem, że łga Merlinie. Jednak to się dzieje, dzisiaj przyszła do mnie informacja, że ludzie z wioski na wschodzie praktycznie wszyscy nie żyją.
— Chłopak miał rozszerzone oczy, gdy słuchał słów Artura.— Musimy tam natychmiast jechać i sprawdzić — Merlin złapał zapał go za ramię samoistnie, jednak jak szybko dotknął tak i puścił w popłochu. Nie jest przecież Gwen, jednak Artur nic z tym nie zrobił.— Właśnie tego nie chciałem Merlinie. Ty musisz zostać tutaj, jesteś jeszcze słaby. Pojadę i wszystko załatwię. — Merlin podał mu miecz, jednak po minie Artur mógł stwierdzić, że przegrał już sprawę.— To nie jest dobry pomysł.— Nie obchodzi mnie to zbytnio Arturze.— W takim razie się przygotuj, wyjeżdżamy za godzinę.

*****

Merlin pakował najpotrzebniejsze rzeczy do swojego plecaka i krzątał się po swoim pokoju, gdy zajrzał do niego Gajusz.— Nie zapomniałeś najważniejszego? — Jego brew była wysoko zaraz przy lini włosów.— O czym Gajuszu? — Pomyślał chwilę, jednak zaraz zrozumiał i humor z zaciętego zmienił się na rozgoryczony. — Mam, cały czas czuję ciężar na sercu. — Wyjął woreczek z lubiesznikiem i pokazał go Gajuszowi. — Bez tego zapewne zarwał bym strop nad Arturem — Pierwszy raz zażartował z tak poważnej sytuacji jak brak magii, miał nadzieje, że kiedyś przyzwyczai się całkowicie do noszenia go ze sobą dosłownie wszędzie. — Trzymaj go przy sobie chłopcze, żarty z twoją raną są zbędne. Naprawdę możesz przypłacić ją życiem.

— Dobrze o tym wiedział, ale nie chciał już martwić staruszka.— Będę się zbierał, wrócimy zapewne jutro na wieczór, jak wszystko pójdzie po naszej myśli.Wyjechali tak jak powiedział Artur. Było z nimi pięciu rycerzy w tym Gwain, Lancelot i Parcival. I Michael, posłaniec przynoszący wiadomości z wioski.— Znalazłeś konia Lancelocie? — Merlin patrzył jak ten wyczesuje jej bok przed wyjazdem.— Tak — Posłał mu radosny uśmiech — Szukałem jej kilka godzin, zaraz jak twój stan się ustabilizował. — Odpowiedział jednak nie przestawał się śmiać. — Coś się stało Lancelocie? — Spojrzał wreszcie na niego nie unikając wzroku Merlina. Oczy świeciły mu się jak dwie gwiazdki. Przysunął się bliżej chłopaka i szepnął, aby na pewno nie było go słychać,— Żegnałem się dzisiaj z Gwen... i — Zawahał się przez chwilkę czy na pewno może to tak ująć w słowa. — I... I myślę, że mogę mieć u niej szansę. — Rozpromienił się jeszcze bardziej.— Dlaczego tak myślisz? Oczywiście nie żebym zaprzeczał, co to to nie. — Chłopak machał rękami na znak zaprzeczenia jak idiota, na co Lancelot posłał mu szerszy uśmiech.

~Merthur~ LśnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz