I

55 4 2
                                    

Boże, ja chyba jednak talentu nie mam.  Jestem do niczego. Siedzę przy biurku, o ile można to biurkiem nazwać, bo przez zmięte kartki trudno stwierdzić co to może być.

Siedzę już parę dni. Do głowy nie przychodzi nic sensownego, a nawet jeśli jakimś cudem przyjdzie, nie umiem wymyślić rymu. Już mam tego dość, ale coś muszę napisać. Mam takie wewnętrzne pragnienie. Trzymająca pióro ręka cała się trzęsie. Ciekawe czy ze złości, czy nie jedzenia od trzech chyba dni. Może napisać o dłoni? Panie, pomóż mi, bo będę płakał. Zachowuję się jak pięcioletnia dziewczynka. Wiem! Może napisać o pięcioletniej dziewczynce? Rzucę piórem o ścianę i będzie spokój.

Atrament spływający teraz po ścianie bardzo mnie uszczęśliwia. Drugiego nie mam, bo mnie nie stać, a palcem pisać nie będę. Wkońcu! Nie będę mógł już pisać! Czy chcę czy nie muszę zrobić sobie przerwę.

Mama chyba usłyszała że coś rzuciłem, więc przyszła do mego pokoju tak zaniedbanego, jakby było tu przed chwilą tornado połączone z tsunami.

- Juliusz...kolejnego pióra ci nie kupię.
Wstałem, podbiegłem, przytuliłem się do niej tak mocno jak umiałem i ucałowałem ją.
- Dziękuję za te słowa, mamo.

Widać było po niej zdziwienie, kiedy wyszedłem z pokoju i zacząłem się śmiać, a później krzyczeć "Jestem wolny!".

Teraz dopiero poczułem, że czuję się, jakbym przebiegł paro godzinny maraton, a bieganie nie jest moją specjalnością. Jestem zmęczony i głodny. Wszystko mnie boli. "Za chwilę zemdleję" pomyślałem i po chwili znalazłem się na podłodze.

Czuję się jakbym spał. Wygodna ta podłoga. Nagle czuję, że coś mnie uderzyło w twarz. Otworzyłem oczy. Popatrzyłem na matkę, która klęka przy mnie i głaszcze mnie po włosach.
- Zrobię ci pierogi z kapustą i grzybami, ale teraz zjedz chociaż kanapkę. - powiedziała cicho. Pomogła mi wstać i podejść do fotela i na nim usiąść. Zamiast jednej kanapki zrobiła mi ich cztery.

- Mamo...ja nie chcę. - popatrzyłem się z niechęcią na kanapki. Były one w dodatku z kiszonym ogórkiem, którego wprost nie cierpię.
- Jedz i nie marudź, dziecko. Ja idę robić farsz.

Poszła do kuchni.

Kanapki zjadłem w zadziwiająco krótkim czasie. Szczerze, to ten ogórek też mi przypasował. Jestem zaskoczony. Postanowiłem wstać z krzesła i pójść do kuchni by umyć talerz, na którym jeszcze parę minut temu spoczywały kanapki. Podszedłem do zlewu i chwyciłem za gąbkę. Lekko kręciło mi się w głowie, lecz nie martwiłem się tym faktem. Ale z mamą było inaczej.

- Juliusz! Co ty robisz? Znowu chcesz zemdleć? - przez to wszystko upuściła szklankę, z której piła wodę.

Krótko po tym leżałem już w łóżku. Jeszcze krócej zajęło mi zaśnięcie.













Witam bardzo serdecznie wszystkich tu zgromadzonych! (lubię tak pisać. Czuję się mądra.) Ogólnie chciałam tylko powiedzieć, że kolejne rozdziały mogą pojawiać się bardzo różnie. Czasami dzień później, czasami zajmie to pare miesięcy, więc proszę później nie mieć do mnie żalu. I mam bardzo dziwną i dość śmieszną wizję na tą książkę, więc jak ktoś po niej oczekuje czegoś "normalnego" to od razu mówię, autor nie jest normalny, więc nie umie napisać normalnej książki.

Strzyga | {słowackiewicz}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz