Rozdział 4

36 1 0
                                    

Mikey

Nie zauważyłem kiedy usnąłem obok Donniego. Otworzyłem oczy i widziałem, że Donny jeszcze śpi i zauważłem, że jest 8 rano co znaczy, że przespałem z Donniem cały dzień i noc. Myślałem o tym co powiedział wczoraj. Chciał to zrobić od dłuższego czasu? Nie wiem czy to przez alkohol czy mówił na poważnie... Lepiej nie powiem tego chłopakom bo będą za nim chodzić jak cień żeby się do mnie nie zbliżył. A nie chcę tego bo chcę być blisko Donniego. Nawet jeśli on nie lubi bliskości chociaż czasami wydaje mi się, że on potrzebuje najbardziej bliskości, ale nie chce tego pokazać. Albo nie jest przyzwyczajony do bliskości. W każdym razie nie chcę być od niego daleko.

-Mikey? Żyjesz?-Leo szepcze przez drzwi.

-Tak spokojnie. Donny jeszcze śpi. Chodź zrobię śniadanie. Znowu.-Mówię szeptem i lekko zirytowany.

-Okej to chodź.-Leo dalej mówi szeptem.

Wstaję po cichu i na palcach wychodzę z laboratorium.

Donnie

Obudziłem się i szybko usiadłem. Od razu zaczęła mnie głowa boleć od kaca. Martwiłem się, że zrobiłem Mikey'mu krzywdę, ale zauważyłem, że wszystko jest na swoim miejscu więc prawdopodobnie nic nie zrobiłem. Chociaż trochę tego chciałem... Yhhhh! Co się ze mną dzieje? Nie nie nie. Nie jestem uczuciowy. Nie potrafię być uczuciowy. Mam nadzieję, że nie powiedziałem nic głupiego... Ehhhh. Wstałem i dotykałem głowy. Wyszłem z laboratorium i od razu poczułem zapach jajecznicy z tostami. Mikey rewelacyjnie gotuje więc nic dziwnego, że tak pachnie.

-Donny! Wstałeś akurat na śniadanie! I widzę, że masz kaca. Haha.-Mikey śmieje się lekko, ale opiekuńczo podchodzi do mnie i bierze mnie za ramie do kuchni.

-Ta... Cześć. Co odwaliłem?-Pytam i patrzę na braci.

-Oh bracie. Dużo. Bardzo dużo.-Mówi Leo.

-Tak. Chciałeś ukarać Leo założeniem mu twojej obroży, ale Leo cię wybłagał i go wypuściłeś, ale Mikey powiedział do ciebie jak do psa i nie chciał przeprosić i chciałeś mu coś zrobić, ale nie wiemy co bo byliście zamknięci od środka.-Opowiedział wszystko Raph.

-Oh. Cóż Leo by sobie zasłużył, ale Mikey ciebie bardzo przepraszam. Nie chciałem ci zrobić krzywdy.-Powiedziałem pierwszy raz przepraszam przy wszystkich.

-Uh? W porządku Donnie. Poradziłem sobie z tobą. W prawdzie byłeś silniejszy ode mnie, ale ja użyłem sprytu i cię związałem.-Uśmiechnął się dumnie Mikey.

-To by wyjaśniało skąd mam odbite paski na rękach. Cóż cieszę się, że nic ci nie zrobiłem. A teraz możemy zjeść? Umieram z głodu a to pachnie cudnie.-Mówię i czuję jak brzuch mi burczy.

-Oczywiście! Siadajcie wygodnie i proszę o to dla was jajecznica, plus kako!-Mówi rozanielony Mikey i kładzie nam talerze na stole a po chwili również kako, ale zatrzymał się przy mnie.

-Co jest Micheal?-Patrzę na niego.

-Bo... Nie wiedziałem czy wolisz kawe czy kako i zrobiłem z odruchu kako tak jak reszcie i-Przerwałem mu.

-Spokojnie wypiję. Mam dużego kaca i myślę że kawa by mi nie pomogła. Dziękuję.-Mówię i zaczynam jeść jajecznice.

-Oh super!-Uśmiechnął się szeroko i siadł, zaczynając jeść.

Raph

Zauważyłem, że Donnie się inaczej zachowuje. To znaczy on zawsze był najmilszy dla Mikey'go, ale teraz to co innego. Mikey zawsze chodził za Donniem więc to nic dziwnego. Ale nigdy nie widziałem Donniego żeby przepraszał przy wszystkich a zwłaszcza przy Leo. Chociaż może ja po prostu wariuję.

Trudna miłość... (Rottmnt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz